piątek, 12 stycznia 2018

#26 Nastoletnie lata

Sarafina,odetchnęła ciężko,siadając na ziemi,nie daleko wodopoju.Spojrzała w taflę wody,z niekrytą dumą.Zawsze dbała staranie,o swoje futro,przez co ,było idealnie czyste i iskrzyło się w promienniach słońca.Ponadto,kiedy stała się nastolatką,rysy jej twarzy,wydłużyły się,podkreślając błękit oczu.Jak u każdej nastolatki,wydłużyły jej się także łapy,przez co była szybsza.Uważała się za piękną lwicę.
Sarafina,pochyliła się i wzięła kilka łyków wody,po czym ponownie wydała z siebie westchnięcie,połączone z irytacją.Gdzie ona jest?! Po wypowiedzeniu tych myśli,niemal od razu,wpadła do wody.Wynurzyła się z niej,od razu,dysząc,trochę że strachu,trochę z wysiłku i resztami sił,wydostała się z zimnej wody,prosto na bezpieczny ląd.Lwica,otrzepała futro z wody i ze złością,wypatrywała winowajcy.Kiedy dostrzegła,beżową sylwetkę,kilka długości od niej,ze złością,pacnęła ogonem o ziemię.Po chwili jednak,zaśmiała się.
-Sarabi,ja cię kiedyś ukatrupię! Obiecuję,-śmiała się Sarafina
Sarabi,podeszła do przyjaciółki,a na jej twarzy,zagościł promienny uśmiech,więc Sarafina także się uśmiechnęła.
-Wybacz za spóźnienie,mama chciała,bym jeszcze trochę poćwiczyła,przed egzaminem,-wyznała Sarabi,a Sarafina,że zrozumieniem pokiwała głową.Athena,mama Sarabi,rzeczywiście,przywiązywała dużo uwagi ,do polowania.Nie było to jednak nic dziwnego,wprawdzie jutro,z samego rana,nastoletnie lwice z Lwiej Ziemi,miały przystąpić ,do tradycyjnego od wielu pokoleń,polowania.Te lwice,które okazą się dobre w tej dziedzinie,w dorosłości,będą polować dla stada,inne spróbują swoich sił,w innych czynnościach;jak na przykład walki,czy opieki nad młodymi,jako opiekunka.Każda więc lwica,chciała być najlepsza ,w swojej dziedzinie i przynieść zaszczyt rodzinie.
Wszystko,pracowało swoim rytmem.
Sarafina skrzywiła się lekko
-Siri,też chciała długo ćwiczyć,nawet,wyobraź sobie,nie spać w nocy.Bardzo jej zależy,by polować.
Sarabi,pokiwała głową,po czym rozejrzała się dookoła.
-Gdzie chłopaki? Czy zawsze muszą się spóźniać!?
-Chyba tak,jak to samce,-przewróciła oczami jej przyjaciółka i po chwili,obie wybuchnęła gorączkowym śmiechem.

-Co wam tak wesoło?-spytał Mufasa,podchodząc do obu lwic,wylegujących się na kamieniu.Słońce,rzucało na nie ciepłe płomienie i według lwa,wyglądały niesamowicie pięknie-zwłaszcza jedna.
Koło syna Uru,stanął Taka.Grzywa lwa,w porównaniu z tą Mufasy,była bardziej uboga.Była cieńka,czarna i było jej o wiele mniej.Mufasy,rosnąca dopiero co grzywa,była gęsta i składała się z większej ilości.Sylwetka starszego z braci,była także masywna,w porównaniu do tej Taki.Taaak..bracia się różnili od siebie znacząco.Zarówno w wyglądzie,jak i charakterach.
Zira natomiast,niewiele się zmieniła.Pasek na jej głowie,stał się dłuższy,a oczy nabrały iskier,łapy się wydłużyły-lecz dalej,była to ta sama Zira.Relacje z Sarafiną,także pozostały te same i obie,wpatrywały się w siebie z drwiną.
Nastoletnie lata,zaczynały się dla całej piątki,burzliwym rytmem.

-Nie lubimy spuźnialstwa,-zaczęła Sarafina,-Zira was zatrzymała,znów nie mogąc znaleźć drogi do wodopoju? O jakie biedactwo!
Zira,obnażyła kły i warknęła oszczegawczo.Mufasa,rzucił na obie szybkie spojrzenie i ponownie,przeniusł je na Sarabi.
-Zatrzymały nas obowiązki..
"Chyba ciebie!"-pomyślał Taka,gniewnie zaciskając kły- "Ja tylko spoglądałem na twoje głupie cielsko na samym szczycie!"
-Aha.Oby tylko jutro was nic nie zatrzymało,-zmrużyła uwodzicielsko oczy Sarabi i zaśmiała się cicho,-nasz wielki dzień
-Będziecie najlepsze,-odpowiedział z przekonaniem Mufasa,a Sarabi rzuciła mu wdzięczny uśmiech.

Szli równym krokiem,przed siebie.Zira,spoglądała na własne łapy.Trawa,była pognieciona i oklapnięta,Wiele razy,musieli przechodzić tą ścieżką.Zira,miała jednak dobry wzrok,więc łatwo dostrzegła,że teraz ślady ,są wieksze.
-Dorastamy,-bąknęła na głos
Sarabi,spojrzała na nią,przez ramię,po czym zachichotała.
-Pamiętam czasy,gdy jeszcze o tym marzyliśmy! Razem,z Sarafiną,modliłyśmy się do gwiazd,żeby to jak najszybciej nadeszło
-A teraz warto,-zachichotała Sarafina,-chodź szkoda,że już koniec z niewinnością
Doszli,do skraju pagórka,przysiedli,a ich wzrok,powędrował daleko,za horyzont.Odbił się,od Złej Ziemi,przeleciał nad Rajską i poszybował,jeszcze dalej.
-Muszę iść.
-A gdzie to się wybierasz?-zadrwiła Sarafina,odwracając się napięcie w stronę Ziry,-czyżby do kochasia?
-Nie jestem tobą.Nie mam kilkudziesięciu na boków,-warknęła Zira
Obie lwice,wpatrywały się w siebie z nieskrywaną nienawiścią.Z gardeł,wydobywały się stłumione,ale gniewne warczenia.Sarabi,skoczyła między obie.
-Znowu się kłucicie? Akurat dzisiaj.Nie chce,by jutro źle poszło polowanie,jeśli przydzielą nas do jednej grupy
Zira przewróciła oczami
-Taa,to polowanie nie jest najważniejsze,-po czym dodała,-chodź przyznaję,że Rosa i koleżanki,chcą byśmy dzisiaj razem poćwiczyły,-pomachała ogonem na pożeganie,skrzyżując spojrzenie z Taką,po czym puściła się biegiem przed siebie.Łapy,obijały się o trawiastą równinę,a odgłosy kroków,pomału cichły w oddalili.

-Idziemy popływać?-zaproponował,znudzony Taka.Młodszy z książąt,szybko się nudził.Nie lubił,przebywać w tym samym miejscu zbyt długo i tak samo,robić to samo,kilka razy dziennie.Powędrował wzrokiem po niebie,mrużąc oczy.Myślał o niej,co teraz robi..?
-Spoko,-wzruszył ramionami Mufasa,rzucając spojrzenie na dziewczyny,-w sumie,zrobiło się trochę duszno
-Na co czekamy więc? Idziemy!-wykrzyknęła Sarabi i troszkę później,biegła już przed siebie,w stronę wodopoju,a za nią,podążali przyjaciele.Mufasa i Taka,po obu stronach Sarabi,wysyłali w jej stronę uśmiechy.Lwica,chichotała co i rusz,uciszając ich mimikę ogonem.Później,przyspieszyła i zrównała się z Sarafiną.
Mufasa,rzucił okiem na brata
-Ojciec chce z tobą później porozmawiać..
-Tak?! Znowu te idiotyczne sprawy,kim będę,kiedy ty zostaniesz wszechmogących królem!-warknął
Mufasa,warknął gardłowo,po chwili się opanowując.Pokręcił głową
-Taka..
-Zamknij się!
Brązowy lew,przyspieszył i pierwszy,rzucił się w objęcia wody.Udawał,że zagłusza ona,odgłosy reszty towarzyszy i chodź nie lubił pływać,teraz,był w wodzie najszczęśliwszy na świecie.Może przemyję jego zmartwienia?
Rzucił okiem na Sarabi,pływała obok Sarafiny.Mufasa,wpatrywał się w nie z brzegu.No tak,-pomyślał Taka,z lekką drwiną,a zarazem zrozumieniem,-on też nie lubi wody.Gdyby tylko..nie był następcą,może,znów bym go lubił.
*
Ahadi,westchnął głęboko.Gorące powietrze,buchało w twarz lwa.Król,ledwie poruszał łapami,czuł się coraz cięższy.Gorący dzień,nie był zdecydowanie najlepszy,na podróż do baobabu.Niestety,obowiązek,był obowiązkiem.Ale,zaczynając od początku...

-Wstawaj! Prześpisz cały dzień!-syknął nastoletni Taka,stojąc nad złotym ciałem brata.Jego brata-największego śpiocha,na całej Lwiej Ziemi-pomyślał przelotnie,wciąż nie przestając budzić czerwonogrzywego.Brązowy,po zniecierpliwieniu,przewrócił oczami i w przypływie sekundy,ugryzł z całej siły brata w łapę.Mufasa,wzbił się w powietrze,z krzykiem.Kiedy,znów dotknął ziemi i skączył lizać łapę z przejęciem,zgromił wzrokiem Takę.
-Zwariowałeś!-warknął,-co jest?!
Taka,wzniusł oczy do nieba
-Na Mohatu,trzymajcie mnie,bo nie wytrzymam!-i zwracając się do brata,dodał,-co ty masz w głowie ptasi móżdżku! Nie pamiętasz..
Mufasa,zmrużył oczy i popadł w przypomnienie.O czym miał pamiętać? Spojrzał na wyjście do jaskini.Słońce,już dawno było w jaskrawej poświacie.Wybiegł,na zewnątrz więc,a brat podążył za nim.Wspinaczka szczyt Lwiej Skały-o dziwo dla obydwóch-nie była wykańczająca.Mufasa pomyślał,że teraz,będąc nastolatkami,wszystko wydaję się inaczej.Zaczął przywiązywać większą wagę,do swojego domu,poznawać każdą szczelinę,każdego mieszkańca.Coraz bardziej w jego głowie,rodziła się przykra myśl-czy kiedyś da radę władać tą piękną i bogatą krainą?
Westchnął głęboko i usiadł.Miał ze szczytu widok na bezkres Lwiej Ziemi.Widział uważnie,spoglądając na horyzont,słonie,zebry,antylopy-i inne zwierzęta.
Taka,przysiadł koło niego i także z mocnym westchnieniem,wpatrywał się w swój dom.
Wtem,Mufasa,przyjrzał się bliżej dalekiej niebieskiej plantaninie-wodopojowi.
-Sarabi! Sarafina! No tak..czekają!
Taka zaśmiał się drwiąco
-No co ty powiesz?!
Mufasa,zmierzył go wzrokiem
-Czemu nie mówiłeś wcześniej,jeszcześmy już mocno..
-Mufasa!
Książęta,znieruchomieli,na dźwięk głosu ojca.Odwrócili się wolno.Na dole szczytu,spoglądał na nich złoty lew,przenikliwymi zielonymi oczami.
-Lenicie się oboję?-syknął,-Mufasa,zostań na szczycie,odbędziemy krótkie podsumowanie
-Ale..
-Mufasa,-surowy ton ojca,nie dał wyrazić sprzeciwu.Złoty książę,kiwnął krótko głową i odwrócił się,znów wpatrując w horyzont.Ahadi,usiadł obok niego.Taka,zmierzył ich krótko wzrokiem i szedł szybko z Lwiej Skały.Znowu są tylko oni...Ojciec i brat-pomyślał z drwiną.
Przemierzał szybkim krokiem sawannę.Wiatr,kołysał jego grzywą i muskał pysk.Przyspieszył,ale nie szedł w stronę wodopoju,gdzie czekały przyjaciółki.Łapy,poniosły go na pastwiska.Przysiadł tam na jednej ze skał i przenikliwym wzrokiem,wpatrywał się w  polowanie lwic.Grupą dowodziła Uru.Futro brązowej lwicy,jarzyło się w słońcu,a w oczach,zdołało się dostrzec iskierki determinację i radość.
-Gotowe?-spytała zebranych lwic,a kiedy wszystkie przytaknęły,pognała w wysoką trawę,ciągnąc za sobą pozostałe.Taka,przyglądał się z podziwem,jak podchodzą dwie antylopy,skaczą na nie i pozbawiają życia.Antylopy padły na ziemię,a dwie bordowe lwice,wchyciły je w zęby,by ciągnąć w stronę szpiżarni na Lwiej Ziemi.
Uru,dostrzegła syna i rzuciła mu ciepły uśmiech.Podeszła do niego i przysiadła obok,otulając go ogonem.Po ciele Taki,przebiegł dreszcz.Wyobraził sobie,że znów jest małym lwiątkiem,wtulajacym się w futro matki.Najbliższej mu osoby.
-Wszystko dobrze,Tako?-spytała
-Tak,-odparł szybko,-czekam na Mufasę,pójdziemy razem nad wodopój,do przyjaciółek
W oczach Uru,coś błysnęło,ale Taka nie mógł zrozumieć co.Królowa,jakby spodziewając się pytań z jego strony,zeskoczyła zgrabnie z kamienia i zatopiła się z powrotem w tłum lwic.
Taka,dalszą część czekania,spędził na podróży do domu Ziry.Lwica,wygrzewała się na słońcu,wraz z siostrą.
Taka chrząknął,więc obie,spojrzały na niego zaskoczone,podnosząc głowy.
-Taka? Hej..-zaczęła Zira
-Cześć,Zira..Rosa,-brązowy zaczął,-Zira,idziesz nad wodopój? Pamiętasz,mieliśmy..
-Pamiętam,-warknęła,wstając,-chce zobaczyć,jak gęba Sarafiny zbrzydniała.Ta,głupia lwica..-jej spojrzenie złagodniało jednak,gdy zwracała się do siostry,-wrócę później,dobrze?
Rosa kiwnęła niepewnie głową.
Taka uśmiechnął się lekko.Teraz jeszcze czekać na jaśnie pana księcia-pomyślał.
*
Kiedy Ahadi,skączył krótką lekcję z synem,podążył do wnętrza jaskini.Ułożył się wygodnie na podwyższeniu i nie bacząc na nic,zamknął oczy,by pochłonął go sen.Od rana,biegał we wszystkie strony,zajmując się codzinnymi i nowymi obowiązkami.Kochał być królem,ale czasem wolał,by mieć chodź jeden dzień spokoju.
Nie naszedł
Do jaskini,wleciała majordamuska,Zuzu,a u jej boku,trzepotał skrzydełkami Zazu,jej pierworodny.Majordamuska wylądowała przed królem i skłoniła się w stronę lwa.
-Panie,pora na raport..
I tak,Ahadi wysłuchał raportu,a kiedy już Zuzu skączyła i odleciała,do jaskini,wbiegła Uru.Brązowa,położyła się koło Ahadiego.
-Uf! Polowanie zakończone sukcesem
-Mhm,-mruknął,zamykając jedno oko.
Uru przewróciła oczami i sprzedała mu kuksańca w bok.
-Nie śpij,nie pora.Idź do Babu.
-Po co?-spytał siadając
-Mhm..widzisz,już nie śpisz,-zachichotała królowa,-chce byś poszedł do szamana,po kilka ziół.Dla lwic,na jutro,na zmocnienie.
-Yyy,czemu ja?-spytał zaskoczony
-Oj,zrób to.Nie wyśle nikogo innego,bo każdy zajęty,a ja sama,idę nadzorować walkę,-przybrała groźny wyraz pyska,-w końcu,nigdy nie wiadomo kiedy znów zostaniemy zaatakowani,a jeśli..-wyciągnęła pazury,-..to nastąpi.Będziemy przygotowani.
Ahadi kiwnął głową w zadumie.Uru,kontynuowała.
-Nie uważasz,że już pora zadbrać o przyszłość naszych synów?
-Nie rozumiem..
Córka Asali,przekręciła oczami
-O małżeństwach! Ahadi,nawet nie wiem,kogo skrycie kochają.A jestem matką
-Cóż...możemy ich zaręczyć na opak,-wzruszył ramionami,-tak jak twoją matkę z Mohatu
W oczach Uru,błysnął piorun
-Tylko matka,go skrycie kochała! Ahadi,nie chce,by moi synowie byli nieszczęśliwi w małżeństwach!
-Więc,czego oczekujesz?-spytał bardziej zaciekawiony
-Mam już pewne kandydatki..-kiwnęła głową z szerokim uśmiechem.
*
I tak,Ahadi dotarł do drzewa baobabu.Spiął się po nim ciężko,pazurami wbijajac się w korę.Kiedy,znalazł się jednak w środku drzewa szamana,uznał,że było warto.Odetchnął z ulgą i rozejrzał wokół.Nic się nie zmieniło.Babu,dojrzawszy władcę,skłonił się,po czym na chwiejnych nogach,podszedł do króla.
-Królu Ahadi
-Witaj Babu,wiesz..Uru chciałaby,kilka ziół na zmocznienie
-Rozumiem,-kiwnął głową mandryl.Podszedł do rogu.Błyszczało tak kilka flaszek,obok liści.Zamyślił się.Wyglądało na to,że coraz trudniej mu wykonywać swoją pracę.A nie miał nawet ucznia.Podniusł kilka liści,zawinął w jedno i podał złotemu lwu.
-Zioło Romy,Askru i Siony,-odparł szaman,-na zmocznienie najlepsze
-Dziękuję Babu
Rozejrzał się wokół,jakby szukając kogoś,kto mógłby ich usłyszeć.Kiedy,nic się nie wydarzyło,nikogo nie dojrzał,schylił się ku szamanowi i wyszeptał:
-Znasz może los moich synów?
Babu,odskoczył zaskoczony
-Oh królu..nie mam prawa prosić przodków o przyszłość,-lecz pod lodowatym spojrzeniem Ahadiego,dodał westchnąwszy,-ale Mufasa zasiądzie na tronie,lecz..
Nie dokończył,bo Ahadi z szerokim uśmiechem,zeskoczył z baobabu i z ziołami w pysku,ruszył z powrotem ku Lwiej Skale.Babu,usiadł natomiast w końcie i ciężko oddychając,starał się zapaść w sen.