niedziela, 9 grudnia 2018

#40 „Oddaje ci tron"

Te kilka tygodni po śmierci Ahadi'ego, należały do jednych z najsmutniejszych, a żałoba rozprzestrzeniła się po całej Lwiej Ziemi. Uru i Mufasa długo smucili się, oboje pamiętając wspaniałego króla.  Rafiki musiał jednak w prost powiedzieć królowej, że powinna wziąść się w garść, bo ma całe stado. Uru wzięła sobie słowa szamana do serca i była mu ogromnie za nie wdzięczna.
Uru, zasiadła na tronie jako samodzielna królowa i od razu zaczęła od opieki nad stadem, a pózniej resztą mieszkańców Kręgu Życia. Nie brakowało zwierzyny, wody były czyste, nie zdarzały się konflikty.
Gdy sąsiadujące ziemię usłyszały o samodzielności lwicy na tronie, władcy Rajskiej Ziemi nie mogli się powstrzymać przed wyprawą. Uru przyjęła ich ciepło , a ich sojusz wzmocnił się.Lwica, spokojnie spała każdej nocy, ale dniem łagodząc konflikty zwierząt,  pracowała ciężko.

Uru była naprawdę wspaniałą lwicą i wiele zrobiła jak na razie dla swojego królestwa. Miesiące mijały jednak szybko, a lwica wiedziała ze spokojem , że nadszedł czas przekazać koronę. Nie była już taka młoda, chodz dalej sprawna ruchowo i umysłowo. Obserwując jednak z ukrycia swojego syna, razem z Sarabi, wiedziała, że para ta może spodziewać się w nie długim czasie potomstwa-byli dorośli, a królestwo musiało wydłużyć linię.
Ten dzień nadszedł wielkimi krokami.

Sarabi spała spokojnie obok wejścia do jaskini, gdy obudziła ją gwałtownie Sarafina. Sarabi niby przywykła do takich pobudek, ale mimo wszystko z żalem ruszyła za lwicą. Kątem oka zauważyła Królową Uru, która siedząc u szczytu Lwiej Skały, wpatrywała się w swoje królestwo.
Sarabi za Sarafiną zeszła z Lwiej Skały, by ruszyć w stronę wodopoju, który o tej porze był pusty. Nie zbliżyły się jednak do chłodnej wody, a zajęły miejsca obok na płaskiej drużce. Sarabi położyła się na skale, a Sarafina wcześniej wkładając za jej ucho błękitny kwiat, usiadła wprost do niej, by spoglądać w jasne oczy przyjaciółki.
-O czym chciałaś porozmawiać?-spytała Sarabi
-Wiesz...-wierciła łapą w ziemi,-Chce spędzać z tobą jak najwięcej czasu, nim nadejdzie Ten Dzień.
-Jaki ten?-zachichotała jasna lwica
-Nie oszukujmy się Sarabi. Jesteś partnerką samego następcy tronu. Z nim ,to ty będziesz także królową. A wtedy nadejdą obowiązki. Nie będziesz miała dla mnie czasu, a jesteś moją jedyną i najlepszą przyjaciółką.
Sarabi znieruchomiała na chwilę. Następnie lwica beżowa uśmiechnęła się. Zeskoczyła z płaskiej skały, by usiąść obok przyjaciółki.
-Sarafina, masz rację-jesteśmy przyjaciółkami. To nie zniknie tak szybko, a ja nigdy cię nie zostawię. Nie wiem, czy będę dobrą królową, pewnie będę miała wtedy wiele obowiązków, ale zawsze znajdę dla ciebie czas, bo potrzebuję cię.
-Dziękuję, Sabby. Jesteś najlepsza.
Obie się przytuliły, lekko muskając nosami.
-Muszę jeszcze ci coś powiedzieć.-w oczach Sarafiny błysnęło uczucie.Nagle nabrała kolorów.-Spotykam się z Jasirim.
Sarabi uśmiechnęła się szerzej.
-To cudownie!... ale, czy Taka wie?
-Taka? On mi nigdy nie poświęcał uwagi i czasu, to było zbyt przelotne by się udało. Natomiast Jasiri się stara i widzę ,że naprawdę mnie kocha, a ja jego.
-Oh, Saffy, nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa,-powiedziała spokojnie Sarabi, chodz nie musiała, bo Sarafina sama wiedziała, że obie są w tej chwili najszczęśliwsze.

Zira , która ukryta w cieniu drzewa, spoglądała na koleżanki, teraz uśmiechnęła się szyderczo. W zimnych oczach błysnął ogień. Taka informacja mogła zawyżyć ją w oczach brązowego księcia. Taka się wścieknie. Zira powoli wstała i nie czekając, ruszyła w stronę Lwiej Skały.

Chodz Zira szukała bardzo długo, nigdy nie było śladu po księciu, który teraz z ukryty w ciemnej jaskini na Lwiej Skale, gdzie nikt nie zaglądał, bawił się przerażoną szarą myszką.
-To ja powinienem  być królem. Ja?! Co takiego dobrego jest w Mufasie, phi.. będzie taki sam jak ojciec, beznadziejny! Zrujnuję Lwią Ziemię! Dlaczego matka nie zmieni następcy... Ja powinienem być królem, jestem najlepszy. PRAWDA?!- syknął, wypuszczając z łapy mysz, która przerażona czmychnęła do pobliskiej szczeliny , by się ukryć. Wściekły książę, wstał z miejsca. Skaza. Jesteś Skazą.
Opuścił jaskinię, nie zamierzając się nawet zatrzymać.
Właśnie wtedy zauważyła go Zira.
-Taka! Nie uwierzysz!
-Pózniej
-Gdzie idziesz? Poczekaj!-krzyczała za nim, pędząc w jego stronę. Lew nie zwolnił jednak tempa. -Sarafina jest z Jasirim rozumiesz?
-A co mnie to obchodzi? Mam poważniejsze zmartwienia,-odwrócił się do niej wściekły. Zira nie skuliła się jednak od jego spojrzenia, a stała prosto, wpatrując się w niego stalowo.
-Powinnieneś. Bo chyba ci na niej zależało.
-Mi zależy tylko na jednym , Zira. I właśnie teraz próbują mi to odebrać.-i nie czekając ruszył dalej przed siebie.Zira fuknęła pod nosem, ale nie chcąc kontynuować, rozdzieliła się z nim, by dołączyć do przyjaciółek.
***
-Sarabi ,poczekaj!
Lwica zatrzymała się nagle, nie przekraczając progu jaskini. Sarafina uśmiechnęła się do niej lekko, ale nie chcąc brać udziału w tej rozmowie, odwróciła się, skłoniła i odeszła. Sarabi zastanawiała się, czy zamierza zapolować z innymi lwicami, czy może spotkać się z ukochanym.
Beżowa lwica odwróciła się, by spotkać w cztery oczy z Uru. Królowa uśmiechnęła się do niej ciepło, jak matka do własnego lwiątka.
-Mój syn zostanie królem, a ty w dzień waszego ślubu królową u jego boku,-powiedziała spokojnie,-ja dżałam z radości na myśl o ślubie z moim ukochanym, a ty?
-Też. Bardzo kocham Mufasę,-przełknęła ślinę, lekko zestresowana tą rozmową Sarabi. Uru ułożyła jej ogon na ramieniu.
-Ślub odbędzie się drugiego dnia panowania przez Mufasę. Powiedz mi, co dalej zamierzacie?
-Królowo..
-Mów mi Uru.
Sarabi uśmiechnęła się z lekkością i już miała coś powiedzieć, gdy zobaczyła idącego w ich stronę Mufasę. Skłoniła się więc tylko z szacunkiem i zostawiła Uru z synem.
-Mamo...
-Synu,-Uru pocałowała Mufasę w policzek, a ten odpowiedział jej ciepłym uśmiechem,-Cieszysz się, czy denerwujesz?
-Szczerze? Nie wiem, czy tej nocy zasnę spokojnie. Niby wiedziałem, że kiedyś tron będzie należał do mnie, ale nie sądziłem, że tak szybko.
Dodał:
-Martwię się też Taką. Nie rozmawia ze mną od czasu gdy się dowiedział.Jest tak zły, że mógłby mnie zaatakować pazurami.
-Nie martw się. Będzie dobrze. Porozmawiam z nim.
-Boję się, że to nie wystarczy,-westchnął syn,-Nie wiem, co się dzieję, ale boję się, że tak jak zza nastolatka, on mnie nienawidzi i będzie chciał zaszkodzić.
-Taka ma ciężki charakter, ale to dobry lew. Niech zostanie w stadzie, a mogę ci zagwarantować, że tak jak ja ,będzie dla ciebie wsparciem.
Mufasa kiwnął głową. Przytulił się do matki z miłością. Uru odpowiedziała mu wdzięcznym uśmiechem.
-Dam sobie radę?
-Oddaje ci tron,-zachichotała Uru i odsunęła się, by spojrzeć na złotego lwa, w których oczach widziała pewność,-Nie życie. Zawsze będę by cię wspierać.
Uru i Ahadi uczyli Mufasę. Czasem on, czasem ona, a po jego śmierci tylko ona. W każdym przypadku, książę chłonął szybko naukę, miał własne zdanie i bardzo się starał. Po tylu lekcjach, był zdecydowanie gotowy, na to co miało nastąpić z rana następnego dnia.
***
Mufasa obudził się czując nowe siły. Wstał prędko, by umyć się uważnie, jeszcze przed pełnym wschodem słońca. Nie tylko on z resztą wstał. Zauważył, że Taka również nie spał, bo jego legowisko było puste , ale po samym lwie nie było śladu. Mufasa westchnął i nie czekając wspiął się na sam szczyt Lwiej Skały. Zwierzęta powoli budziły się do życie, żeby wkrótce zebrać się pod Lwią Skałą na koronację.

Mufasa usiadł, przyglądając się w milczeniu horyzontowi.Książę wiedział, że kiedyś to będzie jego, ale nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko.Mimo wszystko, a był to strach i niedowierzanie, złoty odczuwał także radość niezależności. Cała odpowiedzialność stada miała paść na jego barki, również z nowymi przywilejami. Zamknął oczy, wsłuchując się w szum wiatru, a pierwsze promienie wschodzącego słońca, dopadły go.
Uru także więc wstała, ale nie zajęła miejsca obok syna. Przyglądała mu się tylko z dumą, rozpamiętując chwilę, gdy był on zaledwie lwiątkiem. Czy wychowała swoje dzieci dobrze? Według Uru, zrobiła wszystko co mogła by przygotować ich do przyszłej roli w Kręgu Życia , gdzie każdy był potrzebny.

-Witaj , moja pani!-Zuzu zleciała prosto pod brązowe łapy lwicy, garniąc tym samym uwagę Mufasy, który tylko się uśmiechnął i zaraz zniknął. Uru spojrzała na majordamuskę z przyjaznią.
-Nie musisz już mnie tak nazywać, za chwilę będziesz miała nowego króla.
-Zawsze będziesz dla mnie ważna, królowo. Nie zapominaj , że znam cię od dziecka,-powiedziała spokojnie Zuzu,-Z resztą, ja też powinnam już przejść na emeryturę. Mój syn, Zazu, jest dość duży, by przejąć moje obowiązki.
-Służyłaś wiernie Lwiej Ziemi, Zuzu. Zasługujesz na ten odpoczynek,-powiedziała z lekkim uśmiechem Uru, chodz żal byłoby jej nawet pomyśleć o tym, że ta wygadana majordamuska, mogłaby opuścić na zawsze to miejsce. Gdyby mogła, na pewno zatrzymałaby ptaszynę chodzby do rozmów, ale ten wybór nie należał do niej.-Mimo wszystko, będę tęsknić.
-Ja także,-szepnęła Zuzu i nie długo pózniej wzbiła się w niebo, by powiadomić wszystkie zwierzęta o ceremonii.
Sarabi trochę zestresowana, dreptała po jaskini, natomiast Mufasa musiał schłodzić się nad wodopojem. Taka zachował spokój na zewnątrz, ale w środku cały trząsł się z wściekłości i bezradności.
Gdy brązowy znalazł się na Lwiej Skale, przybrał sztuczny uśmiech.

Zwierzęta powoli gromadziły się pod potężną skałą. Te mniejsze na początku. Znalezć się mieli tu wszyscy mieszkańcy wiecznej sawanny; zebry,antylopy,słonie,nosorożce,ptaki,góralki,krokodyle i wiele więcej...  Zuzu nawoływała zwierzęta, obkrążając teren. Lwice z zadowoleniem czyściły swoje sierści , byle wyglądać jak najlepiej. Większość nastolatek, wpinała też w uszy kwiaty, byle przypodobać się księciu. Bo kto wie-może zmieni zdanie co do partnerki.
Z Rajskiej Ziemi przybył doradca, podobnie jak z innych ziem leżących daleko. I wszyscy z niecierpliwością obserwowali ceremonię, by ją pózniej opisać swoim władcom.

Uru, piękna jak zawsze promieniała ulgą, a jej futro mieniło się w świetle słońca. Wydała się nagle młodsza. Wypatrywała szamana.
Rafiki przybył niewiele czasu po tym, jak wszystkie zwierzęta znalazły się pod Lwią Skałą.Mandryl od razu przytulił Uru na powitanie.
-Jesteś gotowa?
-Tak.
Jej syn, Mufasa, nie doczeka tego co ona. Uru i Ahadi zajęli otóż tron zaraz po śmierci jej ojca. Mufasa będzie mógł jeszcze cieszyć się radami swej matki.
Lwia Ziemia jak wiele pokoleń innych ziem, miała swoje tradycje najbogatsze. I taką właśnie były ceremonie: gdy rodzili się członkowie królewskiej rodziny i gdy stawali się władcami. Były także ceremonie ślubne ,czy śmierci. Wiara w Krąg Życia ,czy oglądanie gwiazd. Może właśnie dlatego, że Lwia Ziemia nie bała się być sobą, byli najpotężniejszym lwim królestwem wszystkich sawann, zbierającym wiele zazdrosnych spojrzeń.

Mufasa wyszedł z jaskini i niepewnym wzrokiem, wpatrywał się w matkę, która już kroczyła pewnym krokiem w stronę samego szczytu. Stanęła na nim wyprostowana i pełna wdzięku, ostatni raz wpatrując się w horyzont z jej szczytu, a także jako jego królowa. Następnie zaryczała potężnie. Zwierzęta ,chodz nie musiały, pokłoniły się, by następnie podnieść głowy na widok starszego księcia. Mufasa zajął miejsce obok matki, która szybko przejechała ogonem po jego boku i z uśmiechem zeszła ze szczytu. Nie widziała jednak pełnego smutku spojrzenia młodszego syna, który zamknął oczy w chwili, gdy jego brat dumnie zaryczał.
Zwierzęta zgromadzone na dole skały zaczęły wiwatować, a lwice zaryczały ze swoim nowym królem, uznając jego władzę.
Sarabi wyrwała się z tłumu mieszkanek, by stanąć u boku Mufasy, trochę nieśmiało wspinając się pod górę. Nie była jeszcze królową, ale chciała dodać mu otuchy. Książę... a właściwie Król , uśmiechnął się do niej i pozwolił, by razem z nim zaryczała.
Wydawało się wtedy królowi Mufasie, jednemu z tych najbardziej sprawiedliwych, że wraz z nim, ryczą także jego przodkowie.

***
Noc rozpoczęła się równie szybko, jak rozpoczął się dzień.Po głośnej  imprezie na Lwiej Skale, wszyscy położyli się dość wcześnie do snu.
Uru, wymknęła się z jaskini, by chodząc po polanie rozmyślać. 
"Nie martw się,Taka,zawsze będziesz moim braciszkiem"  "Ale już nie księciem" "Mufaso,byłeś taki dzielny tam na górze, już widzę w tobie idealnego przyszłego króla" "Tako, czy coś nie tak?" "Oczywiście!" 
Myśli kotłowały w niej jak szalone, by ustąpić następnie łagodnie, gdy zanurzyła się w chłodnej tafli wody. Nie wyszła z niej jednak, a pozwoliła się porwać małemu nurtowi. Zmrużonymi ze zmęczenia oczami, lwica spojrzała na niebo. Gwiazdy migotały przepięknie. Niektóre świeciły jaśniej, inne słabiej, ale Uru wiedziała, że to nie miało związek z rodziną królewską. To świadczyło tylko o tym jakie było serce danego stworzenia.Czy jego życie było godne z tym co słuszne, czy też zgubił swoją drogę, by do niej nie powrócić. Uru westchnęła.Nawet nie zauważyła, kiedy ta bezchmurna noc minęła na tyle szybko, by nowy dzień wstał na przepięknym krajobrazie.


Cześć! Ten rozdział pisałam dwa dni,oraz jest on ostatnim w tym roku.Myślę jednak ,że jest dosyć ciekawy, bo oto właśnie na tronie Lwiej Ziemi  zasiada kolejny władca. Rozdział dedykuję Kosiarz-01 
Pozdrawiam was bardzo cieplutko i życzę wam udanego kolejnego dnia! Pamiętajcie, że nie długo święta! :) 
1.Jakim królem będzie Mufasa?
2.Czy Taka przestanie zazdrościć bratu?
3.Co może wydarzyć się dalej? 
To jest już rozdział 40!! <3

sobota, 24 listopada 2018

#39 Umarł król

Uru przeciągnęła się na podwyższeniu. Uniosła głowę. Przed wschodem. Królowa Lwiej Ziemi uśmiechnęła się. Podeszła do syna, który spał blisko wyjścia. Dotknęła go łapą, sprawiając, że się obudził. Mufasa spojrzał na matkę. Przetarł oczy łapą.
-Mamo?
-Chodz ze mną.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Mufasa wyszedł za mamą. Oboje skierowali się w górę skały. Wiatr buchnął w ich twarz, powiał grzywą księcia. Ich kroki zadudniły o twarde podłoże. Już na szczycie- "tronie" -usiedli obok siebie, wpatrzeni w horyzont.

Po raz  kolejny Mufasę zachwycił widok królestwa wraz ze wschodzącym słońcem.
Uru także.
-Synu, pamiętasz co poznałeś na pierwszej lekcji? -spojrzała na księcia uważnie. Nie dała mu czasu na odpowiedz, -Że słońce dla każdego wschodzi i zachodzi. Pewnego dnia ,coraz bardziej bliskiego, przyjdzie dzień, kiedy to ty zostaniesz królem.To wszystko będzie twoje.
-Wiem mamo..
-Poczekaj, daj mi dokończyć,-uśmiechnęła się lekko królowa.Spojrzała na chmurne niebo.Czuła ,jak przodkowie patrzą na nią. Ojciec, matka, brat...   -Mogę cię przepytać?
Mufasa skinął głową, więc Uru podjęła. Wyprostowała się.
-Czym zajmuję się król?
-Strzeże harmonii Kręgu Życia, opiekuję się swoim stadem.
-Majordamus?
-Czyli jak Zuzu,-uśmiechnął się złośliwie Mufasa,-ciągle gadają... nie, no.. żarcik. Dostarczają nam raporty, patrolują ,są ambasadorami na innych ziemiach.
Uru była zadowolona odpowiedziami.
-Lwice polujące?
-Polują,-krótka odpowiedz
-Świetnie, -Uru wstała. Syn także wstał, zaskoczony, że tak szybko poszło. Spodziewał się wielu pytań i jeszcze dłuższej lekcji.
Królowa przejechała ogonem po jego policzku. Zeszła z Lwiej Skały na spacer.

Mufasa odwrócił się, gdy usłyszał ryk, a pózniej kroki. Lwice wyszły na polowanie. Trzepot skrzydeł oznajmij natomiast Mufasie, że Zuzu ma raport. O ironio..  Ahadi wyszedł z jaskini, przeciągając się. Minęły go rozradowane lwiątka. Zuzu usiadła mu na grzbiecie, by zdać wiadomości.

Mufasa odwrócił wzrok, gdy wyszedł z jaskini Taka. Za nim podążała jego Lwia Straż.
-Taka..-zaczął Mufasa, -możemy porozmawiać?
-Pózniej,-burknął brązowy lew, mijając go.
Reszta straży poszła za nim, chodz Jasiri ociągał się.
Mufasa westchnął zrezygnowany. Chciał się pogodzić. Jak mawiała mama, "nie baw się jedzeniem, masz brata.Macie się lubić". Mufasa uznał jednak, że im bliżej byli oboje dorosłości, tym bardziej się od siebie oddalali. A żaden z nich nie potrafił tego zakończyć... a może nie chciał...

Sarafina, Sarabi wyszły niewiele czasu pózniej. Obie zaproponowały wyjście nad wodopój. Książę nie potrafił im odmówić.
***
Czarna lwica przyczupnęła w gęstych krzewach, wpatrzona ciągle w jeden punkt. Oblizała pysk i wysunęła pazury. Jej plan się spełni. Poniesię oczekiwaną zemstę.  Zaczęła przybliżać się coraz bardziej, puki nie rozległ się podniecony głos.
-Uru, chodz na polowanie!
-Z przyjemnością, Hapana!-odkrzyknęła do jednej z mieszkanek stada, biegnąc radośnie w ich kierunku.
Czarna lwica syknęła ze złością i wycofała się, by zaatakować pózniej.
***
Królowa Uru, z przyjemnością wybrała się na polowanie. Uważała to za odstresowujące zajęcie, po ciężkim rządzeniu królestwem. Poza tym, przypominało chwile spędzone z ojcem, lub treningi łowieckie z matką. 
Uru ustawiła się po lewej stronie Hapany. Posłała lwicy pewne spojrzenie. Reszta lwic, czyli szóstka, rozeszła się w innych kierunkach. Celem wszystkich miała paść za kilka chwil antylopa gnu , nie świadoma zagrożenia.
Uru ogonem dała znać Hapanie. Sama powoli zaczęła zbliżać się do zwierzyny. Nie było wiatru. Łapy powoli dotykały ziemi, poruszała się bez gwałtowności. Jej towarzyszka zdążyła już wystawić pazury, obnażyć kły.
Gdy były dość blisko, pozostałe lwice skoczyły. Uru i Hapana zaczekały, aż antylopa gnu przestanie się tak bardzo wiercić, wzbiły się w powietrze, wykonując ostateczny ruch. Lwice posłały sobie zadowolone spojrzenie.
-Świetna robota,-pochwaliła Uru. Westchnęła zmęczona,-Dawno się tak nie bawiłam.
-A widzisz...z  nami zawsze zabawnie,-rzuciła ciemnoruda lwica, trochę przestraszona. W końcu rozmawiała z samą królową. Uru mogła ją wygnać nawet od tak... ale nie. Każdy znał jej łagodność i  mądrość. Przede wszystkim troszczyła się o Lwią Ziemią i Krag Życia- to na pierwszym miejscu.
-Wracamy na Lwią Skałę, co powiecie?-zaproponowała Uru
-A może jeszcze zapolujemy?-pomysł rzuciła złota lwica,-Wyczułam stado zebr
-Dobry pomysł, Kamba,-ucieszyła się Hapana
Pozostałe lwice skineły głową. Zaznaczyły swoje pożywienie i całą grupą ruszyły w dalsze polowanie.
***
-Co dzisiaj robimy?-Taka wszedł do jaskini swojej Lwiej Straży. Zirytował się widząc rozwalone lwy na płaskich kamieniach z leniwym wyrazem pyska.-Ej! Jesteśmy Lwią Strażą do góralka! Powinniście być już na łapach!
-Odkąd wróciła królowa Uru, nic się nie dzieję potrzebującego uwagi,-wytłumaczył Jasiri, siadając,-Więc co będziemy robić? Król Ahadi i Mufasa się wszystkim zajmą.
Na dzwięk imienia brata, Taka zmrużył brwi. Wystawił pazury, ostatnio często to robił.
-My jesteśmy Lwią Strażą, a ja waszym przywódcą-dlatego należy mi się szacunek.
-Ale...to nie jest brak..-najbystrzejszo oki próbował coś powiedzieć, ale Taka mu przerwał machnięciem ogona.
-Ty powinnieneś już dawno powinnieneś patrolować ziemię, Mtazamo.No już.
Mtazamo westchnął, ale wyszedł posłusznie z jaskini. Nguvu przewrócił oczami. Wstał. Taka rzucił w nich gorzkim wzrokiem.

Niewiele czasu pózniej, Mtazamo wrócił do jaskini z wiadomością. Niepokojącą.
-Lwia Straż, mamy problem.
-Co się stało?-Haraka podskoczył od razu rozbudzony.
-Zebry spłoszyły się i pędą teraz w kierunku usypiska skał!-na jednym wdechu ogłosił Mtazamo. Taka spojrzał po swojej Lwiej Straży uważnie.
-Musimy ich odpędzić od usypiska skalnego. Haraka wykaże się w tym zadaniu, pójdziesz pierwszy.Reszta za mną. Lwia Straż  do boju rusza..
-Gdy Lwia Ziemia jej potrzebuje!
Haraka wybiegł pierwszy, za nim Mtazamo, a pózniej Taka z resztą Lwiej Straży, by wykonać kolejny obowiązek.
***
Mufasa leżał pomiędzy Sarabi a Sarafiną. Obie lwice cieszyły się z dnia wolnego.Roszkoszowały się gorącym słońcem. Zazdrościł im, on zaraz będzie musiał zająć się obowiązkami księcia. Spojrzał kątem oka na Sarabi. Miała zmrużone oczy. Miała wpięty różowy kwiatek. Sarafina niebieski. Mufasa pomyślał, kładąc się wygodniej, że Sarabi wkrótce będzie musiała także przejąć ciężąr władzy.Zostanie królową, matką jego lwiątek. Mufasa rozmarzył się. Chciał mieć dużą rodzinę u boku ukochanej.Jak kiedyś rozmawiał o tym z Sarabi, potwierdziła, że też o tym marzy.Zwłaszcza o małym dzielnym synku. A jego najdroższą była Sarabi, był tego pewien.Schylił się, by polizać lwicę za uchem. Rzuciła na niego spojrzenie cynamonowych oczu. 
-Chciałeś czegoś Muffy?
-Nie... tylko powiedzieć, że cię kocham,-uśmiechnął się ciepło.
Przytulili się. Sarafina zazdrościła im tego,że mogli publicznie okazywać sobie uczucia. Ona i jej najdroższy też by tak chcieli. Kiedy Sarabi przytuliła mocniej Mufasę, można by pomyśleć, że wszystko tego dnia upłynie spokojnie.
***
Uru była zadowolona z polowania. Resztę dnia postanowiła spędzić na Lwiej Skale, plotkując ze swoimi towarzyszkami. Ahadi miał akurat wybrać się na patrol graniczny, a Mufasa pójść na lekcje  z matką. Uru pozwoliła mu jednak wybrać się na spacer z jego partnerką.Uznała, że miał już zbyt dużo lekcji i powinnien trochę odsapnąć. Królowa wypatrywała też młodszego syna, ale o nim słuch zaginął.
-Zira tak bardzo wyrosła,-powiedziała Hawa, kładąc się obok przyjaciółki. Reszta lwic zrobiła jej trochę miejsca. Uważnie przysłuchiwały się rozmowie dwóch lwic.
-Bojali uważa, że nie długo powinniśmy wydać ją i Rosę za jakiegoś kawalera
-Mufasa ugania się ciągle za Sarabi,-i chodz powiedziała to trochę kwaśno, na pysk wlał jej się ciepły uśmiech,-O Takę się martwię.Nie wiem, czy dalej spotyka się z Sarafiną. Nie widuję ich razem.
-To może....?-podsunęła Hawa, wpatrując się uważnie w przyjaciółkę.
Uru domyśliła się o co jej chodzi.Brązowa przecząco pokręciła głową.
-Pozwolę im samym dokonać wyboru
-A może masz coś do mojej córki?
-Hawa, jesteś przewrażliwiona,-przewróciła oczami Uru,-Chce tylko by moi synowie sami wybrali swoją miłość ,jak ja wybrałam Ahadi'ego.
-A może takie rozwiązanie nie jest korzystne?-Hawa burknęła pod nosem.Wstała, by odejść. Uru nie zrozumiała jej gestu. Hawa od ostatniego czasu bywała drażliwa. Uru westchnęła, po czym wróciła do rozmowy z resztą lwic.

 Atmosfera była jednak zbyt napięta, więc królowa postanowiła w końcu stanąć na szczycie Lwiej Skały. Spoglądała na swoje królestwo z dumą.
Z dołu dochodziły wesołe głosy należące do Lwiej Straży jej syna. Ulżyło jej.Byli po prostu na misji,z której właśnie wrócili. 
Królowa dalej spoglądała na Lwią Ziemię. Nic się nie działo. Pastwiska były zapełnione przez zebry i antylopy, słońce zajęły wodopój, a ptaki najbliższe drzewa. Dała radę dojrzeć również Rafikiego wracającego z Zuzu do baobabu, chodz jego kształt z tak daleka był rozmazany.
 Coś innego bardziej przykuło jej uwagę. Czarny kształt na granicy, który po chwili zniknął, by znów pojawić się bliżej. Uru syknęła pod nosem. Być może to jakieś zwierzę, ale wolała mieć pewność. Zbiegła po "schodkach" w dół Lwiej Skały, by stanąć na delikatnej trawie, idealnie udeptanej. Następnie puściła się biegiem w stronę granicy.

Uru wystawiała łapy przed siebie, by dotrzeć jak najszybciej na miejsce .Zdyszana zatrzymała się przed samą granicą. Otworzyła pysk, by wyczuć zapach. Poczuła jakiś. Rozejrzała się obok, ale nikogo nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi.
-Jest tu ktoś?
Nikt się nie odezwał, więc lwica postawiła kilka kroków przed siebie, tak, że stała już blisko wody odzielającej Lwią Ziemią od Złej Ziemi. Tylko ci się przewidziało,-pomyślała, odwracając się by wrócić na Lwią Skałę. Miała ochotę zapolować ,ale dla dobra Kręgu Życia nie mogła tego zrobić.
Wtedy ktoś na nią wskoczył i przyszpilił do ziemi. Brązowe futro Uru pokryło lekkie błoto. Lwica walnęła przeciwnika łapą z wystawionymi pazurami. Z sykiem udało jej się odskoczyć i spojrzeć przeciwnikowi prosto w oczy. Zdębiała, kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę Digi, jej największego wroga. Ostatnim razem widziały się na wielkiej wojnie,a za pierwszym kiedy ta porwała jej ukochaną córkę.
Warknęła gardłowo.
-Digia... co tutaj robisz?!
Czarna lwica wybuchła głośnym i chrypliwym śmiechem. Uru cofnęła się kilka kroków do tyłu, Digia natomiast kilka do przodu.
-Nadszedł twój koniec Uru. Moja zemsta się dopełni dopiero, kiedy ty umrzesz.Pózniej zajmę się twoim męzem, myślę, że moglibyśmy mieć uroczą córeczkę...
-Nie waż się zbliżać do mojej rodziny,-syknęła królowa
-A co? Obawiasz się ,że mogę zranić twoich synów? Oh, mała słodka Uru, to będzie dla mnie przyjemność.
Uru nie wytrzymała. Wzbiła się w powietrze, by zaatakować lwicę. Wskoczyła na jej kark, a pazury wbiła w brzuch. Digia syknęła .Zamachnęła się, by rzucić z siebie lwice, wykonując gwałtowne ruchy.Uru wbiła się mocniej w jej kark, dopóki Digia nie padła na plecy. Tym samym zwaliła z siebie Uru,  mocniej przyspilając ją do ziemi. Zrobiła tak, by spojrzeć w oczy królowej. Uru ugryzła ją w łapę. W tego Digia zaczęła ją podduszać.
-Raz na zawsze pozbędę się ciebie.

Ahadi w jednej chwili, wskoczył na Digię.Udało mu się ją odepchnąć. Uru ciężko oddychała. Lew podał jej łapę by wstała.
-Wszystko dobrze, kochanie?
-Tak... chyba.... dziękuję
-Wracaj na Lwią Skałę, ja się nią zajmę. Nie mów nic nikomu, to sprawa między nami,-odwrócił się wtedy w stronę Digii. Czarna lwica nie była jednak sama, a z inną lwicą i jakimś lwem.Wyglądał na młodszego, co dawało przewagę. Digia uśmiechnęła się szyderczo.
-Ahadi... najdroższy.
-Nawet mnie tak nie nazywaj. Pozwolę ci się wycofać, a oszczędzisz życie,-wyprostował się.
Digia zaśmiała się gorzko.
-Powiedziałeś Uru co nas łączyło? Że doszło do zbliżenia,-spojrzała w oczy Uru, który zaszły mgłą. Córka Mohatu od razu spojrzała na męża oczekując wyjaśnień. Ahadi też na nią spojrzał.
-Uru... to nie tak. Nigdy cię nie zdradziłem. Przysięgam!
-To ty możesz się wycofać, Ahadi. Ja chce ją!-ogonem wskazała na Uru. Ahadi warknął gardłowo. Zasłonił Uru.
-To musisz najpierw pokonać mnie!
-Skoro chcesz..-ogonem dała znać lwowi, który od razu rzucił się na Ahadi'ego, a za nim lwica. Digia znów ruszyła w stronę Uru. Królowa nie zamierzała się jednak wycofywać, a jedynie przygotowała się na atak.

Ahadi przetoczył się z ciemnym lwem po ziemi. Nieznajomą lwicę natomiast mocno uderzył łapą z wyciągniętymi pazurami. Z lwem było najciężej, dorównywali sobie siłą. Nieznajoma lwica wskoczyła królowi na plecy, a ciemny lew atakował od przodu. I w takiej pozycji walczyli.

Nie daleko, Uru i Digia gryzły się i drapały. Żadna nie zamierzała odpuścić.W oczach Digii widać było czysty mord, gdy atakowała brutalnie królową, tak ,że córka Asali bardziej opadała z sił. Widziała pomału tylko rozmazane plamy. Nieuniknionym więc było to, że z głośnym dzwiękiem , Uru padła na ziemię ciężko dysząc. Digia z krwawym uśmiechem wskoczyła na nią.
-Dobranoc, księżniczko,-szepnęła,-moja zemsta w końcu się dopełniła.
Digia zaatakowała Uru tak, że lwica zaczęła krwawić. W tej chwili ,Ahadi wyrwał się jednak atakującym go lwą ,by rzucić się na Digię. Jednym ruchem, zdołał powalić ją na ziemię ,a zaskoczona lwica tylko chwilę się broniła, nim ten odebrał jej życie.
Uru krzyknęła bezgłośnie, wpatrując się jeszcze zamazanym wzrokiem, jak nieznajomy lew rzuca się w stronę jej męża. Lwica natomiast się wycofała, uznając najwidoczniej,że nie ma po co walczyć.
Ahadi i lew mocowali się długo łapami, ale Uru już więcej nie widziała, gdyż straciła przytomność.

Obudziła się  niewiele czasu pózniej. Głowa ją strasznie bolała, nie czuła własnego ciała. Zdołała jednak sztywno stanąć na łapach i chwiejąc się, podeszła bliżej wody, by się sobie przyjrzeć.Z   wargi ciekł jej święży strumyk krwi, reszta ran była otwarta.
Udam się do Rafikiego.Na pewno coś na to poradzi. Ciekawe, czy na Lwiej Skale się o nas martwią.-pomyślała.
Właśnie wtedy zdała sobie sprawę z tego, że nie widzi złotego futra Ahadiego.Czyżby wrócił na Lwią Skałę bez niej? Nie, on nie był taki. Nie wierzyła w słowa Digii o jego potencjalnej zdradzie. To był jej ukochany. Rozejrzała się szybko po terenie, ale dostrzegła tylko czarne futro należące do Digii. Lwicy nie udało się zabić Uru. Sama leżała teraz martwa. Jej największy wróg już odszedł, czyniąc tyle szkód wokół.

Uru przeszła kilka kroków do przodu, wciąż rozglądając się za partnerem. Do jej nożdzy dotarł zapach krwi, ale brał się od niej. Z ran przecież dalej ciekło. Rozejrzała się jeszcze raz w poszukiwaniu partnera, nim spokojnym krokiem musiała wybrać się w drogę do baobabu.
Zatrzymała się kilka kroków pózniej, widząc złote ciało wepchnięte w wysoką trawę. Musiał biec po pomoc, albo przetoczył się z wrogiem tak daleko.
Pomodliła się w duchu, żeby to nie był on... Tylko nie on!
Gdy podeszła bliżej, jej oczy napełniły się łzami. Nie  był to ten nieznajomy, a jej ukochany partner. Uru zalała się łzami, przypadając do jego ciała. Czarna grzywa zasłaniała pysk, zielone oczy były wciąż otwarte, ale sam lew się nie ruszał.
-Ahadi... kochanie? Proszę, nie zostawiaj mnie!-załkała. Spojrzała na chmury, które zasłoniły słońce. Zbierało się na deszcz.Wrzasnęła.-AHADI!!
-Ciii, będzie dobrze.
Uru szybko spojrzała na swojego partnera, otwierając oczy. To nie on to powiedział, nie ruszał pyskiem. Ale słowa tak ciepłe i podobne rozlewały się dalej. Spojrzała za siebie i wtedy dostrzegła złotego lwa-Ahadi'ego-który błyszczał.Stał się teraz jedną z gwiazd. Uśmiechał się od ucha do ucha, wpatrując się w swoją partnerkę, która usiadła z niedowierzeniem.
-Szkoda, że tak to się zakończyło.
-Nawet nie zdążyłam się z tobą pożegnać,-szepnęła Uru, dalej łkając.
-To jest pożegnanie, najdroższa.Teraz idę spotkać się z moją i twoją rodziną.Naszą.Dziękuję ci za każdą rozmowę, uśmiech, dotyk które były skierowane do mnie.I za nasze lwiątka. Lepszego życia nie mógłbym sobie wyobrazić.
-Nie opuszczaj mnie. Proszę.
-Każdego droga w Kręgu Życia musi dobiec końca. Pamiętasz? Sama mnie tego uczyłaś,-szepnął Ahadi, a jego zielone oczy błysnęły,-Moja dobiegła. Ty musisz zostać, być silna. Jeszcze wiele się wydarzy.Teraz Lwia Ziemia  ma tylko ciebie. Dbaj o nią tak jak robiłaś to do tej pory,-podszedł bliżej jej,-A ja zawsze będę z tobą.
Musnął ją lekko, tak jak skrzydła motyla. Nie czuła tego pocałunku, ale miłość i ciepło ,które od niego biły  wyczuła głęboko w sobie. Następnie Ahadi zaczął znikać, by się na końcu rozpłynąć.
Uru wypatrywała go jeszcze wzrokiem.To musi być sen... proszę.
Usiadła tyłem, by wtulić się w ciało złotego lwa. Przystawiła nos do jego brzucha, wdychając jego słodki zapach. Tym samym zasypiała, chodz dalej płakała.
***
Rozpacz królowej Uru ściskała za serce.Gdy Taka ze swoją Lwią Strażą ją znalezli, byli smutni tym widokiem. Taka zaniósł ciało ojca do Rafikiego, by ten stwierdził zgon, natomiast reszta doprowadziła tam matkę księcia. Rafiki zbadał lwicę. Na szczęście okazało się ,że rany nie są aż tak szkodliwe. Nałożył maść i zalecił odpoczynek, oraz by się nie denerwowała.To ostatnie było jednak godne wyśmiania, bo czekał ją jeszcze pogrzeb.

Gdy Mufasa dowiedział się o śmierci ojca,  był bardzo smutny. Sarabi przytulała go, dając mu pocieszenie i lizała po uszach z miłością. Gdy Sarafina chciała tak samo pocieszyć Takę, ten odsunął ją od siebie.Podobnie postąpił z Zirą. Zamiast ich towarzystwa, wybrał się samotnie na spacer.Szły za nim tylko mieszane uczucia.

Lwice otoczyły opieką Uru. Hawa starała się powstrzymać swój smutek.Pocieszała przyjaciółkę. 
Gdy noc otuliła Lwią Ziemię, a pierwsze gwiazdy migotały na nocnym ,granatowym niebie, Uru z synami:Mufasą i Taką, usiadła najbliżej Lwiej Skały.Reszta lwic zrobiła koło, w którego środku Rafiki wypowiadał modlitwę nad ciałem króla. Na szczęście nie było deszczu, a jedynie jedna chmura zasłaniająca księżyc.
-Ancestors, tahadhari ya simba huyu, ambaye sasa atakuwa mmoja wa nyota.Alikuwa mfalme mzuri, baba na mpenzi.Kuwezesha roho yake kututunza katika miaka ifuatayo, machozi ya simba duniani utampa(dosłowne:Przodkowie, uwaga tego lwa, który będzie teraz jedną z gwiazd, był dobrym królem, ojcem i partnerem, aby umożliwić jego duszy utrzymanie nas w następnych latach, łzy lwów na ziemi dadzą mu)

Rafiki podpalił jego ciało, co oznaczało głęboki szacunek. Tak odbywał się pogrzeb każdego z rodziny królewskiej, kto na to zasłużył. Uru przechodziła z nogi na nogę. Przytuliła obojgu synów. Taka zniknął jednak szybciej niż jego brat i zajął się stadem na Lwiej Skale. Uru i Mufasa czuwali natomiast, póki płomienie ognia nie zgasły.
-Co teraz będzie,mamo?
-Poczekamy aż staniesz się dorosły.Przez ten czas, to ja będę rządzić sama Lwią Ziemią,-powiedziała o dziwo spokojnie lwica.
Zerwał się mocny wiatr, który musnął pysk lwicy. Mufasa zmrużył oczy, czując nagłe zimno.
-Wracajmy już.
-Poczekajmy jeszcze trochę.
Usiedli jeszcze wygodniej.Następną godzinę spędzili w ciszy, wpatrując się w gwiazdy.Jedna błysnęła najmocniej tej nocy.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Urodziny Bloga + Rozdziały Specjalne

Sto lat, sto lat
Niech żyję blogów nam
Bo dziś blog urodziny ma!
Drugi raz, drugi raz,
Świętujemy,
Sto lat!
Niech żyję nam!

Uru, z okazji twoich urodzin, życzę ci, bym nie porzucała weny ,a każdy kolejny rozdział pisała jeszcze chętniej. By sprawy na blogu ułożyły się i żebyś była szczęśliwa ze swoją blogową rodzinką.

Kolejne (2) urodziny bloga i prawdopodobnie ostatnie. Daliście mi świetne pomysły i trudno było mi się zdecydować-wybrałam pomysł z największą liczbą głosów-czyli rozdział specjalny (w tym przypadku 2). Resztę pomysłów możliwe, że kiedyś wykorzystam. Na razie cieszmy się tą chwilą! Uwielbiam świętować urodziny bloga, a Uru obchodzi je akurat wtedy kiedy moja mama. 


Więc jeszcze raz: Wszystkiego naj!


Przechodzimy do specjału...
#1 Król i jego królowa 

Dhahabu nie był może pierwszym królem Lwiej Ziemi, ani nawet jej założycielem, ale prawda była jasna:To on pierwszy postawił na niej łapę z lwów cywilizowanych.Dhahabu był przystojnym lwem, jak na te czasy, a jego ciała nie porastały blizny.Miał złotą grzywę i równie jasne futro.Oczy miał natomiast pomarańczowe, z błyskiem.
Razem z nim, na nienazwaną wtedy ziemię przybyła jego rodzina. Dwie partnerki-Maisha i Mahiri. Pierwsza z nich dała mu trzy córki: Maszę, Uzuri i Vijanę. Mahiri urodziła natomiast dwójkę lewków-Mohatu i Askariego. 

Gdy rodzina po raz pierwszy stanęła na suchej ziemi, początkowo chcieli tylko odpocząć po ciężkiej podróży i coś zjeść. Na nienazwanej ziemi, która nie była żadną potęgą, zwierzęta nie szanowały się. Zebry, antylopy, z pokorą przyjmowały na siebie zły los i nie cieszyły się życiem, będąc na końcu łańcucha pokarmowego. Z kolei większe zwierzęta, przez ciągle kłótnie powodowały poważne kłopoty. Hieny, szakale i dzikie lwy , polowały bez ustanku.

Dhahabu z rodziną skrył się w jednej z małych jaskiń. Lwice chodziły na polowanie, on chronił malutkich jeszcze wtedy synów przed drapieżnikami. Przez to coraz bardziej się męczył. W końcu zdecydował, że aby przeżyli muszą zaryzykować. Dlatego więc, zakradł się do największej ze skał, która widniała na samym środku  nieznanego terenu. Wraz ze swoją rodziną, podstępem zaatakował zamieszkujące tam hieny, po czym wraz z rodziną wprowadził się do nowego domu. Rodzina mogła od tego czasu, w spokoju się wysypiać i polować. Oczywiście do obowiązków Dhahabu dalej należała ochrona rodziny.

W takim środowisku dorastał Mohatu. Lwiak gdy tylko nauczył się ryczeć, wziął sobie za cel ochronę rodziny. Z czasem jednak, gdy grzywa porosła jego sierść, zastanowił się nad sensem mieszkania na tej ziemi.Całe życie miał brać i nie dawać. Jeść ,lenić się i chronić. 
Pewnego ranka, Mohatu wszedł na czubek skały i znudzony przyglądał się horyzontowi.Zaniemówił na widok wschodzącego słońca. Widok był tak piękny (słońce z barwy pomarańczowej, robiło się coraz jaśniejsze) że nie zwrócił nawet uwagi, kiedy rozpoczął się nowy dzień, a sawanna odżyła w swoim rytuale. Może właśnie wtedy lew postanowił coś zmienić. Na lepsze, nie tylko dla siebie.

Dhahabu odszedł jako pierwszy. Nie zdążył zobaczyć, jaki plan przygotował jego syn. Mohatu nie rozpaczał po śmierci ojca. Wiedział, że stał się jedną z gwiazd i to wierzenie dodało mu siły.Spoglądał na granatowe niebo, na którym błyszczały jasne punkciki z nadzieją.

Jego plan zakładał przede wszystkim pogodzenie zwierząt.W tym pomógł mu brat, Askari. Lew zebrał kilku przyjaciół, lwy dzikie mieszkające na granicy i z ich pomocą zawarł pokój ze słoniami, pokonał krokodyle.Odkrył wtedy w sobie niezwykły dar Ryku Praojców i stał się pierwszym przywódcą Lwiej Straży.

Mieszkający w baobabie szaman, Babu, także zapisał sobie część historii.Pomagał rannym zwierzętą, by nie umierały tak szybko.Stał się bliskim przyjacielem Mohatu. 
Droga była ciężka. Pogodzenie zwierząt i nadaniu temu miejscu harmonii mogło trwać wiecznie.Zwłaszcza, że większość zwierzyny nie chciała współpracować, a damska część rodziny wyśmiała jego pomysł.
Mohatu nie poddawał się jednak. Dążył do tego, by spełnić swój plan w całości. Gdy miał chwile zwątpienia, spoglądał w gwiazdy. 
A gdy Mohatu spoglądał na wschodzące słońce, dopadała go myśl, którą pózniej rozwinął: że wszystko umiera i odradza się na nowo, zupełnie jak słońce które wschodzi i zachodzi.

Do Mohatu dotarło, że jeśli chce by zwierzęta żyły w pokoju, a ziemia odżyła, musi pozbyć się hien i szakali. Wygnał więc zwierzęta, gdy te nie chciały przyjąć zmian i osobiście pilnował, by więcej się nie pojawiły. Natomiast dzikie lwice przyjął do swojego stada. Lwą, którzy uszanowali jego władzę min.Lwiej Straży Askariego ,pozwolił zostać na jego terenie.Resztę musiał przegonić.
Następnym krokiem Mohatu, było kontrolowanie praw zwierząt. Babu doradził mu, by znalazł sobie majordamuskę. Mohatu z wahaniem, przyjął na to stanowisko dziobożerkę Zuzu. 
-Jest jeszcze coś..-westchnął wtedy Babu,-By twoja ziemia dalej owocowała, musi mieć nazwę i prawo, którym wszyscy będą się kierować.
-Dziękuję za twoje mądre rady Babu,-powiedział Mohatu z uśmiechem. Już miał odejść, kiedy szaman go zatrzymał.-Coś się stało?
-Wasza wysokość, powinniśmy przeprowadzić twoją koronację i...-zawahał się, nim szepnął,-Powinnieneś przedłużyć ród. Czy jest może jakaś lwica ,która mogłaby zostać matką twoich lwiątek?
Gdyby nie futro, Mohatu zaczerwieniłby się. Zawstydzony warknął na mandryla , szybko opuszczając jego baobab. Nie przejmował się jego słowami, skupił się dalej na swojej ziemi.

Uzuri, zapragnęła całym sercem, by na równi z bratem. By zdobyć to, co on właśnie utworzył. Dlatego zabrała kilka dzikich lwic i razem z nimi zastawiła pułapkę na syna Dhahabu. Mohatu nie spodziewał się ataku. Chodz pokonał z łatwością lwice, na jego ciele otworzyły się świeże rany. On sam poczuł głęboki żal do siostry, którą był zmuszony przegnać.
Uzuri nie rozpaczała tak bardzo, jak płonęła w niej wściekłość. Wraz ze swoimi lwica zamieszkała obok nienazwanej ziemi, na zniszczonym terenie, gdzie wcześniej przegnał hieny. 

Kilka dni pózniej, Mohatu poprosił Zuzu ,by wezwała pod skałę wszystkie zwierzęta. Babu także się tam pojawił i oficjalnym tonem mianował Mohatu na króla. Młody władca, po tym jak potężnie zaryczał i przyjął ukłony, ogłosił, że ziemia będzie nosić nazwę Lwia Ziemia i wszyscy będą żyć tu w harmonii. Zwierzyna ucieszyła się ogromnie, rozeszła się powoli.
Mohatu przemilczał jednak kwestię prawa, nie wiedział czym mają się kierować. Pozostała jeszcze inna kwestia: partnerka.

Druga siostra Mohatu, Vijana zdecydowała się zamieszkać na Rajskiej Ziemi-również świeżej jak jego własna. Miała tam zostać żoną króla.Obiecała więc bratu wieczny pokój.
Ostatnia z sióstr, Masza, obrała sobie za cel zdobycie serca Mohatu. Chciała być nie tylko królową, ale i matką słodkiego,silnego lwiątka.
Pozostałe lwice zamieszkujące lwią skałę ,także skupiły swoją uwagę na młodym królu, chcąc zdobyć jego serce.
Mohatu zabawiał się z nimi uczuciami, ale nie poczuł nic.Z żadną z nich nie łączyła go więz. Pod naciskiem Babu, musiał jednak podjąć decyzję.

Gdy decyzja o wyborze żony, stała się nie do zniesienia i równie gorzka, Mohatu udał się do niewielkiej jaskini zamieszkiwanej przez jego brata i poprosił Askari'ego na słowo.
-O co chodzi bracie?-spytał Askari, zajmując miejsce obok niego nad wodopojem. Zwierzęta obecne tam, oddały pokłon Mohatu, co wywołało na jego pysku uśmiech.
Po chwili on zgasł.
-Askari, muszę poprosić cię o przysługę,-brat poruszył się niespokojnie oczekując na dalsze słowa króla. Mohatu westchnął,-Chce byś przejął rządy nad Lwią Ziemią.
-Co?! Przecież dopiero co zostałeś królem? Co ci odbiło?!-Askari zamrugał kilkukrotnie, nie rozumiejąc. Mohatu co jak co, ale nigdy się nie poddawał. Poza tym naprawdę dobrze szły mu rządzy.
-Chodzi o... partnerkę,-zawahał się brązowogrzywy.-Muszę opuścić Lwią Ziemię, by udać się ścieżką łatwą. Nie mogę żyć pod presją.
-Z powodu lwicy?-zakpił Askari
Bracia byli może podobni jeśli chodzi o charakter, ale różnili się wyglądem. Askari miał czerwonągrzwę, a Mohatu brązową. Obaj mieli jasne futra , chodz to młodszego z braci było ciemniejsze. 
-Nie. Chce by moje życie było łatwiejsze, muszę odbyć tą wędrówkę,  znalezć cel.
-Ale... kiedy go znajdziesz, wrócisz tutaj?-spytał lew
-Tak... daj mi góra cztery miesiące. A gdy wrócę, możesz oddać mi tron, lub na nim pozostać.
Askari zawahał się. Na pysk nasunął mu się smutny uśmiech.
-Nie zawiodę cię bracie.
Kiedy tylko to powiedział, Mohatu krótko go przytulił, następnie puszczając się biegiem w stronę granicy.

Gdy tylko ją przekroczył, spadł mu z barków wielki ciężar ,który dzwigał właściwie od początku. Nie zawrócił , a biegł dalej przed siebie, chodz łapy bolały go od twardej gleby. Zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a oddech był nierówny. Czuł suchy wiatr buchający w jego grzywę. Lew zatrzymał się, gdy dobiegł do kanionu, który postanowił przekroczyć, pomimo gorącego słońca.

Długa wędrówka przez kanion okazała się na tyle męcząca, że Mohatu musiał odpocząć.Pomyślał, że może odwiedzić Rajską Ziemię , zapytać o rady i pozdrowić siostrę. Gdy jednak  ta myśl pozwoliła mu wstać na łapy, upadł.
Usłyszał stłumiony śmiech, więc rozejrzał się wokół siebie. Zbliżała się do niego jasnozłota lwica, której oczy połyskiwały jasną zielenią. Nos miała różowy. Mohatu zaniemówił na jej widok, nie zdołał się odezwać, kiedy usiadła obok.
Lwica jednak wykonała to za niego.
-Potrzebujesz pomocy?
Duma nie pozwoliła mu przytaknąć.
-Nie...
-Aha.-wzruszyła ramionami,-Pomyślałam, że jest ci na tyle gorąco, że chcesz ochłodzić się w naszym stadzie.
Mohatu zmusił się by usiąść. Spojrzał lwicy głęboko w oczy. Ona także na niego spoglądała.
-Jak daleko jestem od Lwiej Ziemi?
-Lwiej Ziemi? Nie znam. Mogę cię jednak zapewnić, że dawno już znalazłeś się na ziemiach dzikich. Masz szczęście, że nie spotkałeś jadowitych węży, czasem tutaj przebywają.
-Mogę jednak zmienić zdanie,-uśmiechnął się Mohatu,-Muszę się napić. Jak daleko leży twoje stado?
-Nie daleko. Nie lubią jednak obcych,-uśmiechnęła się kpiąco lwica,-Dlatego pozostaw mi przekonanie ich, że nie stanowisz zagrożenia.
-Jesteś tego pewna?-uniósł wysoko jedną brew
Lwica zachichotała.
-Jesteś łagodny jak kulawa antylopa
Mohatu nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Zachęcony przez lwicę, wstał i udał się za nią nieznaną drogą.Ich kroki odbijały się głucho o ziemię.
-A tak wogóle, jestem Mohatu.
-Asali,-odpowiedziała lwica, nie odwracając się w jego kierunku, w pełni skupiona na drodze.

Asali miała racje. Droga do jej stada okazała się krótka. 
Niewielka grupa lwów, zamieszkiwała ten kanion, stłoczeni w jedną grupę.Część z nich piła z niewielkiego strumienia obok skalnej półki, natomiast reszta jadła kości bądz leniuchowała.
-Patrol zakończony,-Asali odezwała się na tyle głośno, że wszystkie oczy spojrzały na nią. Pojawiło się w nich zaciekawienie jak i wrogość.-Znalazłam tego lwa wykończonego, zaprowadzę go do lidera.
-Dobrze, tylko pamiętaj o zasadzie,-uniosła wysoko głowę brązowa lwica z paskiem na głowie,-Przybłędy zabijamy.
-Rozumiem Zauditu,-minęli stadko bez słowa, kierując się dalej. Wtedy Asali szepnęła,-To moja siostra, jest trochę marudna.
-Naprawdę zabijacie przybłędy? nawet lwiątka?-spytał zaskoczony Mohatu, zastanawiając się, czy kości które jedli, na pewno należały do antylopy bądz zebry.
Asali skinęła głową.
-Tak, ale...
-Ale.
-...niektórzy nie uznają tej zasady,-Asali zatrzymała się, zmuszając nowo poznanego do zrobienia tego samego,-Na przykład ja.Wymyśliłam swoją własną zasadę:Krąg Życia.
-Krąg...co?-Mohatu zaciekawiony usiadł, zachęcając Asali by zrobiła to samo. Lwica ustawiła się wygodnie, chrząknęła, by kontynuować.
-W Kręgu Życia każde zwierzę niesie ze sobą coś wyjątkowego. Od mrówki po antylopę. Gdy my lwy, władcy sawanny umieramy stajemy się trawą, którą pózniej zjadają antylopy bądz zebry,-spojrzała na swoje łapy,-Myślisz, że jestem głupia, prawda?
-Skąd,-Mohatu przecząco pokręcił głową,-Uważam, że masz sporo racji. Wszyscy jesteśmy złączeni w Kręgu Życia.
Asali podniosła na niego wdzięczne spojrzenie.
-Dziękuję, Mohatu. Prawdziwy z ciebie przyjaciel.

Asali trochę już wolniej zaprowadziła go do lidera, mieszkającego w ogromnej jaskini, do której przechodziło się szczeliną.
-Liderze?-zawołała lwica, a echo uniosło się od pustych ścian. Mohatu pojawił się u jej boku i z  zaskoczeniem zobaczył lwa, ułożonego na trawiastym posłaniu. Ten podniósł na niego krwiste oczy.
-Córko, kto to jest?
-To Mohatu liderze. Z jakiejś Lwiej Ziemi, przychodzi by się nawodnić i odpocząć.
-Asali..-lider usiadł, a Mohatu zauważył, że jest naprawę umięśniony. Przełknął ślinę, nie chcąc z takim walczyć,-..wiesz jakie mamy zasady.
-Zrób wyjątek, proszę
Lew zawahał się, ale w końcu uległ i zgodził się, by Mohatu pozostał w stadzie, o ile upoluję coś dla niego. 
Lwioziemiec nie tracąc czasu, udał się na polowanie. Asali pokazała mu kilka przydatnych ruchów i lew zdołał upolować zebrę, która wystarczyła.
Odkrył także, że naprawdę lubi towarzystwo Asali.
Poprosił ją by mu dzisiaj towarzyszyła. Przegadali wiele czasu, ciesząc się swoim towarzystwem i historiami. Oczywiście, pozostałe lwice w stadzie, także postanowiły poznać nieznajomego im dawniej lwa. Mohatu z uśmiechem przyjmował komplementy.

Spędził w Stadzie Kanionu ponad tydzień. Z nimi wstawał i polował. Spędzał dużo czasu z Asali, która uczyła go i rozśmieszała. 
Spotykali się zawsze w tym samym miejscu, ale pewnego dnia nie przyszła. Mohatu zaniepokoił się i postanowił ją poszukać. Oddalił się więc od stadka, wiedząc, że jest ryzyko, że może go z powrotem nie odnalezć.  Znalazł świeży trop Asali, za którym podążył.
Znalazł ją niewiele czasu pózniej, gdy sprzeczała się z jakimś lwem. Mohatu zawarczał ostrzegawczo , widząc agresję. Nieznajomy także go dostrzegł.
-Ty jesteś Mohatu?!-podszedł do niego szybkim krokiem, gdy brązowogrzywy skinął głową,-Masz dać spokój MOJEJ partnerce. Zrozumiano?!! Asali jest moja i kropka!
-A kim ty w ogóle jesteś, żeby mówić o niej w ten sposób?!-syknął Mohatu
Nieznajomy lew wyprostował się.
-Jej partnerem, mamy się niedługo pobrać, jak nakazał lider,-wystawił pazury,-Więc odczep się od MOJEJ lwicy! Albo pożałujesz..
-Nie jestem twoja, Scar, -syknęła Asali, jeżąc wrogo futro.
-Chcesz walczyć,-Mohatu wyprostował się, -To będziesz walczył.Jeśli ja wygram, Asali zostanie moją partnerką i dasz jej spokój, jeśli ty, ja się wycofam.
Asali otworzyła pysk by zaprotestować, ale Scar już potwierdził swoją zgodę. Oboje z Mohatu rzucili się na siebie, ostrymi pazurami raniąc swoje boku, a kłami gryząc się z nienawiścią. Kilka kropel krwi spadło na ziemię, gdy lwy mocowały się bez litości.
Niektórzy członkowie stada, za hałasem, pojawili się ,by obserwować potyczki dwójki lwów. Asali wierciła się niespokojnie, obserwując tą krwawą walkę. Mohatu i Scar nie przestawali się bić, drapać i gryzć. 
W końcu jednak, ku zadowoleniu stada, Mohatu powalił ostatkami sił ciemnego lwa na ziemię, przyszpilając go pazurami.
-Koniec.
Scar syknął ostrzegawczo, ale posłuchał. Wlokąc ogon po ziemi, wycofał się.  Mohatu więc odwrócił się do Asali, przepraszająco upuszczając głowę. Asali była wściekła.
-Jak mogłeś decydować za mnie?! Za kogo się uważasz?! A gdybyś przegrał?!
-Przepraszam Asali.Byłem pewien zwyciężtwa i nie chciałem, żebyś musiała być w związku którego nie chciałaś.
-I niby to ma być usprawiedliwienie?!-prychnęła Asali,-Jeśli myślisz..
-Przepraszam cię. Nie zamierzam być twoim partnerem, wbrew twojej woli. Jesteś dla mnie świetną przyjaciółką i chciałem ci tylko pomóc. Nie zmuszać, bo nigdy bym nie okazał wobec ciebie braku szacunku. Jesteś piękną i mądrą lwicą, której wolność należy się należycie. Wybacz, za moje słowa i wyzwanie które rzuciłem.
-Jest... jest okey. Ale to był ostatni raz,-powiedziała Asali.
Oboje z Mohatu odeszli by dołączyć do stada, dalej łączyła ich przyjazn.

Asali z biegiem dni zaczęła coraz bardziej rozmyślać o tym, że z Mohatu naprawdę wiele ją łączy, ale czy to wystarczy by ich związek przetrwał?
Tym czasem miesiące mijały i Mohatu wiedział , że musi wracać na Lwią Ziemię by znów zostać jej królem. Wiedział już, że Krąg Życia będzie tym, co jego ziemia będzie znała i szanowało. To powinno raz na zawsze przeszkodzić konfliktom. 

Z żalem zawołał do siebie Asali.
-Idę podziękować liderowi za gościnę, muszę...  muszę już wracać do siebie.
-Jak to? -Asali wybałuszyła oczy zdziwiona,-Myślałam, że nie masz domu.
-Mam. Lwią Ziemię. Jestem jej królem ,tylko szukając własnej drogi musiałem ją zostać pod władzą brata. Już czas bym wrócił i dalej się nią opiekował, to mój obowiązek, zwłaszcza teraz.-pochylił się i polizał Asali za uchem,-Dziękuję ci za wszystko.Nigdy o tobie nie zapomnę.
Szybko wycofał się, by udać do jaskini lidera.
Gdy już wracał, gotowy udać się we własną drogę, zauważył łkającą Asali, która na jego widok, wytarła łzy i rzuciła się na niego, powalając lwa na plecy.Polizała go w policzek, a Mohatu poczuł niezwykłe ciepło ,które go ogarnęło.
-Kocham cię, Mohatu.Proszę, nie zostawiaj  mnie samej.
Mohatu polizał ją w policzek.
-Ja także cię kocham, miodku. Czy zgodzisz się więc zostać moją partnerką i zamieszkać ze mną na Lwiej Ziemi?
Asali nie wahała się.
-Tak.

Mohatu i Asali wspólnie pożegnali stado i przytuleni do siebie odeszli. Gdy po długiej wędrówce, przystąpili próg Lwiej Ziemi, Mohatu dopadła miła myśl, że znalazł to czego szukał. Opuścił swoje królestwo sam, a wrócił z kimś tak mu bliskim.
Spojrzał w oczy Asali.
-Gotowa najdroższa?
-Oczywiście,-jasnozłota polizała go w policzek. Powolnym krokiem udali się do wodopoju, a pózniej prosto na Lwią Skałę.

Mohatu nie spodziewał się radości, która go tak czekała. Lwice rzuciły się na niego , dziękując ,że wrócił. Dopiero gdy się uspokoiły, a uśmiech na pysku Mohatu zniknął, opowiedziały mu co się stało. Askari zmarł, tak jak jego Lwia Straż. Działo się to przed miesiącem i ziemia znów chyli się ku upadkowi. Do tego jego siostra Masza, również zmarła rodząc córeczkę, Zarrę. Potrzebny był król.
Mohatu westchnął smutno, ale musiał przejść przez żałobę pózniej. Przedstawił stadu Asali, którą od razu wszyscy polubili, przez jej dobroć.Król Mohatu wezwał do siebie Babu , który ogłosił Asali nową królową. 
Stojąc u boku partnerki Mohatu zyskał siłę. Oboje zajęli się swoim królestwem, by według Kręgu Życia, znów zapanował w nim spokój.

Po upływie pięciu miesięcy, ziemia była znów bezpieczna, a Mohatu i Asali z dumą wpatrywali się w swoje potomstwo. Pierwsze ich dziecko, synek, otrzymał imię Chaka. Natomiast niewiele młodsza córeczka, otrzymała imię Uru. I wtedy jeszcze szczęśliwi rodzice nie wiedzieli, że spokój dobiegł końca, a ich mała Uru zapiszę się w historii ,jako najpotężniejsza królowa Lwiej Ziemi.

#2 Chaka
Na specjalne zamówienie :)

Otaczała go zimna, gęsta mgła, ale on się nie obawiał. Nigdy nie bał się nieznanego i to właśnie zmusiło go tego dnia, do pójścia na niebezpieczną Złą Ziemię, z której nie wrócił w końcu żywy. Wtedy , gdy jego ciało głucho obiło się o ziemię krwawiąc, lewek wiedział ,że także pożegnało go z rodziną. Czułą i mądrą mamą,Asali, oraz silnym ojcem Mohatu. Nawet za siostrą tęsknił ,chodz Uru działała mu często na nerwy. Przypomniał sobie dzień jej narodzin i wszystkie zabawy ,które razem odbyli.

Chaka, książę Lwiej Ziemi, następna tronu. -ostatni raz powtórzył sobie te słowa, nim zaostrzona mgła bardziej go pokryła. Zauważył wtedy, że jasne futro ciemnieje, a grzywa robi się gęsta. Chaka myślał, że pozostanie lwiątkiem, ale łapy wydłużyły mu się i lew mógł się domyślić, że tutaj był już dorosłym. Dostał też jak za sprawą  szybkości kropel deszczu mądrości, której nie posiadł nawet mądry szaman Babu. 
Jego ciało błyszczało wszystkimi gwiazdami, a oczy odbijały zachodzące słońce.

W końcu ukazała się przed nim sadzawka, z której napił się. Woda była w sam raz, więc ośmielił się wziąść jeszcze kilka łyków. Rozejrzał się niespokojnie dookoła siebie. Gdzie tak naprawdę się znajdował? Czy tak właśnie wyglądała śmierć? Był jedną  z gwiazd?
Jak na zawołanie, chmurna ziemia rozstąpiła się.Chaka zauważył swoją siostrę, bawiącą się delikatnie ze swoim przyjacielem, złotym lewkiem Ahadim. Dalej widział obserwującego królestwo ojca i matkę polującą z resztą lwic. O dziwo, jej futro ,zwykle czyste, było teraz pozlepiane. Chaka westchnął ciężko.
-Jesteś gotowy?
Usłyszawszy za sobą głos, odwrócił się. Przed nim stała jasna lwica, o płomiennych oczach.Uśmiechała się miło, co dodało mu otuchy, by skinąć głową. Ruszył za nią, cały czas oglądając się za siebie.
O dziwo mgła opadła, znalazł się teraz na niebiańskiej sawannie, gdzie trawa była miękka, a zwierzyna nieskończona. Nie czuło się głodu, woda spływająca z wodospadu lśniła, a otaczający go najbliżsi dawali poczucie bezpieczeństwa. 
Chaka nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
-Kim jesteś?
-Jestem Masza, jedna z sióstr twojego ojca,ale ty pewnie mnie nie pamiętasz. Zmarłam zanim się urodziłeś, pozostawiając po sobie jedynie córkę.
-Czy... czy tęsknisz czasem?
Lwica zatrzymała się, by na niego spojrzeć.
-Jak mawiał mój brat, słońce wschodzi i zachodzi. Zostaw przeszłość za siebie. Zapewniam cię, że tutaj rozpocznie się twoja nowa ścieżka.
Lew jej posłuchał.
Opuścił lwicę, by podejść do swojego dziadka i wujka. Niemal od razu zaczęli prowadzić ożywioną rozmowę.

Przez następne dni, które płynęły tutaj znacznie wolniej i spokojniej, Chaka poznawał nowy świat, tym razem jako duch. Tutaj nic się nie działo niebezpiecznego, a polowania nie były potrzebne. Tak więc, cały czas się albo rozmawiało, albo leniuchowało, spacerowało, wspominało. Chaka znalazł też nowy pomysł na spędzanie czasu. Formował z gwiazd kształty, pilnował by słońce wstawało, a deszcz spadał. Do tego bawił się chmurnymi obłokami. Nie nudził się więc, a reszta lwów go podziwiała.

Gdy nadszedł odpowiedni czas, Chaka wkroczył do lśniącej sadzawki, z której przetransportował się na ziemię. Podszedł do dobrze znanej sobie brązowej lwicy, by szepnąć wraz z wiatrem.
-Witaj, Uru.
Od tego momentu, stał się Duchowym Przewodnikiem jedynej siostry, którą tak naprawdę zawsze kochał. Przestał też żałować, że akurat tamtego dnia zapuścił się na niebezpieczną wyprawę, zrozumiał ,że Uru  będzie o wiele lepszą królową, a on powinnien jej tylko pilnować i doradzać.

Z resztą Uru miała nie tylko jego, ale także ojca , matkę i przodków, którzy zawsze gotowi byli przybyć z pomocą, nie tylko jako gwiazdy dające jasne znaki szamanowi.

Moje życie było dobre. Ukochany syn matki, książę znający pychę, odważny jak ojciec.Brat Uru, królowej idealnej. Nie żałuję tamtego dnia, ona jest lepszą królową, niż ja kiedykolwiek bym był. Zawsze ufałem Kręgowi Życia, aż do dnia, kiedy ten mnie odebrał. Wtedy na chwilę straciłem nadzieję, nim pojawiło się w gęstej mgle światełko. Taki był mój los, zostałem stworzony by chronić.Jestem gwiazdką co błyszczy jasno.

Niepokoi mnie bardzo zachowanie mojego siostrzeńca, Taki. Jego serce pokrywa zbyt mocna zazdrość, nie myśli racjonalnie patrząc na własnego brata. Zadaje się z hienami, tymi najgorszymi. Do tego odkrył w sobie Ryk Praojców -głupi Askari wybrał sobie go, a nie Mufasę, chodz ten jest drugi z rodzeństwa. Mógł też dać go Themie, żałuję, że odeszła. Nie byłaby może dobrą królową Lwiej Ziemi, tak jak swojej własnej  ,ale dałaby stadu siłę i nadzieję. Mufasa jest za to idealnym kandydatem na to stanowisko, będę go wspierał w tej ciężkiej drodze. Do mojej siostry mam tylko jedną prośbę, by nie porzucała tego co uważa za słuszne.

Dla Chaki każdy dzień był taki sam, a jednak ta monotonna harmonia, była dla niego radością. Cieszył się ,że jest blisko rodziny, szanował mądrość którą posiadł, a także odnalazł hobby, które za życia nie były możliwe.
Brat Uru obserwował Lwią Ziemię z góry, razem z nią przeżywając upadki,owocowanie,susze,wojny,narodziny.To właśnie on, pokierował Rafikim w stronę Lwiej Ziemi. 
Może i nigdy nie zostanie zapamiętanym takim jakim jest teraz, może o nim zapamną, ale on nie przestanie. Poczeka cierpliwie, aż dołączy do niego siostra i reszta rodziny. Tak, Chaka teraz był naprawdę sobą. I był z tego dumny oraz szczęśliwy.


Uru:Dziękuję wam za wszelkie życzenia i przeczytanie tego postu. Moje urodziny dobiegły już końca.Liczę,że nie jesteście zawiedzeni. Wracam na Lwią Skałę.Nowy rozdział powinnien ukazać się jeszcze w tym tygodniu. Dziękuję, że jesteście. To dzięki wam, mogę obchodzić teraz drugie urodziny :)

piątek, 26 października 2018

Potrzebuje pomysłów.

12 listopada
wypadają urodziny bloga (2) a ja nie wiem, co zrobić z ich okazji.
Myślałam nad Q&A ,lub różne wersje Uru, czy opowiadanie specjalne.
Może macie jakieś pomysły?
Proszę o komentarze.

~Emilka Uru

piątek, 19 października 2018

#38 Lwia Ziemia

Uru w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć. Woda. Prawdziwa woda. Czy jej misja mogła się zakończyć , a Lwia Ziemia otrzymać pomoc?
Brązowa lwica wyciągnęła łapę i zaciekawiona polizała miejsce na piachu. Smakowało wodą, nawet jeśli ją zaguszał piach. Szum sprawił,że Uru poczuła dumę. Naprawdę jej się udało.
Lwica niewiele myśląc, zaczęła kopać.Wkrótce , strumień wody wypłynął, a królowa z ulgą mogła napić się wody. Pierwszej od dłuższego czasu. Przyniosło jej to ulgę i radość. Zapomniała, jak przyjemnie było mieć coś w ustach, a nie suchy pysk.
Obejrzała się za siebie. Musiała powiadomić o tym stado. Napiła się jeszcze wody i uważnie oznaczyła teren, nim trochę z zdezorientacją ruszyła na poszukiwanie Lwiej Skały.
***
Ahadi, uważał się za dobrego króla. Od pewnego czasu, dręczyły go jednak bóle w poduszki łap. Wstawał więc wcześniej, by wejść na czubek Lwiej Skały, zawsze wtedy rozmyślał o sobie. Tak było i tym razem. Ahadi przesunął łapą po podwyższeniu, zatęsknił za dotykiem futra swojej małżonki. Rozejrzał się spod zaspanych powiek po jaskini stada. Wszyscy jeszcze spali. Śniadanie więc będzie pózniej... Westchnął zirytowany.
Spojrzawszy na synów, dojrzał w nich cząstkę siebie. U Taki taką samą grzywę i posturę. U Mufasy futro. Może nawet mieli po nim charakter...  Ahadi zmarszczył brwi, kiedy dojrzał wyrazniej bliznę na oku młodszego syna. Taka spał nieświadomy, że mu się przygląda. 

Król opuścił jaskinię, by usiąść w ciszy na tronie. Spoglądając na horyzont, zachwycił się widokiem wschodzącego słońca. Niebo zmieniało kolor z granatu, na pomarańczowy, żółty i na końcu niebieski. Właśnie wtedy zwierzęta zaczęły się budzić, by rozpocząć nowy dzień. Może nawet ich ostatni.
Ahadi myśląc o tym, zdał sobie sprawę z kilku spraw.

Susza trwała dalej. Nie było żadnych znaków że ma minąć, a wodopój wysychał z każdym dniem. Zwierzęta  sawanny -krokodyle, nosorożce, słonie, a  nawet antylopy,zebry, ptaki i góralki ,kłóciły się o wodę, co doprowadzało do krwawych sporów.

Ahadi poradził się Rafikiego. Świeżo mianowany szaman zaproponował, żeby poradzić się duchów przodków i prosić ich o deszcz. Przodkowie jednak milczeli.

Złoty lew, wraz z dwójką synów musiał łagodzić konflikty, zajmując się przy okazji stadem. Mufasa chętnie mu pomagał, towarzyszył w każdej krótkiej podróży, czasem biorąc ze sobą swoją dziewczynę Sarabi. Sarafina polowała z resztą lwic,jako najlepsza.

Młodszy z synów Uru, zamykał się coraz bardziej i oddalał od rodziny. Jadł śniadanie i wracał póznym  wieczorem,kiedy gwiazdy migotały na czystym, bezchmurnym niebie. Nie było wiadomo dokąd chodził. Nie które zwierzęta donosiły, że widziały księcia jak przekracza granice, a jeszcze inne narzekały ,że polował na ich krewnych. Taka, mimo markotności, nie pomijał nic w swoich obowiązkach. Był jak matka, mógł być obrażony, ale zawsze działał zgodnie z tym co musiał. Jego Lwia Straż dalej działała. 

Drugą sprawą, która zaniepokoiła Ahadiego, było przemijanie. Nadejdzie pewnego dnia,nocy, chwila, kiedy lew umrze. Odejdzie do swoich przodków, stanie się gwiazdą. Dla Ahadi'ego było to frustrujące. Chciał być zapamiętany. Bronić Lwiej Ziemi do samego końca,opiekować się stadem i najdroższymi mu osobami. Wiedział jednak, (zwłaszcza, kiedy bolały go zbyt mocno łapy) że jednak ma już swoje lata. Był przecież o pięć miesięcy starszy od Uru.

Teraz, widząc go, trudno było powiedzieć : To jest Ahadi, syn króla Złej Ziemi, brat podłego Issaki. Gdyby nie Uru... co by z nim było? Czy jego serce zdobyłoby jad podłości? I co by było z Lwią Ziemią, kto by był królem i czy by szanował córkę Mohatu?
Dla Ahadi'ego  Uru była szczególnie ważna. "To bliska memu sercu lwica"-mówił kierując się do niej czule.
Co teraz robiła? Czy była bezpieczna?
Przystępował z łapy na łapę niespokojny  tak długo, puki gorące słońce nie zagrzało jego pyska. Wtedy lwice przyniosły pożywienie. Jako król miał zjeść pierwszy. Nie był jednak specjalnie głodny, więc dał ogonem znać , że mogą zacząć bez niego.
Sam znów spojrzał na horyzont.
Coś się zmieniło.
Brązowa plama przybliżała się z każdą chwilą i Ahadi z niedowierzaniem otworzył oczy. Uru wróciła!
***
Lwica czarna jak najciemniejsza noc, zaśmiała się głośno. W oczach pokazała się po raz kolejny gniew, gdy uderzyło łapą o kamień. Zostawiła na nim ślady pazurów.Łapy bolały ją i ciekła z nich krew, nie przestała jednak w niego uderzać. 
Nienawiść władała nią. Wyobraziła sobie swoich wrogów i dalej w niego biła , nie przestając. Przypomniało jej się pewne zdarzenie.

Wtedy podeszła do niej brązowa lwica. Skłoniła się.
-Pani? Tak jak kazałaś, byłam na Lwiej Ziemi, są osłabieni, możemy atakować.
-Kto? Jacy my?-warknęła wtedy, -Po śmierci tego żałosnego Issaki, zostałam tylko ja. Gdzie reszta?!
-O-odeszli..-lwica skuliła się wystraszona.
Czarna wyprostowała się.
-Więc niech reszta się też wynosi, nie potrzebuję was.Żadnej zarazy.

Była więc sama. Wszyscy odeszli. 
I dobrze. Tak właśnie powinno być-pomyślała, dalej uderzając w kamień. Otaczała ją głucha cisza na dnie wąwozu. Piasek sypał się , a gorące powietrze utrudniało jej oddychanie. Ruch jej tylnym łap powodował echo.
Uru, przygotuj się. Zemsta jest blisko!

***
-Muffy,co się stało?-Sarabi podniosła głowę. Całą trójką leżeli koło baobabu na płaskich kamieniach. Mufasa, Sarabi i Sarafina... 
Sarafina cieszyła się promieniami słońca , a uśmiech na jej pysku sugerował, że chwilowo zapomniała o kłopotach swojego królestwa. W ogóle, od ostatniego czasu ciągle się uśmiechała -Sarabi pomyślała, że musi ją o to wypytać. Nie lubiła gdy ktoś miał przed nią jakieś sekrety.
Znów zwróciła czujne oczy w stronę księcia.
Mufasa smutno wpatrywał się we własne łapy. Przytuliła go,by dodać mu otuchy.Polizał ją za uchem.
-Obawiam się wojny, najdroższa. Lwia Ziemia..-westchnął,-..ma teraz poważne kłopoty. Ojciec chce poradzić się władców Rajskiej Ziemi,  bo jesteśmy w sojuszu. Ptasia Ziemia i Gepardzia Ziemia mogą jednak skorzystać na naszych ...kłopotach.
-Jasiri mówił, że Gepardzia Ziemia zawsze rwała się do zdobycia tronu i terenu LZ -mruknęła Sarafina, nie otwierając oczu. 
Sarabi rzuciła jej zaciekawione spojrzenie. Otworzyła już pysk, żeby coś powiedzieć, kiedy przybiegła Zira. Lwica ciężko dyszała. 
-Zira, stało się coś?
Lwica zignorowała Sarabi, by odezwać się do księcia Mufasy.
-Królowa... twoja matka... wróciła!-wydyszała z przerwami.
Mufasa od razu oprzytomniał. Oczy mu się zaświeciły, a na pysk wlał się uśmiech. Skoczył na równe łapy, spojrzał przelotnie na partnerkę  i pobiegł za Zirą.
***
Dla Uru znalezienie Lwiej Skały było prawdziwym wyzwaniem. Z przestrachem wpatrywała  w dal, próbując znalezc właściwą drogę. Zgubiła zapach, którym podążała. Łapy bardzo ją bolały, a oddech stał się nierówny. Z uniesioną wysoko głową, szła jednak przed siebie. 

Przedzierała się przez krzaki, więc czuła jak brudzi jej się futro. Łapa za łapą szła coraz dalej. 
Zauważyła małego góralka , więc podeszła do niego powoli. Nie zaatakowała jednak, a szepnęła.
-Przepraszam, gdzie Lwia Skała?
Góralek posłał na nią wystraszone spojrzenie i nerwowo przełknął ślinę. 
-N-nie wiem, prze pani.
Uru skinęła głową, musiała szukać dalej.

To było denerwujące, że królowa Lwiej Ziemi, nie znała tak dobrze swojego domu. A przynajmniej jej się tak wydawało. 
Kiedy słońce ustawiło się wysoko, rozpoznała kilka drzew blisko siebie. Wiedziała , że jest bliżej.

Potwierdziło się to na widok baobabu, wodopoju i na końcu majestatycznej Lwiej Skały. Odbijały się od niej promienie słońca. Uru uśmiechnęła się , po czym biegiem ruszyła w tamtym kierunku.

Na jej spotkanie przybył Ahadi. Oboje przytulili się do siebie szybko. Uru polizała go w policzek, a Ahadi ją za uchem kilka razy. Przytulili się mocniej, stęsknieni za sobą, nim się odsunęli, by na siebie spojrzeć.
-Tęskniłem. Cieszę się, że już wróciłaś.
-Znalazłam wodę Ahadi. Daleko stąd, ale na Lwiej Ziemi,- powiedziała powoli Uru.
Ahadi otworzył pysk, by się odezwać. Nie było mu to jednak dane, przez stado ,które zgromadziło się wokół nich.  Hawa przytuliła się z przyjaciółką. Reszta obecnego stada, wyrażała radość z powrotu córki Asali. Pytali jak minęła jej podróż i czy się powiodła. Z nadzieją przyjęli wiadomość, o znalezisku brązowej. 

Uru przyjrzała im się uważniej, były wychudzone. Ona sama była. Cieszyła się, że wkrótce to wszystko minie. Znów staną się potęgą.
-Wracajmy na Lwią Skałę , jestem głodna,-powiedziała.
Lwioziemcy ruszyli za parą królewską, która cicho rozmawiała.
-Czy były jakieś problemy pod moją nieobecność.
-Niewiele. Muszę się tylko rozmówić z Gepardzią Ziemią i Ptasią Ziemią. Furia, znowu chce nas zaatakować. 
-Tak jak za życia mego ojca,-zmarszczyła brwi Uru. 
Idąc dalej, Ahadi dokończył swoją wypowiedz.
-Myślę ,że wszystko pójdzie gładko , kiedy moja ukochana znalazła wodę.
Uru posłała mu spojrzenie pełne uczucia. Szybko zmieniła temat.
-A jak nasi synowie?
Ahadi zawahał się. Mufasa mu tak bardzo pomagał, ale co z Taką? Co z jego blizną? Uru przecież się wścieknie. 
Wyprostował się.
-Mają się dobrze. Tylko Taka natknął się na bawoła i..
-Co?-Uru zatrzymała się, więc król i stado zrobiło to samo. Lwioziemcy nie słyszeli ich rozmowy, aż do teraz.-C-czy on..n-nie żyję?- jej oczy się zaszkliły. Dzieci były ważnym elementem dla królowej.
-Nic z tych rzeczy.Bawół był wściekły i tylko zranił mu oko.Ma bliznę.
-Tylko?!-burknęła Uru,-Ukarałeś go? To zbrodnia na księciu.
-Uru..
-Mamo!
Radosny głos Mufasy,przywołał wszystkich do porządku. Uru z uśmiechem odwróciła się w stronę Lwiej Skały, z której nadbiegał masywny złoty lew. Jego czerwoną grzywę lekko unosił wiatr. Zira biegła u jego boku, ale przy parze królewskiej zatrzymała się. 
Mufasa przytulił się do Uru. Lwica ucałowała go kilkukrotnie.
-Dobrze, że jesteś.Martwiłem się.
-Ja za tobą także tęskniłam, synku. 

Znów zaczęli iść w stronę Lwiej Skały.
Gdy dotarli na miejsce, na Uru czekała już zebra. Lwica od razu zabrała się do jedzenie. Ahadi i Mufasa przyłączyli się do niej, ale nie jedli tak łapczywie jak lwica. Ahadi obwinił się o to, że pewnie nie miała co jeść.

Taka, przyszedł wiele czasu pózniej, kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Uru była tak zmęczona, że ziewała co chwile, ale zaczekała na młodszego syna u boku Hawy.
Gdy zobaczyła brązowego, podbiegła do niego, przytuliła i ucałowała. Taka przytulił się mocniej, wdychając słodki zapach lwicy.
Kiedy oboje się odsunęli, Uru z przerażeniem przyjrzała się jego bliznie. Taka spojrzał na własne łapy. Brązowa królowa ogonem przejechała po pysku syna, by na nią spojrzał.
-Synu, czemu ten bawół cię zaatakował?
Bawół?-pomyślał Taka. W tej chwili, wyjrzał zza pleców matki, by zobaczyć przerażony wzrok ojca.Wiedział, że bezgłośnie mu mówi: "Nawet nie próbuj".
Taka uśmiechnął się szyderczo. Miał haka na ojca. Prychnął ze złością -Tchórz.Pierzasty tchórz. Nie chce robić matce przykrości, nie powiem jej, ale on mi jeszcze za to zapłaci. Jak wszyscy. Hieny mają racje, muszę osiągnąć więcej. Muszę... muszę wymyślić plan.
-Taka?
Taka... po co mam być potrzebą.Jak to Mufasa mówił,"jesteś skazą dla rodziny, tak powinnieneś się nazywać" -proszę bardzo, to pasuję. Od teraz mówcie mi Skaza, przyszły król Lwiej Ziemi.
-Mamo, to nic. On był widać wściekły przez susze. Już dobrze.
-Cieszę się synku, nie mogłabym przeżyć twojej straty,-ponownie go przytuliła, by ukryć załzawione oczy.
***
Wieczorem, gdy słońce już całkowicie zrobiło się pomarańczowe i wkrótce miała zaiskrzyć noc, Ahadi zabrał swoją najdroższą nad wodopój. Akurat nikogo nie było. Usiedli na płaskiej skale przytuleni do  siebie. Ahadi położył pysk na jej głowie.
-Kocham cię.
Uru podniosła na niego czerwono-brązowe oczy. Skinęła ledwo dostrzegalnie głową.Rozumieli się bez słów.
-Też cię kocham. Wiesz, wiele przeżyjemy jeszcze na Lwiej Ziemi, ale cieszę się,że mogę być tutaj z tobą, Mufasą i Taką. Jesteście wszystkim czego mi potrzeba,-spojrzała na swoje łapy,-Obiecaj, że mnie nie opuścisz.
Ahadi uśmiechnął się ciepło.
-Nigdy. Obiecuję.
Pocałowali się.

***
Minęło zaledwie kilka dni, kiedy zwierzyna przeszła na drugą stronę Lwiej Ziemi. Uru poprowadziła je do sekretnego jeziora i wszystkie, co do wyjątku, zaczęły  kopać. Kiedy woda wypłynęła, zwierzyna piła jak jeszcze nigdy. Para królewska ogłosiła, że do zakończenia suszy, muszą wszyscy tutaj zostać.

Lwioziemcy zamieszkali w głębokiej szczelinie. Nie była wygodna, ale  bezpieczna.

Minął miesiąc, kiedy susza dobiegła końca. Ciemne chmury przyniosły ze sobą deszcz, który nawodnił glebę. Rośliny, trawa odrastały, a wody się zapełniały. Lwioziemcy wrócili na Lwią Skałę, a Rafiki wygłaszał pieśni,podziękowania dla przodków, w towarzystwie wiernej majordamuski Zuzu.

Władcą udało się, zapanowali nad królestwem, w najgorszym dla niego momencie. Teraz musieli przetrwać już wszystko. Lwia Ziemia została uratowana.


Cześć, jakimś cudem zdołałam skończyć rozdział ,dostałam weny. Blog o Uru pomału umiera, dlatego ciężko mi pisać rozdziały. Mimo wszystko, staram się o niego walczyć. Ten rozdział jej trochę luzniejszy.. Pokazuję jak Lwia Ziemia wraca do normy i szczęście oraz ambicje rodziny królewskiej. Następny będzie o wiele wiele smutniejszy (pojawi się w listopadzie,a 12 urodziny bloga, może chcecie Q&A do mnie, jak tak, to piszcie w komentarzach). 
Życzę wam miłej nocy/dnia i oczywiście soboty! (nareście się wyśpie. W liceum ciężko)
Pozdrawiam, macie pytanka :)
1. Kim może być czarna lwica?
2.Co może zrobić Taka?
3.Czy Gepardzia/Ptasia Ziemia zaatakuje? 
4.Taka dobrze zrobił okłamując Uru?
5.Podobał się rozdział?

Edit: Chciałam dodać, że Nuka, brat Ziry, zginął podczas suszy. 

niedziela, 2 września 2018

#37 Blizna

Ahadi szedł wściekły w dół doliny, tam gdzie miał czekać Taka. Jeszcze nigdy nie czuł takiej wściekłości. Taka chciał zaszkodzić swojemu bratu. Rodzonemu! Do tego przyszłemu królowi.

Kiedy tylko złoty dojrzał swojego młodszego syna, leżącego na kamieniu ze znudzeniem, grzebiąc łapą w piasku. Ahadi wściekły podszedł do niego, Taka wstał i zeskoczył wprost pod łapy lwa.
-Więc czego chcesz?
-Ty się jeszcze pytasz,-prychnął Ahadi,- co to miało być,Taka? Gdybym nie pomógł, bawoły zraniły by was oboje.Chyba że chodziło ci tylko o to,by dorwały Mufasę!
-Co? Miałbym skrzywdzić brata?
-Nawet teraz w twoich oczach nie widzą śladu skruchy,-syknął złoty,-co się z tobą dzieję?!
-Że mną co się dzieję?!-fuknął książę,- Lepiej zajmij się swoim ukochanym syneczkiem, czy tym cholernym Kręgiem Życia! Przecież ja cię nigdy nie obchodziłem, a ty mnie.. dobrze by było,gdybyś zdechł na tej wojnie,-warknął z nienawiścią. -I powiem ci jedno, ja i tak zostanę królem!
Ahadi wystawił zęby, warknął przeciągle. Gniew wystrzelił z niego. Wystawił łapę i z całej siły uderzył Takę łapą w policzek.
Księżę poleciał na plecy. Poczuł piekący ból. Nie mógł się zmusić do otworzenia lewego oka.

Ahadi wpatrywał się w niego otwartymi szeroko oczami, dopiero wtedy zauważył, co zrobił. Dał gniewowi się podnieść i uderzył własnego syna. Do tego wyrządził na jego pysku bliznę. Ciemnoróżową ,z której jeszcze sączyła się krew. Nie dało się jej ukryć, była bardzo widoczna na ciemnym futrze Taki.

Ahadi postawił kilka kroków w stronę Taki.
-Synu...ja..
Taka poderwał się na równe łapy. Pomimo zamkniętego oka, wysłał ojcu spojrzenie pełne nienawiści. Nigdy mu tego nie zapomni. Puścił się biegiem przed siebie, chodź ciężko było mu rozpoznać,gdzie leżą drzewa, by w nie ,nie wpaść.
Ahadi spoglądał za nim.Westchnął, odwrócił się i równym krokiem odszedł. Musiał zobaczyć, czy Rafiki znalazł swój baobab.
*
Taka dobiegł do wodopoju. Z trudem otworzył ranne oko, by spojrzeć na siebie w szklanym odbiciu wody. Zaniemówił, gdy zobaczył bliznę. Przyznał,że wygląda z nią groźnie, co przydało mu się do szczupłej budowy i mizernej grzywy.

Pochylił się i zanurzył język w wodzie. Mimo wszystko, ojciec przegiął. A może nawet był to pomysł Mufasy.Chociaż nie, to bardziej pasowało do ojca.
Usłyszał kroki, więc niechętnie odwrócił się.
W jego stronę szła Zira.Na pysku widniał uśmiech. Gdy jednak dojrzała pysk swojego przyjaciela, wybałuszyła oczy, a uśmiech szedł jej z pyska.
-Taka...co ci się stało?
-Ojciec,-syknął książę.
Pozwolił, by lwica  delikatnie dotknęła jego rany, przyjrzała się mu.
-Może powinien to zobaczyć medyk?
-Po co. Co się stanie, to się nie odstanie,-syknął brązowy, -ale zobaczysz, ojciec mi za to zapłaci.Raz na zawsze.
Zira nie zamierzała
się z nim kłócić , czy bronić jego rodziny. Popierała swojego przyjaciela w stu procentach . Przytuliła się do niego, by dodać mu otuchy.
-Co kolwiek postanowisz, będę z tobą ,Taka.
Taka zmarszczył brwi .No tak, będzie potrzebował planu. Nie może ojcu darować, że ten go oszpecił.
Nim jednak zdołał się odezwał, ktoś do nich przybiegł.
 
Taka znów niechętnie spojrzał w tamtą stronę.
Mtazamo wpatrywał się w nich oboje.
-Znaleźliśmy jedną ciemną chmurę, może ma w sobie wodę i..-przerwał, gdy dojrzał bliznę. Zmarszczył brwi.-Co ci się stało?
-Nie twój interes.
-Możesz wywołać deszcz,-podsunęła Zira cicho Tace. Lew nastawił uszu.-W ten sposób,zaskarbisz sobie przyjaźń zwierząt i swoich.
Taka musiał przyznać,że lwica miała rację. Musiał stać się bardziej lubiany.
Skinął głową Mtazamo.
-Prowadź. Mam pomysł. Lwia Straż do boju!
-Wszyscy już na miejscu,-poinformował swojego lidera najbystrzejszooki .Puścił się  biegiem w stronę z której przybiegł,a brązowy książę pognał za nim.
 
Zira westchnęła z żalem. Odwróciła się napięcie, by odejść poszukać swoich koleżanek.Chętnie z nimi zapoluję.
*
Taka i Mtazamo dobiegli na miejsce zdyszani. Od razu spojrzeli na nich pozostali członkowie Lwiej Straży.
-Nareście, -syknął Nguvu ,-Ile można na ciebie czekać?!
-Miałem ważne sprawy..
-Znaleźliśmy..-Jasiri nie dokończył,bo rzuciła mu się w oczy blizna Taki.-A to skąd?
-Nie chce powiedzieć,-wyjaśnił Mtazamo
-Pewnie bił się o jakąś lwicę,a ta szczeliła mu kosza!-wybuchł śmiechem Haraka.
Taka rzucił mu zdenerwowane spojrzenie.
Przeniósł je następnie na chmurę. Faktycznie była ciemna, więc mógł kryć się w niej upragniony deszcz. Była jednak mała.
- Ale zawsze coś,- mruknął Nguvu,jakby rozumiejąc myśli księcia.
Taka wyprostował się, skierował spojrzenie na swój cel i zaryczał. Razem z nim wszyscy przodkowie. Potężny ryk wycelował w chmurę i.. ta się rozmyła.
Taka spojrzał na teraz czyste niebo, z którego dalej powiewał żar słońca ,gniewnym i zawiedzionym wzrokiem.
Nguvu trzepnął ogonem o ziemię ,uśmiechnął się w grymasie.
-Gratuluję, teraz już w ogóle nie będzie deszczu.
Taka rzucił na niego spojrzenie zielonych oczu.
 
Miał się już odezwać, kiedy dosłyszał głośny śmiech. Odwróciwszy się, zobaczył Mufasę ,Sarabi i Sarafinę. Brat śmiał się w najlepsze, razem z lwicami.
-Co was tak śmieszy?-warknął.
Jasiri wysłał zalotne spojrzenie do Sarafiny, ale książę tego na szczęście nie zauważył.
Mufasa spojrzał na niego zaciekawiony.
-Z tego co ci się nie udało.Wyluzuj bracie, to nic złego..
-Nic złego? Aha, bo odezwał się wielki książę. Ja bym cię nawet nie mianował antylopą!-syknął brązowy.
Mufasa poderwał się na równe łapy.Brat nie będzie go upokarzał przy świadkach.Złoty ze zdziwieniem spojrzał na bliznę brata.Nie zapytał jednak o nią, po Taka kontynuował:
-Wogóle nie jesteś idealny. Zabierasz wszystko co moje. Nie chce takiego brata. Ani króla.
Dla Mufasy było to przegięcie. Wiedział,że brat się zmienił, ale widocznie zapomniał, jak bardzo lubili się bawić w dzieciństwie. Jak byli sobie bliscy. Zwykła zazdrość niszczyła to wszystko.
Także wybuchnął gniewem.
-A ty jesteś skazą dla rodziny! Tak powinieneś się nazywać!- warknął.
Taka kontem oka spojrzał na wszystkich. Lwia Straż przyglądała się książęta zaciekawiona, Sarafina cofnęła się by nie brać udziału w kłótni, Sarabi szepnęła coś do ucha Mufasy, po czym wzrok starszego księcia złagodniał.
Taka cofnął się do tyłu z sykiem.
Jeszcze się odegra i pokażę na co go stać.
Nie odbiorą mu ani Sarabi, ani tronu. I on tego dopilnuję.
*
Ahadi zmierzał do baobabu ,który kiedyś zamieszkiwał Babu. Susza wciąż była niezwykle widoczna, co raziło w oczy. Zwierzęta kłóciły się i szukały chociaż odrobiny wody.
Ahadi wskoczył na wielkie drzewo. Zauważył od razu Rafikiego, krzątającego się po wnętrzu i towarzyszącą mandrylowi Zuzu.
 
Kiedy oboje ujrzeli swojego króla, spojrzeli na niego z uśmiechem. Rafiki rozłożył szeroko ręce.
-Witaj w moim królestwie, -zaśmiał się,- możesz powiedzieć Mufasie, żeby mnie odwiedził? Chętnie z nim porozmawiam.
-Mam nadzieję,że moje towarzystwo także będzie dla ciebie chwalebne ,-odpowiedział lew,- czujesz się już jak w domu?
-Jako wędrowiec, nie miałem nigdy nic stałego,-Rafiki rozejrzał się po pomieszczeniu. Owoce na farby leżały w jednym koncie, kamienie w drugim . Rośliny leżały na drewnianych półkach, a zioła, lekarstwa i zrobione farby na innych. W pomieszczeniu ,zostały namalowane także nowe rysunki ,nie tylko te które stworzył Babu. Na rysunku Taki, powstała szrama, a Ahadi zastanowił się skąd wiedział Rafiki, i czy go o to obwinia.
Rzucił skruszone spojrzenie na szamana.
-Ja, muszę już iść.-nie czekając wybiegł z baobabu.
Rafiki wzruszył ramionami. Podszedł do jednego konta ,sięgnął po kij na którego końcu były przyczepione owoce. Rzucił śmieszny uśmiech do Zuzu.
-Gotowa?
Zuzu skinęła dziobem. Wspólnie wspięli się na jeszcze wyższe piętro drzewa.
*
Uru przemykała przez gąszcz.Z goryczą czuła, jak ostre liście ocierają się o nią.Nie zamierzała jednak zwolnić, przecież nie długo zajdzie noc.
Do nosa dotarł do niej zapach padliny. Dojrzała latające nad ciałem antylopy sępy. Zmrużyła oczy. Przez suszę zbyt wiele zwierząt traciło siły.
Uru ,gdy tylko krzewy się skończyły, stanęła na czystej przestrzeni. O ile w dżungli znalazła wiele potoków pełnych chłodnej wody, tak dotarło do niej,że większość zwierząt nie dałaby rady pójść tak daleko- przez pustynię- a jak już, jakie miała szanse że powrócą na Lwią Ziemię.
Postanowiła jeszcze raz przeszukać Lwią Ziemię, zaczynając od tej brzydszej i mniej używanej części.
Jeśli i tutaj nie znajdzie,będzie musiała zadowolić się opcją pierwszą.
 
Uru przyspieszyła, z ulgą czując, że słońce staje się mniej gorace, a suchy wiatr nie wiał już w jej pysk. Lwica miała jednak dalej obrażenia, po cierniach jeszcze w dżungli. Musiała więc na chwile się zatrzymać,by je wylizać.
Rozglądając się wokół siebie, widziała tylko drzewa i krzewy. Żadnej zwierzyny, chyba że martwej. Westchnęła z goryczą.Szybko zaczęła iść przed siebie.
 
Dla lwicy nic nie wyróżniała ta część Lwiej Ziemi, przypominała nawet tą na której spotkała Ambrozję i Athenę.
 Uru domyśliła się,że tutaj nic nie znajdzie. Gdyby była tu woda, zwierzyna dawno by o tym ją albo Ahadiego powiadomiła- i na pewno nie umarła z pragnienia.
Coś jednak kazało Uru iść dalej. Był to cichy głos, noszony z małym wiatrem, głos szumiący w drzewach, czy przy każdym kroku lwicy. Uru ,która otwarcie wierzyła w przodków,nie  miała powodów żeby go nie posłuchać.
Brązowa lwica kierowała się więc cały czas przed siebie, utrzymując jednak ostrożność. Była gotowa w każdej chwili zawrócić.
Była może potężnym lwem, i do tego królową, ale bez stada niewiele mogła zdziałać. Nie zapomniała przecież o swoim największym wrogu, który dalej gdzieś czyhał gotowy do ataku.
 
Uwagę Uru przyciągała mała trawa i wiele piasku. Skupiła się na nim, by myśli czarne jak noc ,opuszczały ją pomału. Przy okazji jednak, zastanowiła się, co u jej rodziny. Czy Ahadi dobrze radzi sobie z Lwią Ziemią? I czy Mufasa oraz Taka są zdrowi?
 
Lwica tak się zamyśliła,że nawet nie zauważyła, jak przed nią wyrasta niewielka dziura. Zaklinowała sobie łapę. Syknęła pod nosem, próbując wyrwać brązową łapę z dołka. I właśnie wtedy usłyszała to.Nie był to znowu ten szept, ale cichy odgłos, który wielokrotnie słyszała. Zmusiło ją to, żeby powoli wyjęła łapę (co się na szczęście udało) i spojrzała w ten sam dołek.
Był niemal ciemno brązowy, a nie piaskowy. Uru wybałuszyła oczy zdziwiona, gdy rozpoznała ten dźwięk. Szum wody!
 
 
Hej! Rozdział pisany był dwa dni, mam nadzieję,że się spodobał i że zakończenie dało wam ciekawość. Może misja Uru dobiega już końca?  Następny rozdział, pojawi się w październiku (tak jak zawsze, rozdział co miesiąc) .Mam dla was też pewną wiadomość , obliczyłam i na 95% jestem pewna, że w maju 2019 roku, nadejdzie zakończenie całego bloga o Uru :(
Jeszcze mam takie pytanie, czy ktoś wie, co mogę zrobić z okazji urodzin bloga? Proszę o pomysły..
Kochane, życzę wam udanego początku roku szkolnego i zero zmartwień c:
Pozdrawiam
Ps: zapraszam na https://krollewgwiazdynaniebie.blogspot.com/, gdzie wywieszę ogłoszenia o wrześniowym pisaniu rozdziałów.
Oh, i macie jeszcze pytanka!
1.Czy Ahadi dobrze postąpił?
2.Między Mufasą i Taką zapanuję wieczna niezgoda?
3.Do czego posunie się Taka?
4. I ostatnie: Czy Uru uda się uratować Lwią Ziemię?