piątek, 26 października 2018

Potrzebuje pomysłów.

12 listopada
wypadają urodziny bloga (2) a ja nie wiem, co zrobić z ich okazji.
Myślałam nad Q&A ,lub różne wersje Uru, czy opowiadanie specjalne.
Może macie jakieś pomysły?
Proszę o komentarze.

~Emilka Uru

piątek, 19 października 2018

#38 Lwia Ziemia

Uru w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć. Woda. Prawdziwa woda. Czy jej misja mogła się zakończyć , a Lwia Ziemia otrzymać pomoc?
Brązowa lwica wyciągnęła łapę i zaciekawiona polizała miejsce na piachu. Smakowało wodą, nawet jeśli ją zaguszał piach. Szum sprawił,że Uru poczuła dumę. Naprawdę jej się udało.
Lwica niewiele myśląc, zaczęła kopać.Wkrótce , strumień wody wypłynął, a królowa z ulgą mogła napić się wody. Pierwszej od dłuższego czasu. Przyniosło jej to ulgę i radość. Zapomniała, jak przyjemnie było mieć coś w ustach, a nie suchy pysk.
Obejrzała się za siebie. Musiała powiadomić o tym stado. Napiła się jeszcze wody i uważnie oznaczyła teren, nim trochę z zdezorientacją ruszyła na poszukiwanie Lwiej Skały.
***
Ahadi, uważał się za dobrego króla. Od pewnego czasu, dręczyły go jednak bóle w poduszki łap. Wstawał więc wcześniej, by wejść na czubek Lwiej Skały, zawsze wtedy rozmyślał o sobie. Tak było i tym razem. Ahadi przesunął łapą po podwyższeniu, zatęsknił za dotykiem futra swojej małżonki. Rozejrzał się spod zaspanych powiek po jaskini stada. Wszyscy jeszcze spali. Śniadanie więc będzie pózniej... Westchnął zirytowany.
Spojrzawszy na synów, dojrzał w nich cząstkę siebie. U Taki taką samą grzywę i posturę. U Mufasy futro. Może nawet mieli po nim charakter...  Ahadi zmarszczył brwi, kiedy dojrzał wyrazniej bliznę na oku młodszego syna. Taka spał nieświadomy, że mu się przygląda. 

Król opuścił jaskinię, by usiąść w ciszy na tronie. Spoglądając na horyzont, zachwycił się widokiem wschodzącego słońca. Niebo zmieniało kolor z granatu, na pomarańczowy, żółty i na końcu niebieski. Właśnie wtedy zwierzęta zaczęły się budzić, by rozpocząć nowy dzień. Może nawet ich ostatni.
Ahadi myśląc o tym, zdał sobie sprawę z kilku spraw.

Susza trwała dalej. Nie było żadnych znaków że ma minąć, a wodopój wysychał z każdym dniem. Zwierzęta  sawanny -krokodyle, nosorożce, słonie, a  nawet antylopy,zebry, ptaki i góralki ,kłóciły się o wodę, co doprowadzało do krwawych sporów.

Ahadi poradził się Rafikiego. Świeżo mianowany szaman zaproponował, żeby poradzić się duchów przodków i prosić ich o deszcz. Przodkowie jednak milczeli.

Złoty lew, wraz z dwójką synów musiał łagodzić konflikty, zajmując się przy okazji stadem. Mufasa chętnie mu pomagał, towarzyszył w każdej krótkiej podróży, czasem biorąc ze sobą swoją dziewczynę Sarabi. Sarafina polowała z resztą lwic,jako najlepsza.

Młodszy z synów Uru, zamykał się coraz bardziej i oddalał od rodziny. Jadł śniadanie i wracał póznym  wieczorem,kiedy gwiazdy migotały na czystym, bezchmurnym niebie. Nie było wiadomo dokąd chodził. Nie które zwierzęta donosiły, że widziały księcia jak przekracza granice, a jeszcze inne narzekały ,że polował na ich krewnych. Taka, mimo markotności, nie pomijał nic w swoich obowiązkach. Był jak matka, mógł być obrażony, ale zawsze działał zgodnie z tym co musiał. Jego Lwia Straż dalej działała. 

Drugą sprawą, która zaniepokoiła Ahadiego, było przemijanie. Nadejdzie pewnego dnia,nocy, chwila, kiedy lew umrze. Odejdzie do swoich przodków, stanie się gwiazdą. Dla Ahadi'ego było to frustrujące. Chciał być zapamiętany. Bronić Lwiej Ziemi do samego końca,opiekować się stadem i najdroższymi mu osobami. Wiedział jednak, (zwłaszcza, kiedy bolały go zbyt mocno łapy) że jednak ma już swoje lata. Był przecież o pięć miesięcy starszy od Uru.

Teraz, widząc go, trudno było powiedzieć : To jest Ahadi, syn króla Złej Ziemi, brat podłego Issaki. Gdyby nie Uru... co by z nim było? Czy jego serce zdobyłoby jad podłości? I co by było z Lwią Ziemią, kto by był królem i czy by szanował córkę Mohatu?
Dla Ahadi'ego  Uru była szczególnie ważna. "To bliska memu sercu lwica"-mówił kierując się do niej czule.
Co teraz robiła? Czy była bezpieczna?
Przystępował z łapy na łapę niespokojny  tak długo, puki gorące słońce nie zagrzało jego pyska. Wtedy lwice przyniosły pożywienie. Jako król miał zjeść pierwszy. Nie był jednak specjalnie głodny, więc dał ogonem znać , że mogą zacząć bez niego.
Sam znów spojrzał na horyzont.
Coś się zmieniło.
Brązowa plama przybliżała się z każdą chwilą i Ahadi z niedowierzaniem otworzył oczy. Uru wróciła!
***
Lwica czarna jak najciemniejsza noc, zaśmiała się głośno. W oczach pokazała się po raz kolejny gniew, gdy uderzyło łapą o kamień. Zostawiła na nim ślady pazurów.Łapy bolały ją i ciekła z nich krew, nie przestała jednak w niego uderzać. 
Nienawiść władała nią. Wyobraziła sobie swoich wrogów i dalej w niego biła , nie przestając. Przypomniało jej się pewne zdarzenie.

Wtedy podeszła do niej brązowa lwica. Skłoniła się.
-Pani? Tak jak kazałaś, byłam na Lwiej Ziemi, są osłabieni, możemy atakować.
-Kto? Jacy my?-warknęła wtedy, -Po śmierci tego żałosnego Issaki, zostałam tylko ja. Gdzie reszta?!
-O-odeszli..-lwica skuliła się wystraszona.
Czarna wyprostowała się.
-Więc niech reszta się też wynosi, nie potrzebuję was.Żadnej zarazy.

Była więc sama. Wszyscy odeszli. 
I dobrze. Tak właśnie powinno być-pomyślała, dalej uderzając w kamień. Otaczała ją głucha cisza na dnie wąwozu. Piasek sypał się , a gorące powietrze utrudniało jej oddychanie. Ruch jej tylnym łap powodował echo.
Uru, przygotuj się. Zemsta jest blisko!

***
-Muffy,co się stało?-Sarabi podniosła głowę. Całą trójką leżeli koło baobabu na płaskich kamieniach. Mufasa, Sarabi i Sarafina... 
Sarafina cieszyła się promieniami słońca , a uśmiech na jej pysku sugerował, że chwilowo zapomniała o kłopotach swojego królestwa. W ogóle, od ostatniego czasu ciągle się uśmiechała -Sarabi pomyślała, że musi ją o to wypytać. Nie lubiła gdy ktoś miał przed nią jakieś sekrety.
Znów zwróciła czujne oczy w stronę księcia.
Mufasa smutno wpatrywał się we własne łapy. Przytuliła go,by dodać mu otuchy.Polizał ją za uchem.
-Obawiam się wojny, najdroższa. Lwia Ziemia..-westchnął,-..ma teraz poważne kłopoty. Ojciec chce poradzić się władców Rajskiej Ziemi,  bo jesteśmy w sojuszu. Ptasia Ziemia i Gepardzia Ziemia mogą jednak skorzystać na naszych ...kłopotach.
-Jasiri mówił, że Gepardzia Ziemia zawsze rwała się do zdobycia tronu i terenu LZ -mruknęła Sarafina, nie otwierając oczu. 
Sarabi rzuciła jej zaciekawione spojrzenie. Otworzyła już pysk, żeby coś powiedzieć, kiedy przybiegła Zira. Lwica ciężko dyszała. 
-Zira, stało się coś?
Lwica zignorowała Sarabi, by odezwać się do księcia Mufasy.
-Królowa... twoja matka... wróciła!-wydyszała z przerwami.
Mufasa od razu oprzytomniał. Oczy mu się zaświeciły, a na pysk wlał się uśmiech. Skoczył na równe łapy, spojrzał przelotnie na partnerkę  i pobiegł za Zirą.
***
Dla Uru znalezienie Lwiej Skały było prawdziwym wyzwaniem. Z przestrachem wpatrywała  w dal, próbując znalezc właściwą drogę. Zgubiła zapach, którym podążała. Łapy bardzo ją bolały, a oddech stał się nierówny. Z uniesioną wysoko głową, szła jednak przed siebie. 

Przedzierała się przez krzaki, więc czuła jak brudzi jej się futro. Łapa za łapą szła coraz dalej. 
Zauważyła małego góralka , więc podeszła do niego powoli. Nie zaatakowała jednak, a szepnęła.
-Przepraszam, gdzie Lwia Skała?
Góralek posłał na nią wystraszone spojrzenie i nerwowo przełknął ślinę. 
-N-nie wiem, prze pani.
Uru skinęła głową, musiała szukać dalej.

To było denerwujące, że królowa Lwiej Ziemi, nie znała tak dobrze swojego domu. A przynajmniej jej się tak wydawało. 
Kiedy słońce ustawiło się wysoko, rozpoznała kilka drzew blisko siebie. Wiedziała , że jest bliżej.

Potwierdziło się to na widok baobabu, wodopoju i na końcu majestatycznej Lwiej Skały. Odbijały się od niej promienie słońca. Uru uśmiechnęła się , po czym biegiem ruszyła w tamtym kierunku.

Na jej spotkanie przybył Ahadi. Oboje przytulili się do siebie szybko. Uru polizała go w policzek, a Ahadi ją za uchem kilka razy. Przytulili się mocniej, stęsknieni za sobą, nim się odsunęli, by na siebie spojrzeć.
-Tęskniłem. Cieszę się, że już wróciłaś.
-Znalazłam wodę Ahadi. Daleko stąd, ale na Lwiej Ziemi,- powiedziała powoli Uru.
Ahadi otworzył pysk, by się odezwać. Nie było mu to jednak dane, przez stado ,które zgromadziło się wokół nich.  Hawa przytuliła się z przyjaciółką. Reszta obecnego stada, wyrażała radość z powrotu córki Asali. Pytali jak minęła jej podróż i czy się powiodła. Z nadzieją przyjęli wiadomość, o znalezisku brązowej. 

Uru przyjrzała im się uważniej, były wychudzone. Ona sama była. Cieszyła się, że wkrótce to wszystko minie. Znów staną się potęgą.
-Wracajmy na Lwią Skałę , jestem głodna,-powiedziała.
Lwioziemcy ruszyli za parą królewską, która cicho rozmawiała.
-Czy były jakieś problemy pod moją nieobecność.
-Niewiele. Muszę się tylko rozmówić z Gepardzią Ziemią i Ptasią Ziemią. Furia, znowu chce nas zaatakować. 
-Tak jak za życia mego ojca,-zmarszczyła brwi Uru. 
Idąc dalej, Ahadi dokończył swoją wypowiedz.
-Myślę ,że wszystko pójdzie gładko , kiedy moja ukochana znalazła wodę.
Uru posłała mu spojrzenie pełne uczucia. Szybko zmieniła temat.
-A jak nasi synowie?
Ahadi zawahał się. Mufasa mu tak bardzo pomagał, ale co z Taką? Co z jego blizną? Uru przecież się wścieknie. 
Wyprostował się.
-Mają się dobrze. Tylko Taka natknął się na bawoła i..
-Co?-Uru zatrzymała się, więc król i stado zrobiło to samo. Lwioziemcy nie słyszeli ich rozmowy, aż do teraz.-C-czy on..n-nie żyję?- jej oczy się zaszkliły. Dzieci były ważnym elementem dla królowej.
-Nic z tych rzeczy.Bawół był wściekły i tylko zranił mu oko.Ma bliznę.
-Tylko?!-burknęła Uru,-Ukarałeś go? To zbrodnia na księciu.
-Uru..
-Mamo!
Radosny głos Mufasy,przywołał wszystkich do porządku. Uru z uśmiechem odwróciła się w stronę Lwiej Skały, z której nadbiegał masywny złoty lew. Jego czerwoną grzywę lekko unosił wiatr. Zira biegła u jego boku, ale przy parze królewskiej zatrzymała się. 
Mufasa przytulił się do Uru. Lwica ucałowała go kilkukrotnie.
-Dobrze, że jesteś.Martwiłem się.
-Ja za tobą także tęskniłam, synku. 

Znów zaczęli iść w stronę Lwiej Skały.
Gdy dotarli na miejsce, na Uru czekała już zebra. Lwica od razu zabrała się do jedzenie. Ahadi i Mufasa przyłączyli się do niej, ale nie jedli tak łapczywie jak lwica. Ahadi obwinił się o to, że pewnie nie miała co jeść.

Taka, przyszedł wiele czasu pózniej, kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Uru była tak zmęczona, że ziewała co chwile, ale zaczekała na młodszego syna u boku Hawy.
Gdy zobaczyła brązowego, podbiegła do niego, przytuliła i ucałowała. Taka przytulił się mocniej, wdychając słodki zapach lwicy.
Kiedy oboje się odsunęli, Uru z przerażeniem przyjrzała się jego bliznie. Taka spojrzał na własne łapy. Brązowa królowa ogonem przejechała po pysku syna, by na nią spojrzał.
-Synu, czemu ten bawół cię zaatakował?
Bawół?-pomyślał Taka. W tej chwili, wyjrzał zza pleców matki, by zobaczyć przerażony wzrok ojca.Wiedział, że bezgłośnie mu mówi: "Nawet nie próbuj".
Taka uśmiechnął się szyderczo. Miał haka na ojca. Prychnął ze złością -Tchórz.Pierzasty tchórz. Nie chce robić matce przykrości, nie powiem jej, ale on mi jeszcze za to zapłaci. Jak wszyscy. Hieny mają racje, muszę osiągnąć więcej. Muszę... muszę wymyślić plan.
-Taka?
Taka... po co mam być potrzebą.Jak to Mufasa mówił,"jesteś skazą dla rodziny, tak powinnieneś się nazywać" -proszę bardzo, to pasuję. Od teraz mówcie mi Skaza, przyszły król Lwiej Ziemi.
-Mamo, to nic. On był widać wściekły przez susze. Już dobrze.
-Cieszę się synku, nie mogłabym przeżyć twojej straty,-ponownie go przytuliła, by ukryć załzawione oczy.
***
Wieczorem, gdy słońce już całkowicie zrobiło się pomarańczowe i wkrótce miała zaiskrzyć noc, Ahadi zabrał swoją najdroższą nad wodopój. Akurat nikogo nie było. Usiedli na płaskiej skale przytuleni do  siebie. Ahadi położył pysk na jej głowie.
-Kocham cię.
Uru podniosła na niego czerwono-brązowe oczy. Skinęła ledwo dostrzegalnie głową.Rozumieli się bez słów.
-Też cię kocham. Wiesz, wiele przeżyjemy jeszcze na Lwiej Ziemi, ale cieszę się,że mogę być tutaj z tobą, Mufasą i Taką. Jesteście wszystkim czego mi potrzeba,-spojrzała na swoje łapy,-Obiecaj, że mnie nie opuścisz.
Ahadi uśmiechnął się ciepło.
-Nigdy. Obiecuję.
Pocałowali się.

***
Minęło zaledwie kilka dni, kiedy zwierzyna przeszła na drugą stronę Lwiej Ziemi. Uru poprowadziła je do sekretnego jeziora i wszystkie, co do wyjątku, zaczęły  kopać. Kiedy woda wypłynęła, zwierzyna piła jak jeszcze nigdy. Para królewska ogłosiła, że do zakończenia suszy, muszą wszyscy tutaj zostać.

Lwioziemcy zamieszkali w głębokiej szczelinie. Nie była wygodna, ale  bezpieczna.

Minął miesiąc, kiedy susza dobiegła końca. Ciemne chmury przyniosły ze sobą deszcz, który nawodnił glebę. Rośliny, trawa odrastały, a wody się zapełniały. Lwioziemcy wrócili na Lwią Skałę, a Rafiki wygłaszał pieśni,podziękowania dla przodków, w towarzystwie wiernej majordamuski Zuzu.

Władcą udało się, zapanowali nad królestwem, w najgorszym dla niego momencie. Teraz musieli przetrwać już wszystko. Lwia Ziemia została uratowana.


Cześć, jakimś cudem zdołałam skończyć rozdział ,dostałam weny. Blog o Uru pomału umiera, dlatego ciężko mi pisać rozdziały. Mimo wszystko, staram się o niego walczyć. Ten rozdział jej trochę luzniejszy.. Pokazuję jak Lwia Ziemia wraca do normy i szczęście oraz ambicje rodziny królewskiej. Następny będzie o wiele wiele smutniejszy (pojawi się w listopadzie,a 12 urodziny bloga, może chcecie Q&A do mnie, jak tak, to piszcie w komentarzach). 
Życzę wam miłej nocy/dnia i oczywiście soboty! (nareście się wyśpie. W liceum ciężko)
Pozdrawiam, macie pytanka :)
1. Kim może być czarna lwica?
2.Co może zrobić Taka?
3.Czy Gepardzia/Ptasia Ziemia zaatakuje? 
4.Taka dobrze zrobił okłamując Uru?
5.Podobał się rozdział?

Edit: Chciałam dodać, że Nuka, brat Ziry, zginął podczas suszy.