niedziela, 29 października 2017

#23 Znaczenie

Uru ziewnęła,przewracając się na drugi bok.Jej powieki drgnęły,w końcu się otwierając.Kolejny dzień,-pomyślała,-ciekawe,co tym razem się przydarzy.Jak na zawołanie,do jaskini przybiegli książęta.Mufasa i Taka,skakali na siebie z radością,na końcu podchodząc do matki.Przytulili ją,siadając obok.Wlepili w brązową lwicę,przenikliwe spojrzenia.Uru uśmiechnęła się lekko.
-Coś się stało?
-Nieee,-wydukał z siebie młodszy,-no dobra! Pamiętasz jak Babu mówił,że możemy do niego przyjść?
Córka Mohatu przytaknęła.Wiedziała jednak,co jej synowie mają na myśli.Pałeczkę przejął Mufasa.
-Możemy dzisiaj iść do niego?-spytał,-pokaze nam na pewno,coś superowego!
-A ty nie masz dzisiaj lekcji?-u wejścia do jaskini,stanął Ahadi.Spojrzał na każdego z synów z osobna,po czym podszedł bliżej,-Mufasa,wiesz,że musisz chodzić na lekcje
-Wiem,tato,ale..
-Żadnego ale,dziś będzie ciekawie,opowiem ci o co miesięcznych podrózach zebr..
-Taa,ciekawe,-przekręcił oczami Taka,za co został zgromiony wzrokiem.
-Pozwól im iść,-Uru usiadła,wlepiając pewne spojrzenie w męża.Ahadi znał to spojrzenie,to spojrzenie którego żadko używała,ale wystarczyło,by do czegoś przekonać.Tak jak u Themy,-pomyślał.
-Poprowadzę wieczorne lekcje,-powiedziała,spojrzawszy na synów,-wezmę obydwóch
"obydwóch" to słowo zachuczało w myślach Ahadiego,jednak lew nic nie powiedział.
-Czyli możemy iść?-spytał Mufasa
-Tak,tylko nie przeszkadzajcie zbytnio Babu,dobrze?
-Jasne!-odkrzyknęli,wybiegając z jaskini.Uru zaśmiała się cicho,a przed oczami przeleciał jej obraz,jak sama wybiegała z bratem,Chaką,żądni przygód.Szkoda,że nigdy mnie nie zabierał,-pomyślała,że smutkiem,-i że tak szybko odszedł.Przed oczami przeleciał jej obraz,pogrzebu jej brata.Nigdy nie pozwolę,żeby moim dzieciom coś się stało.Nigdy!

Uru odwróciła wzrok na Ahadiego,uśmiechnęła się lekko,przechylając głowę.Podeszła do lwa,wtulając się w jego futro.Polizała jego policzek.
-Są coraz więksi
-Prawda,-odpowiedział,-a jeszcze nie dawno,zdawało się,że się urodzili
Uru przeniosła na niego czerwone oczy.
-Wiesz..skoro chłopcy poszli,może i my zrobimy coś przyjemnego?
-Brzmi dobrze,-lew obkrążył lwice,po czym powalił ją na ziemię.Ich pyski zetknęły się w długim pocałunki.Brązowa przejechała ogonem,po grzbiecie lwa,coraz bardziej oddając się igraszką.
Do jaskini weszła złota lwica.
-Królu,królowo!
Od razu od siebie odskoczyli.
-Co się stało?-spytał złoty
-Coś poważnego,królu,-powiedziała,wybiegając z jaskini.Para królewska,wymieniła zaniepokojone spojrzenia,po czym puścili się biegiem za lwicą.
***
Kogo wolicie:Take czy Mufase ?
Mufasa rzucił się na trawę.Potarzał się trochę,po czym zamruczał,kładąc się na plecach.Słońce grzało jego oczy,ale nie miał ochoty ich zamykać.W czerwonych oczach,błyszczały iskierki szczęścia.Taka poszedł w ślad za bratem i także położył się na plecach.Mufasa uśmiechnął się szeroko.
-Pięknie jest co?
-Co takiego?-Taka przewrócił się na bok,zwracając uwagę na bliźniaka
-No..chodzi mi o Lwią Ziemię,krąg życia,zwierzęta..o wszystko,-odznajmił,-nie uważasz?
-Cóż,zwierzęta można jeść,zwłaszcza zebry,antylopy..
-Taka,nie żartuj,ja pytam poważnie,-Mufasa wybuchnął śmiechem,wstając,-chodź,ruszamy.Babu na pewno zacznie medytować,nie mam zamiaru czekać aż skączy!
-Ta stara małpa,już zapewne to robi,-odparł brązowy,-chodź,ścigamy się.Kto ostatni jest zdechłym słoniem!-wykrzyczał przez ramie,pędząc w stronę baobabu.Mufasa pochylił się,po czym popędził za bratem,łapami tupiąc na wszelkie strony.
Kiedy dogonił brata,brązowy był już prawie przy baobabie.Szybko zrównali kroki,a ich oddechy wspólnie pracowały.Przy wielkim drzewie,zatrzymali się,wysuwając pazury.Książętą przypomniało się,kiedy tata zabrał ich w to miejsce.Zawsze tak robił przed skokiem.Złoty i brązowy,napieli mięśnie i wykonali szybki i udany skok.Zaczepili konar drzewa i podciągnęli się.
Kiedy znaleźli się już na baobabie,zastali widok rozlanych na wszystkie strony mikstur,oraz zniszczonych misek z skorup owocu.Książęta,wymienili porozumiewawcze spojrzenia,przełknęli śliny i postawili pierwszy krok.Za nim poszedł drugi,trzeci,czwarty,aż w końcu,znaleźli się w innym pomieszczeniu.Widniały tutaj rysunki ich przodków,oraz ich samych,znajdujących się pod złotym lwem i brązową lwicą,nad którą widniała złoto-niebieska kreska.
-Co to znaczy?-spytał Taka,wpatrując się w Mufasę
-Sam nie wiem..-przyznał bliźniak,-nigdy tego nie widziałem
Taka wytężył wzrok.Nad malowidłem brata,widział niebieską linię.Skrzywił się.
-Nad twoim jest niebieska,co znaczy? też nie wiesz?!
-Wiem,oznacza następce..
-Aha
Taka nie lubił,kiedy wspominało się przy nim to,że on sam nie będzie mógł rządzić lwim królestwem.Zdawało mu się,że brat jest przeciw niemu,że traktuje go gorzej.Odwrócił się więc,udając na kolejną gałąź,w poszukiwaniu następnego pomieszczenia.Rzucił przez ramię,w stronę Mufasy.
-Idziesz?
Mufasa pokiwał głową i raźnym krokiem,podążył za bratem.

W kolejnym pomieszczeniu,znajdowały się splecione z pajęczyn worki,w których mieściły się owoce,było tam też wiele prowizorycznych półek,z fiolkami.Za następnym pomieszczeniem,kryło się chyba legowisko szamana.Przynajmniej,tak ustaliły lewki.Znajdowały się tu,splecione że sobą liście,leżące między dwoma średnimi kamieniami.Były tam też malunki gwiazd,każda podpisana.Książęta westchnęli z podziwem.A gdy zobaczyli szamana,z ulgą.Babu siedział na kilku liściach,obok "okna".Tak jak spodziewał się złoty,medytował.Wymawiał przy tym dziwne słowa.Synowie Uru,rozszyfrowali tylko: "przynieś" "zwyciężyć" "korona".Same lewki,znające jak każdy mieszkaniec sawanny,język suahili,zdziwili się tym,niezrozumiałym bełkotem.Usiedli,czekając aż szaman skączy.Może dowiedzą się czegoś więcej?

Mandryl,otworzył swoje czujne oczy i niewyraźnym wzrokiem spojrzał  na synów Uru.Wydawał się teraz mniejszy i na pewno starszy,w końcu,miał już kilkadziesiąt lat.Uśmiechnął się lekko do przybyłych,a zmarszczki skrzyżowały się z uśmiechem.Wstał,oparł się o laskę i podszedł do książąt.
-Mufasa,Taka,miło was widzieć,jakżeście urośli.Co was do mnie wsprowadza?
-Przyszliśmy, bo mówiłeś nie dawno,że możemy do ciebie przyjść,-zaczął Mufasa
-No i jesteśmy,-dopowiedział Taka
-A tak,cóż,to może opowiem wam trochę o waszych przodkach?
Synowie Ahadiego,zgodnie przytaknęli i ruszyli za szamanem na do głównego pomieszczenia.Babu wybauszył oczy.
-Jakiś bałagan! Jak mogłem go nie posprzątać?! Chłopcy,moglibyście mi pomóc?
-Nie za bar..-Tacze nie dane było dokończyć,bo przerwał mu brat
-Bardzo chętnie!
I tak jak było powiedziane,cała trójka zabrała się do pracy.Po chwili,pomieszczenie z powrotem,cieszyło się czystością.Babu usiadł przy ścianie.
-Możemy zacząć..siadajcie!
Taka i Mufasa,usiedli bliżej szamana i  nastawili uszu,gotowi wysłuchać kolejnej opowieści,o kimś ze swoich przodków.

Kiedy opowieść dobiegła końca,książęta wstali,podobnie jak szaman.
-I jak? Podobała się?-zapytał,po czym się zaśmiał na widok min książąt,-czyli tak.To dobrze
-Mi się najbardziej podobało,kiedy znalazł ten czerwony owoc,-przyznał Taka
-Serio?! To był chyba najgłupszy fragment! Ja wolałem,kiedy przemierzał ziemię!
-Phi,to widać braciszku,masz mysi móżdzek!
-Grrr,patrz lepiej na siebie,-zawarczał złoty
Babu się zaśmiał,więc spojrzeli na niego zirytowani
-Co cię śmieszy?
-Przypominacie mi trochę waszą mamę i waszego wujka!
-W czym niby?-zapytał Taka,lecz szaman nie zdążył mu odpowiedzieć,bo na baobab,wskoczył lwica.Jej złote oczy istrzyły strachem.Spojrzała na każdego po kolei.
-Coś się stało,Miralo*
-Tak,-przyznała lwica,-wygnańcy nas zaatakowali,rozpoczeła się bitwa
Książęta spojrzeli na lwice przerażeni,podobnie patrzył Babu,chodź słabiej.Nie jedną bitwę już widział.
-Czy..czy rodzicom nic nie jest?-spytali równocześnie bracia
-Nic im nie jest,-powiedziała,-walczą dzielnie.Królowa kazała ukryć tutaj lwiątka..
Zza jej pleców,wyjrzało dziewiąć główek.Książęta rozpoznali jednak tylko niektórych.Sarabi,Sarafinę,Siri,Zirę,Jasiriego.Reszta była im zupełnie obca,chodź Zira trzymała się bliżej dwójki:lewka i lwiczki.
Mirala kontynuowała.
-Mogą tu zostać Babu? 
-Oczywiście,-szaman zmrużył oczy,-niech przodkowie mają was w opiece
Lwica kiwnęła głową i zeskoczyła z drzewa.Wszyscy patrzyli w ślad za nią jeszcze chwile,po czym za szamanem,ruszyli na sam czubek drzewa,by ukryć się w jego konarach.

*cud (Mirala)
Hej! Przepraszam,że tak późno publikuję rozdział,ale wiecie obowiązki.Następny rozdział,powinnien pokazać się w listopadzie,poza tym,szykuję specjal z okazji urodzin bloga.Cóż..co by tu jeszcze,może zadam pytanka:
1.Podobał wam się rozdział?
2.Lwioziemcy pokonają wyrzutków?
3.Jaki był powód,że rozpoczeła się wojna (wasze przypuszczenia)?
4.Co Babu miał na myśli mówiąc,że książęta są podobni do matki i wujka?
5.Czy ktoś umrze w wojnie?
6.Kim były lwiątka,z którymi trzymała się Zira?
Nie zadużo pytań? Mam nadzieję,że nie.
Pozdrawiam :*