sobota, 24 listopada 2018

#39 Umarł król

Uru przeciągnęła się na podwyższeniu. Uniosła głowę. Przed wschodem. Królowa Lwiej Ziemi uśmiechnęła się. Podeszła do syna, który spał blisko wyjścia. Dotknęła go łapą, sprawiając, że się obudził. Mufasa spojrzał na matkę. Przetarł oczy łapą.
-Mamo?
-Chodz ze mną.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Mufasa wyszedł za mamą. Oboje skierowali się w górę skały. Wiatr buchnął w ich twarz, powiał grzywą księcia. Ich kroki zadudniły o twarde podłoże. Już na szczycie- "tronie" -usiedli obok siebie, wpatrzeni w horyzont.

Po raz  kolejny Mufasę zachwycił widok królestwa wraz ze wschodzącym słońcem.
Uru także.
-Synu, pamiętasz co poznałeś na pierwszej lekcji? -spojrzała na księcia uważnie. Nie dała mu czasu na odpowiedz, -Że słońce dla każdego wschodzi i zachodzi. Pewnego dnia ,coraz bardziej bliskiego, przyjdzie dzień, kiedy to ty zostaniesz królem.To wszystko będzie twoje.
-Wiem mamo..
-Poczekaj, daj mi dokończyć,-uśmiechnęła się lekko królowa.Spojrzała na chmurne niebo.Czuła ,jak przodkowie patrzą na nią. Ojciec, matka, brat...   -Mogę cię przepytać?
Mufasa skinął głową, więc Uru podjęła. Wyprostowała się.
-Czym zajmuję się król?
-Strzeże harmonii Kręgu Życia, opiekuję się swoim stadem.
-Majordamus?
-Czyli jak Zuzu,-uśmiechnął się złośliwie Mufasa,-ciągle gadają... nie, no.. żarcik. Dostarczają nam raporty, patrolują ,są ambasadorami na innych ziemiach.
Uru była zadowolona odpowiedziami.
-Lwice polujące?
-Polują,-krótka odpowiedz
-Świetnie, -Uru wstała. Syn także wstał, zaskoczony, że tak szybko poszło. Spodziewał się wielu pytań i jeszcze dłuższej lekcji.
Królowa przejechała ogonem po jego policzku. Zeszła z Lwiej Skały na spacer.

Mufasa odwrócił się, gdy usłyszał ryk, a pózniej kroki. Lwice wyszły na polowanie. Trzepot skrzydeł oznajmij natomiast Mufasie, że Zuzu ma raport. O ironio..  Ahadi wyszedł z jaskini, przeciągając się. Minęły go rozradowane lwiątka. Zuzu usiadła mu na grzbiecie, by zdać wiadomości.

Mufasa odwrócił wzrok, gdy wyszedł z jaskini Taka. Za nim podążała jego Lwia Straż.
-Taka..-zaczął Mufasa, -możemy porozmawiać?
-Pózniej,-burknął brązowy lew, mijając go.
Reszta straży poszła za nim, chodz Jasiri ociągał się.
Mufasa westchnął zrezygnowany. Chciał się pogodzić. Jak mawiała mama, "nie baw się jedzeniem, masz brata.Macie się lubić". Mufasa uznał jednak, że im bliżej byli oboje dorosłości, tym bardziej się od siebie oddalali. A żaden z nich nie potrafił tego zakończyć... a może nie chciał...

Sarafina, Sarabi wyszły niewiele czasu pózniej. Obie zaproponowały wyjście nad wodopój. Książę nie potrafił im odmówić.
***
Czarna lwica przyczupnęła w gęstych krzewach, wpatrzona ciągle w jeden punkt. Oblizała pysk i wysunęła pazury. Jej plan się spełni. Poniesię oczekiwaną zemstę.  Zaczęła przybliżać się coraz bardziej, puki nie rozległ się podniecony głos.
-Uru, chodz na polowanie!
-Z przyjemnością, Hapana!-odkrzyknęła do jednej z mieszkanek stada, biegnąc radośnie w ich kierunku.
Czarna lwica syknęła ze złością i wycofała się, by zaatakować pózniej.
***
Królowa Uru, z przyjemnością wybrała się na polowanie. Uważała to za odstresowujące zajęcie, po ciężkim rządzeniu królestwem. Poza tym, przypominało chwile spędzone z ojcem, lub treningi łowieckie z matką. 
Uru ustawiła się po lewej stronie Hapany. Posłała lwicy pewne spojrzenie. Reszta lwic, czyli szóstka, rozeszła się w innych kierunkach. Celem wszystkich miała paść za kilka chwil antylopa gnu , nie świadoma zagrożenia.
Uru ogonem dała znać Hapanie. Sama powoli zaczęła zbliżać się do zwierzyny. Nie było wiatru. Łapy powoli dotykały ziemi, poruszała się bez gwałtowności. Jej towarzyszka zdążyła już wystawić pazury, obnażyć kły.
Gdy były dość blisko, pozostałe lwice skoczyły. Uru i Hapana zaczekały, aż antylopa gnu przestanie się tak bardzo wiercić, wzbiły się w powietrze, wykonując ostateczny ruch. Lwice posłały sobie zadowolone spojrzenie.
-Świetna robota,-pochwaliła Uru. Westchnęła zmęczona,-Dawno się tak nie bawiłam.
-A widzisz...z  nami zawsze zabawnie,-rzuciła ciemnoruda lwica, trochę przestraszona. W końcu rozmawiała z samą królową. Uru mogła ją wygnać nawet od tak... ale nie. Każdy znał jej łagodność i  mądrość. Przede wszystkim troszczyła się o Lwią Ziemią i Krag Życia- to na pierwszym miejscu.
-Wracamy na Lwią Skałę, co powiecie?-zaproponowała Uru
-A może jeszcze zapolujemy?-pomysł rzuciła złota lwica,-Wyczułam stado zebr
-Dobry pomysł, Kamba,-ucieszyła się Hapana
Pozostałe lwice skineły głową. Zaznaczyły swoje pożywienie i całą grupą ruszyły w dalsze polowanie.
***
-Co dzisiaj robimy?-Taka wszedł do jaskini swojej Lwiej Straży. Zirytował się widząc rozwalone lwy na płaskich kamieniach z leniwym wyrazem pyska.-Ej! Jesteśmy Lwią Strażą do góralka! Powinniście być już na łapach!
-Odkąd wróciła królowa Uru, nic się nie dzieję potrzebującego uwagi,-wytłumaczył Jasiri, siadając,-Więc co będziemy robić? Król Ahadi i Mufasa się wszystkim zajmą.
Na dzwięk imienia brata, Taka zmrużył brwi. Wystawił pazury, ostatnio często to robił.
-My jesteśmy Lwią Strażą, a ja waszym przywódcą-dlatego należy mi się szacunek.
-Ale...to nie jest brak..-najbystrzejszo oki próbował coś powiedzieć, ale Taka mu przerwał machnięciem ogona.
-Ty powinnieneś już dawno powinnieneś patrolować ziemię, Mtazamo.No już.
Mtazamo westchnął, ale wyszedł posłusznie z jaskini. Nguvu przewrócił oczami. Wstał. Taka rzucił w nich gorzkim wzrokiem.

Niewiele czasu pózniej, Mtazamo wrócił do jaskini z wiadomością. Niepokojącą.
-Lwia Straż, mamy problem.
-Co się stało?-Haraka podskoczył od razu rozbudzony.
-Zebry spłoszyły się i pędą teraz w kierunku usypiska skał!-na jednym wdechu ogłosił Mtazamo. Taka spojrzał po swojej Lwiej Straży uważnie.
-Musimy ich odpędzić od usypiska skalnego. Haraka wykaże się w tym zadaniu, pójdziesz pierwszy.Reszta za mną. Lwia Straż  do boju rusza..
-Gdy Lwia Ziemia jej potrzebuje!
Haraka wybiegł pierwszy, za nim Mtazamo, a pózniej Taka z resztą Lwiej Straży, by wykonać kolejny obowiązek.
***
Mufasa leżał pomiędzy Sarabi a Sarafiną. Obie lwice cieszyły się z dnia wolnego.Roszkoszowały się gorącym słońcem. Zazdrościł im, on zaraz będzie musiał zająć się obowiązkami księcia. Spojrzał kątem oka na Sarabi. Miała zmrużone oczy. Miała wpięty różowy kwiatek. Sarafina niebieski. Mufasa pomyślał, kładąc się wygodniej, że Sarabi wkrótce będzie musiała także przejąć ciężąr władzy.Zostanie królową, matką jego lwiątek. Mufasa rozmarzył się. Chciał mieć dużą rodzinę u boku ukochanej.Jak kiedyś rozmawiał o tym z Sarabi, potwierdziła, że też o tym marzy.Zwłaszcza o małym dzielnym synku. A jego najdroższą była Sarabi, był tego pewien.Schylił się, by polizać lwicę za uchem. Rzuciła na niego spojrzenie cynamonowych oczu. 
-Chciałeś czegoś Muffy?
-Nie... tylko powiedzieć, że cię kocham,-uśmiechnął się ciepło.
Przytulili się. Sarafina zazdrościła im tego,że mogli publicznie okazywać sobie uczucia. Ona i jej najdroższy też by tak chcieli. Kiedy Sarabi przytuliła mocniej Mufasę, można by pomyśleć, że wszystko tego dnia upłynie spokojnie.
***
Uru była zadowolona z polowania. Resztę dnia postanowiła spędzić na Lwiej Skale, plotkując ze swoimi towarzyszkami. Ahadi miał akurat wybrać się na patrol graniczny, a Mufasa pójść na lekcje  z matką. Uru pozwoliła mu jednak wybrać się na spacer z jego partnerką.Uznała, że miał już zbyt dużo lekcji i powinnien trochę odsapnąć. Królowa wypatrywała też młodszego syna, ale o nim słuch zaginął.
-Zira tak bardzo wyrosła,-powiedziała Hawa, kładąc się obok przyjaciółki. Reszta lwic zrobiła jej trochę miejsca. Uważnie przysłuchiwały się rozmowie dwóch lwic.
-Bojali uważa, że nie długo powinniśmy wydać ją i Rosę za jakiegoś kawalera
-Mufasa ugania się ciągle za Sarabi,-i chodz powiedziała to trochę kwaśno, na pysk wlał jej się ciepły uśmiech,-O Takę się martwię.Nie wiem, czy dalej spotyka się z Sarafiną. Nie widuję ich razem.
-To może....?-podsunęła Hawa, wpatrując się uważnie w przyjaciółkę.
Uru domyśliła się o co jej chodzi.Brązowa przecząco pokręciła głową.
-Pozwolę im samym dokonać wyboru
-A może masz coś do mojej córki?
-Hawa, jesteś przewrażliwiona,-przewróciła oczami Uru,-Chce tylko by moi synowie sami wybrali swoją miłość ,jak ja wybrałam Ahadi'ego.
-A może takie rozwiązanie nie jest korzystne?-Hawa burknęła pod nosem.Wstała, by odejść. Uru nie zrozumiała jej gestu. Hawa od ostatniego czasu bywała drażliwa. Uru westchnęła, po czym wróciła do rozmowy z resztą lwic.

 Atmosfera była jednak zbyt napięta, więc królowa postanowiła w końcu stanąć na szczycie Lwiej Skały. Spoglądała na swoje królestwo z dumą.
Z dołu dochodziły wesołe głosy należące do Lwiej Straży jej syna. Ulżyło jej.Byli po prostu na misji,z której właśnie wrócili. 
Królowa dalej spoglądała na Lwią Ziemię. Nic się nie działo. Pastwiska były zapełnione przez zebry i antylopy, słońce zajęły wodopój, a ptaki najbliższe drzewa. Dała radę dojrzeć również Rafikiego wracającego z Zuzu do baobabu, chodz jego kształt z tak daleka był rozmazany.
 Coś innego bardziej przykuło jej uwagę. Czarny kształt na granicy, który po chwili zniknął, by znów pojawić się bliżej. Uru syknęła pod nosem. Być może to jakieś zwierzę, ale wolała mieć pewność. Zbiegła po "schodkach" w dół Lwiej Skały, by stanąć na delikatnej trawie, idealnie udeptanej. Następnie puściła się biegiem w stronę granicy.

Uru wystawiała łapy przed siebie, by dotrzeć jak najszybciej na miejsce .Zdyszana zatrzymała się przed samą granicą. Otworzyła pysk, by wyczuć zapach. Poczuła jakiś. Rozejrzała się obok, ale nikogo nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi.
-Jest tu ktoś?
Nikt się nie odezwał, więc lwica postawiła kilka kroków przed siebie, tak, że stała już blisko wody odzielającej Lwią Ziemią od Złej Ziemi. Tylko ci się przewidziało,-pomyślała, odwracając się by wrócić na Lwią Skałę. Miała ochotę zapolować ,ale dla dobra Kręgu Życia nie mogła tego zrobić.
Wtedy ktoś na nią wskoczył i przyszpilił do ziemi. Brązowe futro Uru pokryło lekkie błoto. Lwica walnęła przeciwnika łapą z wystawionymi pazurami. Z sykiem udało jej się odskoczyć i spojrzeć przeciwnikowi prosto w oczy. Zdębiała, kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę Digi, jej największego wroga. Ostatnim razem widziały się na wielkiej wojnie,a za pierwszym kiedy ta porwała jej ukochaną córkę.
Warknęła gardłowo.
-Digia... co tutaj robisz?!
Czarna lwica wybuchła głośnym i chrypliwym śmiechem. Uru cofnęła się kilka kroków do tyłu, Digia natomiast kilka do przodu.
-Nadszedł twój koniec Uru. Moja zemsta się dopełni dopiero, kiedy ty umrzesz.Pózniej zajmę się twoim męzem, myślę, że moglibyśmy mieć uroczą córeczkę...
-Nie waż się zbliżać do mojej rodziny,-syknęła królowa
-A co? Obawiasz się ,że mogę zranić twoich synów? Oh, mała słodka Uru, to będzie dla mnie przyjemność.
Uru nie wytrzymała. Wzbiła się w powietrze, by zaatakować lwicę. Wskoczyła na jej kark, a pazury wbiła w brzuch. Digia syknęła .Zamachnęła się, by rzucić z siebie lwice, wykonując gwałtowne ruchy.Uru wbiła się mocniej w jej kark, dopóki Digia nie padła na plecy. Tym samym zwaliła z siebie Uru,  mocniej przyspilając ją do ziemi. Zrobiła tak, by spojrzeć w oczy królowej. Uru ugryzła ją w łapę. W tego Digia zaczęła ją podduszać.
-Raz na zawsze pozbędę się ciebie.

Ahadi w jednej chwili, wskoczył na Digię.Udało mu się ją odepchnąć. Uru ciężko oddychała. Lew podał jej łapę by wstała.
-Wszystko dobrze, kochanie?
-Tak... chyba.... dziękuję
-Wracaj na Lwią Skałę, ja się nią zajmę. Nie mów nic nikomu, to sprawa między nami,-odwrócił się wtedy w stronę Digii. Czarna lwica nie była jednak sama, a z inną lwicą i jakimś lwem.Wyglądał na młodszego, co dawało przewagę. Digia uśmiechnęła się szyderczo.
-Ahadi... najdroższy.
-Nawet mnie tak nie nazywaj. Pozwolę ci się wycofać, a oszczędzisz życie,-wyprostował się.
Digia zaśmiała się gorzko.
-Powiedziałeś Uru co nas łączyło? Że doszło do zbliżenia,-spojrzała w oczy Uru, który zaszły mgłą. Córka Mohatu od razu spojrzała na męża oczekując wyjaśnień. Ahadi też na nią spojrzał.
-Uru... to nie tak. Nigdy cię nie zdradziłem. Przysięgam!
-To ty możesz się wycofać, Ahadi. Ja chce ją!-ogonem wskazała na Uru. Ahadi warknął gardłowo. Zasłonił Uru.
-To musisz najpierw pokonać mnie!
-Skoro chcesz..-ogonem dała znać lwowi, który od razu rzucił się na Ahadi'ego, a za nim lwica. Digia znów ruszyła w stronę Uru. Królowa nie zamierzała się jednak wycofywać, a jedynie przygotowała się na atak.

Ahadi przetoczył się z ciemnym lwem po ziemi. Nieznajomą lwicę natomiast mocno uderzył łapą z wyciągniętymi pazurami. Z lwem było najciężej, dorównywali sobie siłą. Nieznajoma lwica wskoczyła królowi na plecy, a ciemny lew atakował od przodu. I w takiej pozycji walczyli.

Nie daleko, Uru i Digia gryzły się i drapały. Żadna nie zamierzała odpuścić.W oczach Digii widać było czysty mord, gdy atakowała brutalnie królową, tak ,że córka Asali bardziej opadała z sił. Widziała pomału tylko rozmazane plamy. Nieuniknionym więc było to, że z głośnym dzwiękiem , Uru padła na ziemię ciężko dysząc. Digia z krwawym uśmiechem wskoczyła na nią.
-Dobranoc, księżniczko,-szepnęła,-moja zemsta w końcu się dopełniła.
Digia zaatakowała Uru tak, że lwica zaczęła krwawić. W tej chwili ,Ahadi wyrwał się jednak atakującym go lwą ,by rzucić się na Digię. Jednym ruchem, zdołał powalić ją na ziemię ,a zaskoczona lwica tylko chwilę się broniła, nim ten odebrał jej życie.
Uru krzyknęła bezgłośnie, wpatrując się jeszcze zamazanym wzrokiem, jak nieznajomy lew rzuca się w stronę jej męża. Lwica natomiast się wycofała, uznając najwidoczniej,że nie ma po co walczyć.
Ahadi i lew mocowali się długo łapami, ale Uru już więcej nie widziała, gdyż straciła przytomność.

Obudziła się  niewiele czasu pózniej. Głowa ją strasznie bolała, nie czuła własnego ciała. Zdołała jednak sztywno stanąć na łapach i chwiejąc się, podeszła bliżej wody, by się sobie przyjrzeć.Z   wargi ciekł jej święży strumyk krwi, reszta ran była otwarta.
Udam się do Rafikiego.Na pewno coś na to poradzi. Ciekawe, czy na Lwiej Skale się o nas martwią.-pomyślała.
Właśnie wtedy zdała sobie sprawę z tego, że nie widzi złotego futra Ahadiego.Czyżby wrócił na Lwią Skałę bez niej? Nie, on nie był taki. Nie wierzyła w słowa Digii o jego potencjalnej zdradzie. To był jej ukochany. Rozejrzała się szybko po terenie, ale dostrzegła tylko czarne futro należące do Digii. Lwicy nie udało się zabić Uru. Sama leżała teraz martwa. Jej największy wróg już odszedł, czyniąc tyle szkód wokół.

Uru przeszła kilka kroków do przodu, wciąż rozglądając się za partnerem. Do jej nożdzy dotarł zapach krwi, ale brał się od niej. Z ran przecież dalej ciekło. Rozejrzała się jeszcze raz w poszukiwaniu partnera, nim spokojnym krokiem musiała wybrać się w drogę do baobabu.
Zatrzymała się kilka kroków pózniej, widząc złote ciało wepchnięte w wysoką trawę. Musiał biec po pomoc, albo przetoczył się z wrogiem tak daleko.
Pomodliła się w duchu, żeby to nie był on... Tylko nie on!
Gdy podeszła bliżej, jej oczy napełniły się łzami. Nie  był to ten nieznajomy, a jej ukochany partner. Uru zalała się łzami, przypadając do jego ciała. Czarna grzywa zasłaniała pysk, zielone oczy były wciąż otwarte, ale sam lew się nie ruszał.
-Ahadi... kochanie? Proszę, nie zostawiaj mnie!-załkała. Spojrzała na chmury, które zasłoniły słońce. Zbierało się na deszcz.Wrzasnęła.-AHADI!!
-Ciii, będzie dobrze.
Uru szybko spojrzała na swojego partnera, otwierając oczy. To nie on to powiedział, nie ruszał pyskiem. Ale słowa tak ciepłe i podobne rozlewały się dalej. Spojrzała za siebie i wtedy dostrzegła złotego lwa-Ahadi'ego-który błyszczał.Stał się teraz jedną z gwiazd. Uśmiechał się od ucha do ucha, wpatrując się w swoją partnerkę, która usiadła z niedowierzeniem.
-Szkoda, że tak to się zakończyło.
-Nawet nie zdążyłam się z tobą pożegnać,-szepnęła Uru, dalej łkając.
-To jest pożegnanie, najdroższa.Teraz idę spotkać się z moją i twoją rodziną.Naszą.Dziękuję ci za każdą rozmowę, uśmiech, dotyk które były skierowane do mnie.I za nasze lwiątka. Lepszego życia nie mógłbym sobie wyobrazić.
-Nie opuszczaj mnie. Proszę.
-Każdego droga w Kręgu Życia musi dobiec końca. Pamiętasz? Sama mnie tego uczyłaś,-szepnął Ahadi, a jego zielone oczy błysnęły,-Moja dobiegła. Ty musisz zostać, być silna. Jeszcze wiele się wydarzy.Teraz Lwia Ziemia  ma tylko ciebie. Dbaj o nią tak jak robiłaś to do tej pory,-podszedł bliżej jej,-A ja zawsze będę z tobą.
Musnął ją lekko, tak jak skrzydła motyla. Nie czuła tego pocałunku, ale miłość i ciepło ,które od niego biły  wyczuła głęboko w sobie. Następnie Ahadi zaczął znikać, by się na końcu rozpłynąć.
Uru wypatrywała go jeszcze wzrokiem.To musi być sen... proszę.
Usiadła tyłem, by wtulić się w ciało złotego lwa. Przystawiła nos do jego brzucha, wdychając jego słodki zapach. Tym samym zasypiała, chodz dalej płakała.
***
Rozpacz królowej Uru ściskała za serce.Gdy Taka ze swoją Lwią Strażą ją znalezli, byli smutni tym widokiem. Taka zaniósł ciało ojca do Rafikiego, by ten stwierdził zgon, natomiast reszta doprowadziła tam matkę księcia. Rafiki zbadał lwicę. Na szczęście okazało się ,że rany nie są aż tak szkodliwe. Nałożył maść i zalecił odpoczynek, oraz by się nie denerwowała.To ostatnie było jednak godne wyśmiania, bo czekał ją jeszcze pogrzeb.

Gdy Mufasa dowiedział się o śmierci ojca,  był bardzo smutny. Sarabi przytulała go, dając mu pocieszenie i lizała po uszach z miłością. Gdy Sarafina chciała tak samo pocieszyć Takę, ten odsunął ją od siebie.Podobnie postąpił z Zirą. Zamiast ich towarzystwa, wybrał się samotnie na spacer.Szły za nim tylko mieszane uczucia.

Lwice otoczyły opieką Uru. Hawa starała się powstrzymać swój smutek.Pocieszała przyjaciółkę. 
Gdy noc otuliła Lwią Ziemię, a pierwsze gwiazdy migotały na nocnym ,granatowym niebie, Uru z synami:Mufasą i Taką, usiadła najbliżej Lwiej Skały.Reszta lwic zrobiła koło, w którego środku Rafiki wypowiadał modlitwę nad ciałem króla. Na szczęście nie było deszczu, a jedynie jedna chmura zasłaniająca księżyc.
-Ancestors, tahadhari ya simba huyu, ambaye sasa atakuwa mmoja wa nyota.Alikuwa mfalme mzuri, baba na mpenzi.Kuwezesha roho yake kututunza katika miaka ifuatayo, machozi ya simba duniani utampa(dosłowne:Przodkowie, uwaga tego lwa, który będzie teraz jedną z gwiazd, był dobrym królem, ojcem i partnerem, aby umożliwić jego duszy utrzymanie nas w następnych latach, łzy lwów na ziemi dadzą mu)

Rafiki podpalił jego ciało, co oznaczało głęboki szacunek. Tak odbywał się pogrzeb każdego z rodziny królewskiej, kto na to zasłużył. Uru przechodziła z nogi na nogę. Przytuliła obojgu synów. Taka zniknął jednak szybciej niż jego brat i zajął się stadem na Lwiej Skale. Uru i Mufasa czuwali natomiast, póki płomienie ognia nie zgasły.
-Co teraz będzie,mamo?
-Poczekamy aż staniesz się dorosły.Przez ten czas, to ja będę rządzić sama Lwią Ziemią,-powiedziała o dziwo spokojnie lwica.
Zerwał się mocny wiatr, który musnął pysk lwicy. Mufasa zmrużył oczy, czując nagłe zimno.
-Wracajmy już.
-Poczekajmy jeszcze trochę.
Usiedli jeszcze wygodniej.Następną godzinę spędzili w ciszy, wpatrując się w gwiazdy.Jedna błysnęła najmocniej tej nocy.

1 komentarz:

  1. O dziwo, pomimo, że nie lubiłam Ahadiego, to smutno mi z powodu jego śmierci. Mam nadzieję, że Uru da sobie radę.

    PS. Super rozdział :) Widzę, że wena dopisuje :D

    OdpowiedzUsuń