środa, 27 lutego 2019

#42 Odpaść z honorem

Brązowa lwica kierowała się przed siebie spokojnym krokiem. Miała dużo czasu. Nie była już królową Lwiej Ziemi, czy jej księżniczką, miała więc czas tylko dla siebie. Koniec z długimi raportami, obchodami, czy rozwiązywaniem problemów-teraz Uru mogła się zająć tylko sobą.
Lwica, zmierzając w stronę wielkiego drzewa, rozmyślała, co będzie robić dzisiaj  po południu.
Uru, zatrzymała się gwałtownie, gdy usłyszała podniesiony głos. Z gniewem pomyślała, że te hałasy spłoszą pobliską zwierzynę.  Lwica zacisnęła jednak zęby, przylgnęła do ziemi, by z ukrycia przyjrzeć się całemu zajściu.
Taka stał naprzeciwko swoich przyjaciół, warcząc na nich.
-Ja jestem waszym przywódcą i to mnie powinniście się słuchać!
-Wyluzuj, mówiłem tylko, że Mufasa włada Lwią Ziemią, a my mu podlegamy,-próbował się tłumaczyć Jasiri
-Ale to mnie macie słuchać
-Nie jesteśmy twoją własnością. Uspokój się, Taka!-warknął najsilniejszy.-Idziemy? Musimy się zająć tym uciekającym stadem zebr.
Lwia Straż zaczęła się kierować w stronę skałek, nawet nie zwracając uwagi na dawnego księcia. Taka ciężko oddychał, by opanować złość. Coś w jego oczach, mówiło jednak Uru, że wszystko zle się zapowiada. Taka uśmiechnął się szyderczo, wstał, by dołączyć do reszty.

Uru podniosła się i prędko popędziła w stronę baobabu szamana Rafikiego. Zamierzała go odwiedzić pierwszy raz odkąd ten się u nich zadomowił. Łapy piekły ją od długiego biegu, ale nie zwalniała. Gdy była już naprawdę blisko, przełknęła ślinę w obawie, że szamana nie będzie. Chciała go odwiedzić jako przyjaciółka, ale teraz...potrzebowała porady.
Wskoczyła na drzewo, wbijając w jego korę ostre pazury. Podciągnęła się,  wspinając wyżej po grubym, brązowociemnym drzewie. Zawahała się przed ostatnim ruchem, ale tylko na chwilę. Postawiła łapę na ostatniej gałęzi, znajdując się w środku dziwnego pomieszczenia.

Baobab nie wyglądał już tak, jak za czasów Babu. Ściany dalej pokrywały rysunki, ale w środku  nie panował już ład. Mikstury, owoce, walały się po różnych stronach. Podłoga , mieniła się na różne barwy sokiem z owoców. Było też tu pełno liści.
-Rafiki!?
Lwica usiadła, wyczekując uważnie szamana. Jej wzrok przeniósł się na ścianę pełno rysunków. Z uśmiechem dojrzała na jednym z nich siebie, obok Mohatu i Asali. Koło brązowej lwicy, stał jej zmarły mąż Ahadi, a pod nimi widniała trójka lwów.
Uru łzy podeszły do oczu, na myśl, ile wspomnień łączą ze sobą te wydarzenia. Krąg Życia pomału kończył się również dla niej. Ona także stanie się jedną z gwiazd, pozostając w pamięci tylko swojej rodziny.
Podeszła bliżej i łapą przejechała pod lwiątkiem pod rysunkiem Themy.
-Uru?- brązowa odwróciła się z szerokim uśmiechem i zamglonymi oczami. Widok zapewne był dziwny, bo Rafiki cofnął się o krok. Przyjazny uśmiech nie schodził mu jednak z pyska. -Co cię do mnie sprowadza?
Jego aura była tak towarzyska, że Uru poczuła się bezpiecznie.
Podeszła bliżej.
-Wybacz, że zabieram ci czas.
-Nie, nie.. i tak nic nie robię ważnego,-ścisnął w  dłoni mocniej swoją laskę,-ale widzę, że cię coś trapi.
-Oh, to tylko wspomnienia dały o sobie znać,-Uru przeniosła wzrok na własne łapy.
Rafiki zachęcił ją, by poszła za nim. Wspieli się trochę wyżej, do pomieszczenia pełnym legowisk. Rafiki usiadł na jednym z nich , tak jak Uru.
-Widzę,że się już zadomowiłeś. Dobrze mi to słyszeć.
-Nie narzekam. Tutaj są legowiska dla chorych, ale mieszkańcą dopisuję zdrowie i nikogo nie muszę badać. Mufasa radzi sobie w roli króla.
-Jest bardzo odpowiedzialny. Inaczej Taka..
Rafiki zmarszczył brwi.
-Martwisz się o niego,prawda?
Uru westchnęła.
-Przecież jestem mamą.Martwię się, czy mój syn aby na pewno pogodził się z tą sytuacją jaka go spotkała. Tak chciał być królem...
-Widzisz, Uru...-Rafiki wstał. Ściągnął ze swojej laski jeden owoc, przełamał go na pół i pokazał lwicy,-To są dwie połowy owocu, stanowią dwie części tego samego, gdy się je jednak złączy, stają się bardziej pożyteczne, bo są całością.-usiadł obok dawnej królowej,-Widzisz, do niektórych zadań się ktoś rodzi, a ktoś inny, tak jak Taka, musi odszukać własną drogę. Dojrzy do tej decyzji, nie musisz się martwić.
Oczy Uru rozbłysły łzami.
-Czy mojemu synowi nic nie będzie?
-Jestem pewien, że wszystko się ułoży.
Ulga którą ogarnęła nagle Uru, była nie do opisania. Nagle, pogodny nastrój z rana powrócił i lwica z przyjemnością, wdała się w rozmowę z szamanem.

Gdy Uru odeszła, by przejść się nad wodopój, Rafiki spoglądał na nią czujnie. Szaman postanowił ten dzień spędzić na poprawie rysunków. Gdy jednak zabrał się za jakieś malowidło, nie mógł się skupić i musiał porzucać swoją pracę.
Dręczące go złe przeczucie, nie dało szamanowi spokojnie się zdżemnąć, czy popracować. W końcu...odpuścił.
Usiadł na specjalnym legowisku z trawy i mchu, zmrużył oczy i dał sobie odpłynąć. Wiatr zerwał się, przez otwory w konarach drzew, słońce oświetliło pomieszczenie,a kilka liście okrążyło szarego mandryla. Duchy Przodków, szeptały do Rafikiego. Szaman, chodz siedział niewzruszony, w rzeczywistości trząsł się od złej wróżby, którą przepowiedzieli.


****
Sarabi rozciągnęła się na płaskiej skale, rozkoszując się słonecznymi promieniami.Sarafina, leżąca obok niej, zmrużyła oczy. Przygotowywała się na polowanie, które miała odbyć z lwicami polującymi po południu. Wcześniej jednak, próbowała odpocząć, zle się czując. 
Uważnie, nasłuchiwała jednak niespokojnego oddechu swojej przyjaciółki.
-Piękny dzisiaj dzień, prawda?-Sarafina zwróciła się do przyjaciółki.
-Co...o, tak, tak.
-Kochana, wszystko dobrze?-jak zawsze myśląca o innych Sarafina, usiadła, by przyjrzeć się uważnie przyjaciółce. 
Sarabi zajęła miejsce obok niej, a jej oczy na chwilę rozbłysły niespokojnie.
Otworzyła pysk, by opowiedzieć przyjaciółce o wszystkim, gdy usłyszała głośne kroki. Odwróciwszy się, dostrzegła samego króla Mufasę, kroczącego w ich stronę z wielkim uśmiechem. 
Syn Uru, wrócił z patrolu królestwa i miał teraz wolną chwilę (przed kolejnymi obowiązkami) na spotkanie z partnerką.

Sarabi wybałuszyła oczy z przestrachu.Nie zdążyła jednak się poruszyć, bo Mufasa już ją widział i był przy niej. Przytulił partnerkę, a następnie przywitał się z Sarafiną.
-Cześć, Muffy, co słychać?-Sarafina  swobodnie odezwała się, z lekkim uśmiechem kierując się w stronę króla Lwiej Ziemi. Kątem oka obserwowała jednak Sarabi, która wpatrywała się we własne łapy. Dziwnie się zachowywała.
-Wszystko dobrze,-odpowiedział Mufasa.
Sarabi chrząknęła, zwracając na siebie uwagę.Od razu się zawstydziła, gdy oboje na nią spojrzeli. Była lwicą mądrą, sprawiedliwą i dobrą, ale przede wszystkim skromną. Nie potrzebowała zbyt dużo uwagi, a zwłaszcza teraz, gdy została królową, dlatego zawstydziła się nagłą parą zwróconą ku oczu. Chrząknęła jeszcze raz, by w jej głosie nie była słychać tremy. Długo ćwiczyła z Uru królewską mowę na lekcjach poświęconym małżonką królów.
-Sarafina, musimy iść. Nie chcemy się przecież spóznić, prawda?-Sarabi podkreśliła ostro ostatnie słowo. Jaśniejsza lwica zwróciła na nią spokojne spojrzenie i powoli pokiwała głową. 
Mufasa spojrzał w stronę Sarafiny.
-Słyszałem, że twój związek z Jasirim kwitnie, moje gratulacje.
-Dziękuję. Nie mogę się doczekać aż wróci z patrolu,-odpowiedziała radośnie lwica.
 Sarabi, przeniosła spojrzenie na partnera, szybko go przytuliła, a następnie wraz z Sarafiną odbiegły. Zdezorientowany Mufasa przyglądał się chwilę, jak obie szepczą niespokojnie i co chwilę odwracają się za siebie.  Syn Uru zmarszczył brwi.
****

Tym czasem, Lwia Straż gnała przez równiny sawanny. Głuche kroki łap, obijały się o ziemię, pozostawiając na niej błotne ślady. Promienie słońca grzały ich w futra, ale żadnemu z nich, a zwłaszcza najszybszemu, to nie przeszkadzało. Lwi strażnicy, podążali za swoim przywódcą, Taką, w ciszy.Co jakiś czas, któryś z lwów odzywał się rozmawiając z kompanami.  Takę to irytowało, ale skupiony na obraniu właściwej ścieżki, nie odzywał się. Towarzysze cieszyli się wraz z Haraką, wiadomością o jego świeżonarodzonej córce, Tamie. 
-Gdy trochę podrośnie, musimy zapoznać ją z Kulą! Moja córka jest taka ciekawska!
-Jasiri, a ty i Sarafina kiedy zamierzacie postarać się o lwiątko?-Nguvu, zazdrośnie zmrużył oczy. Jasiri zatrzymał się gwałtownie, szeroko otwierając oczy. To była tajemnica!
Dopiero, kiedy Taka odwrócił się w stronę Jasiriego z iskrami złości w oczach, Nguvu zdał sobie sprawę co powiedział. Próbował na próżno zamienić wszystko w żart, pozostali także się starali uspokoić syna Ahadiego, ale było już za pózno.
Taka rzucił się w stronę przyjaciela. Jasiri przygotowany na atak, odskoczył na bok, ale zbyt pózno, bo jedna łapa z wysuniętymi pazurami. Najodważniejszy, podniósł wyżej głowę.
-Chciałem  ci powiedzieć! Nie zachowuj się jak lwiątko!
-Ja? Zachowuję się jak lwiątko?! To jest zdrada!-splunął Taka. Wyskoczył w powietrze, a następnie przyszpilił Jasiriego do ziemi. 
Młodszy brat Mufasy, miał jednak zbyt szczupłą i słabą budowę, Jasiri więc z łatwością odepchnął go od siebie. Taka, rozmyślał jak mógłby go przechytrzyć, kiedy reszta Lwiej Straży broniła przyjaciela, uważając, że Taka zle się zachowuję, skoro nawet nie kochał lwicy.
Fakt, Taka nie kochał Sarafiny, ale uważał ją za swoją własność, swoją byłą. Dlatego nikt nie miał prawa z nią być, myśleć o lwiątkach, a zwłaszcza ktoś tak niewarty jak Jasiri-uważał.
Skoczył ponownie na lwa, tym razem tylko go raniąc. 
Nguvu odepchnął Takę.
-Wystarczy! Musimy dokończyć patrol, pózniej porozmawiacie. Uspokój się Taka, musisz dawać dobry przykład.
-WY TEŻ MNIE CHCECIE ZDRADZIĆ!!!???-wrzasnął głośno Taka, a w jego oczach zapłąnęła żywa wściekłość.
Lwy z Lwiej Straży cofnęły się do tyłu zdziwione tą nagłą wściekłością swojego przywódcy.Wszystkim członką patrolu, przypomniała się sprzeczka , którą odbyli dziś rano. Także z błachych powodów. Strażnicy spojrzeli na siebie zgodnie. Gdy tylko wrócą na Lwią Skałę, muszą o tym porozmawiać z królem.

Taka uspokoił się w końcu na tyle, że mogli kontynuować patrol, tym razem w kompletnej ciszy, przesuwając się do przodu w stronę granicy.
****

Gdy Sarabi i Sarafina oddaliły się już znacznie od Mufasy, skierowały się w stronę skałek, skąd miały czekać na resztę lwic. Sarabi cały czas wydawała się spłoszona, natomiast Sarafina zbyt zaciekawiona, by wykazać się cierpliwością.
-No, mów. Co to miało być?
-Za bardzo się zestresowałam, wybacz,-mruknęła Sarabi.
-Dobrze, ale o co chodzi, Sabby?
Sarafina wydawała się naprawdę przestraszona, zwłaszcza gdy zauważyła lekkie łzy w oczach przyjaciółki.Natychmiast ją przytuliła.
-Jesteś chora? Mam powiadomić Rafikiego?
-To nie będzie konieczne. Wiem, co mi dolega,-Sarabi odsunęła się delikatnie do tyłu,-Myślę, że spodziewam się lwiątek.

****

Taka, brnął do przodu, nawet nie oglądając się do tyłu, by zobaczyć, czy reszta towarzyszy za nim nadąża. Szedł wzdłuż granicy, uważnie wszystko obserwując i bijąc się z myślami. Zamierzam spełnić swoje marzenia, a mógł je osiągnąć, tylko jeśli oni mu pomogą. Nie mógł działać w pojedynkę.
Ostatni raz rozejrzał się, czy aby nikt go  nie śledzi, po czym przystanął.

Lwia Straż stanęła gwałtownie, omal na niego nie wpadając. Pierwszy odezwał się Mtazamo.
-Wyczuwasz jakieś zagrożenie?
Taka pokręcił głową. Na pysku brązowego lwa, pojawił się następnie lekki uśmiech.
-Mam do was wielką prośbę, moi przyjaciele.-Lwia Straż wymieniła spojrzenia, a Taka kontynuował,-Mój brat Mufasa, nie nadaję się do objęcia tronu. Od zawsze nie uważał na lekcjach, skupiał się tylko na lwicach i statucie. Teraz udaję porządnego, ale to jego plan, za kilka lat, Lwia Ziemia straci swoje barwy, pogrąży się w smutku.
-To okropne,-wybałuszył szeroko oczy Mtazamo
Taka pokiwał głową, zgadzając się z nim.
-Masz rację, drogi Mtazamo. I dlatego ja, wspaniały książę, lider, oraz syn z rodu Mohatu, godny lwioziemiec, postanowiłem coś z tym zrobić. Muszę zasiąść na tronie, by chronić Krąg Życia, a także stać się królem.-następnie mówił dalej,-Dzięki mnie Lwia Ziemia będzie bezpieczna, będę potrafił o nią zadbać.
Jasiri, Nguvu i Haraka,
 w ciszy wpatrywali się w swojego lidera. Natomiast bystrooki, spoglądał na własne łapy, zatopiony w myślach. Odezwał się dopiero po upływie dłuższego czasu.
-Taka ma rację. Będzie dobrym królem, a nie możemy ryzykować nieszczęścia.
-Oszalałeś!?-warknął Nguvu,-To Mufasa jest naszym królem, sprawiedliwym i dobrym, przeszczegającym Kręgu Życia! Bunt przeciw niemu, to by była zdrada stanu!
-Nie chce zostać wygnany, za przestrzeganie zasad kogoś kto nawet nie panuję nad złością!-syknął Jasiri,-A poza tym co pomyśli Sarafina...
-Pantoflarz,-splunął Taka
Haraka westchnął.
-Taka, jesteś naszym liderem, ale tego rozkazu nie spełnimy. Dajemy ci jednak wybór, możesz wycofać się z tych podłych planów, albo będziemy zmuszeni poinformować o wszystkim parę królewską.
Mtazamo westchnął.
-Może lepiej żebyś ich posłuchał...
Oczy Taki zaświeciły z wściekłości.
-Kto dał ci prawo decydować co dobre!? DLACZEGO w ogóle uważacie że możecie się ze mną równać!? Nikt nie może, bo jestem najpotężniejszy!!
-Sam nam dałeś prawo, gdy nas wybrałeś,-mruknął Mtazamo, czując urazę do lwa, którego jeszcze nie dawno uważał za przyjaciela.
Haraka, zjeżył futro na ogonie.
-Taka, decyduj!
Nguvu i Jasiri syknęli na księcia, dalej czując podłą żółć. Taka okazał się zdrajcą, pochodzącym do tego z królewskiej krwi.
-Ja wam tylko proponuję, żebyśmy wspólnymi siłami zrzucili Mufasę z tronu
-I co dalej z nim chcesz zrobić?-mruknął Jasiri
-Wszystko jedno, możecie nawet zabić. Ważne  że będę królem,-uśmiechnął się szyderczo Taka, nie zachowując przeważnej ostrożności. Uważał otóż, że towarzysze na pewno się zgodzą. Poza tym, był jeszcze zbyt młody, by przybrać odpowiednią maskę teatralną, a jego zdolności manipulacyjne , dopiero się kształciły.
Uważnie przyglądał się swoim towarzyszą, w których oczach odbijało się zmieszanie, złość i strach. Wiedział już jaka będzie odpowiedz.
-W takim razie musimy o tym powiadomić Mufasę. Jesteś szalony!-syknął Jasiri, a reszta poszła w ślad za nim. 
To tylko wzmocniło gniew brat Themy.
-Skoro nie jesteście ze mną..-znamie na ramieniu Taki zaczęło świecić. Chmury ściemniały, przybierając kształty różnych lwów.-..to jesteście przeciwko mnie!
Zielonooki lew zaryczał, a wraz z nim przodkowie. W jednej pełnej przerażenia chwili, towarzysze z Lwiej Straży pod siłą mrocznego ryku, polecieli do tyłu, uderzając w twarde kamienie i drzewa. Niektórych, zmasakrowane ciała, wpadły do wody.
Taka wpatrywał się w to co zrobił dłuższą chwilę, z niewzruszonym wyrazem pyska. Dopiero pózniej, przeszył go okropny ból. Z drzew zerwały się liście, które obkrążyły młodego lwa. Szeptały one niezrozumiałą dla niego mowę. Chodz nie wiedział co dane słowa oznaczały, charakteryzował je gniew. 


Znamię  Lwiej Straży na ramieniu brązowego lwa zaczęło zanikać jak przez mgłę, by pózniej rozpłynąć się w niczości. Lwy z chmur także zniknęły, wiatr ustał. Taka wystawił pazury, czując nagły ból. Nie był to ból fizyczny, nie... Taka czuł się przegramy, gdyż właśnie utracił znamię lidera.

Musiał teraz zdobyć nowe.

Taka, wstał z miejsca, gdzie wcześniej przysiadł i powolnym krokiem podszedł do dawnych przyjaciół. Z kamienną miną, wrzucił ich głębiej w brudną wodę, a następnie spokojnym krokiem skierował ku Lwiej Skale. Po drodze zadał sobie wiele ran. Wyraz pyska przybrał na przerążony, a oczy zamgliły mu się sztucznie ze smutku. 
****

Sarabi i Mufasa, przytuleni do siebie, obserwowali z czubka Lwiej Skały swoje królestwo. A zaczęło się wszystko od tego, że Sarafina i Sarabi wybrały się dla pewności do szamana, który oznajmił im ciekawą nowinę. Sarabi, wahając się, poprosiła by Mufasa z nią porozmawiał. Władcy przysiedli na czubku Lwiej Skały, zatopieni w rozmowie. Sarabi wyznała mu , że spodziewają się lwiątek i była niemal przekonana, że lew się zdenerwuję. Byli przecież bardzo młodzi , świeżo po ślubie, nosili wysokie pozycje i kompletnie tego nie planowali. 
Niespodziewanie jednak, Mufasie oczy zamgliły się w łzach. Lew przytulił mocno partnerkę i z czułością lizał ją po uszach, ukazując całą swoją radość z perspektywy zostania ojcem.
Sarabi także zaczęła się cieszyć, a ulga zalała ją całą.

Podczas gdy ci Sarabi i Mufasa, cieszyli się z perspektywy przyszłego dziecka, Sarafina wypatrywała Jasiriego, niespokojna, że jeszcze nie wrócił z patrolu. Zaczynało zachodzić słońce, a zwykle o tej porze już wracał, do tego w oddali słyszała ryk należący do Taki, co znaczyło, że musiało im grozić jakieś niebezpieczeństwo.
I chodz Sarabi próbowała ją uspokajać, że nic się nie stało, lwica miała złe przeczucia. 
Siedziała na płaskiej skale, blisko Lwiej Skały, niebieskimi oczami wpatrując się w horyzont.
 Jej pysk, nagle przybrał uśmiech, gdy dostrzegła Takę, kroczącego w jej stronę. Znajdował się jeszcze daleko,ale Sarafina była pewna, że widziała obok niego również jej partnera. 
Ogonem doknęła swojego brzucha, czując nagle łzy radości na myśl, że wraz z Jasirim będą mogli świętować jej ciążę.

Gdy jednak Taka był już na tyle blisko, że mogła poczuć jego zapach, z przerażeniem przyjrzała się wyrazowi jego pyska, oczów i śladów ran, krwi na ciele dawnego księcia. 
Poderwała się z miejsca tak gwałtownie, że niemal zakręciło jej się w głowie. Podbiegła jednak w stronę brązowego lwa, nie mogąc nawet złapać oddechu.
W stronę Taki biegli teraz wszyscy mieszkańcy Lwiej Skały, w tym jego brat, matka i Sarabi. W tej chwili, to jednak nie miało znaczenia dla jasnej lwicy. Wypatrywała swojego partnera, raz za razem dopominając się u Taki o odpowiedz. Przeczucie czegoś złego, nie zawiodło lwicy.
⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫⚫
Hej! Żyję, mam się dobrze i szykuję dla was nowe rozdziały na każdym blogu! Uff, jesteśmy już za tym rozdziałem. Jak wam się podobał? Przyznam się, że napisałam go w ciągu dwóch dni. Ten rozdział otwiera zupełnie nową drogę przed Taką, jak myślicie, jaka ona będzie?
Nie muszę chyba zadawać pytań o płeć przyszłych lwiątek, bo to jest już pewne. Czekajcie na kolejny rozdział, Miłego wieczoru/dnia i serdecznie pozdrawiam 😃😃
ps:Nie przeszkadza wam taka ilość obrazków? 
Ciekawostka:Duchy Przodków po śmierci Skazy, poinformują
Rafikiego o jego zbrodni.