niedziela, 20 maja 2018

#31 Wybór

Taka szedł powoli w stronę Lwiej Skały.Kroki dudniły o trawiaste podłoże.
Oddech miał zbyt ochrypły,więc zatrzymał się ,by wziąść głęboki wdech i wydech.Nie wiedział jak ma postąpić:Czy zostać liderem Lwiej Straży.I o ile książę zawsze działał pod wpływem emocji,teraz miał ochotę tylko usiąść na czubku Lwiej Skały,wpatrzony w królestwo-jego królestwo!
Taka śnił o byciu któlem i może dlatego zazdrościł i kłucił się z bratem.Taka
zaczął też nienawidzieć ojca,króla Ahadiego,w którym żadko mógł znaleźć wsparcie.Zamarzył więc,by usunąć go z drogi.
Po drodze spotkał Zirę.Lwica podbiegła do niego.
-Taka! Całe szczęście! Co to było? Ryk pradawnych?
-Myślałem,że poszłaś do domu,-mówił obojętnym tonem syn Uru.
-Dostałam karę,no wiesz,za tą super akcję.Uciekłam jednak,musiałam wiedzieć co zaszło.
Usiadła przy nim.
-A więc?
Odpowiedź przyszła szybko.
-To ryk praojców.Posiadam go.Mam podjąć decyzję,czy przyjąć go,jako swój i założyć lwią drużynę.
Zira zaśmiała się krótko.
-Więc w czym problem? Po prostu to zrób!
Taka uśmiechnął się szyderczo.
-Myślisz,że nie próbuję? Nie umiem się przemóc.Oni chcą zastąpić mi czymś tron,ale ja się nie dam!
-I tak będziesz władcą,przebijesz swych przodków potęgą,a historia będzie cię dobrze wspominać,-uśmiechnęła się,-Będą zwać się Wielkim,a Mufasę skazą rodu.
Taka uśmiechnął się szeroko  przyjacielsko objął lwicę.
-Dzięki,zawsze potrafisz mnie pocieszyć.Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
-A ty moim,-dodała cicho.
***
-Widzisz synku,uczono mnie kiedyś,że nie powinno się odwracać tyłem do wyrzutka..
-Ale przecież tata był wyrzutkiem?-zapytał skołowany Mufasa
Uru skinęła głową.Lekkki wiatr muskał jej pyszczek.Szli przez równinę,pokrytą niską trawą.Lwica uśmiechnęła się do syna.
-Twój tata nie był wyrzutkiem,tylko synem władcy Złej Ziemi.Pewnego dnia ..-zatrzymała się,by ustawić się pysk w pysk z synem,-nadejdzie twój czas,twoje decyzję i wierzę,że słońce twojego panowania będzie ciepłe.Ale..proszę cię,byś nie odrzucał Taki.

Mufasa zawahał się.Kochał Takę,ale zaczynał pomału się go bać.Różnili się jak ogień i woda.Jako lwiątka byli blisko lecz teraz...Mufasa zaczynał pilnować uważniej brata.Wiedział jednak,że co kolwiek się wydarzy,żaden z nich nie zginie z łap drugiego-nawet nie wyobrażał sobie o tym pomyśleć!
Dlatego przytaknął Uru.Królowa polizała syna w policzek.
-Wracajmy na Lwią Skałę,-uniosła jedną brew do góry,-musimy coś omówić.Chce was zaręczyć.Ciebie z Sarabi,a Takę z Sarafinę,co myślisz?
Mufasa zdziwiony wybrałuszył oczy.
-To dobra decyzja,-uśmiechnął się,-kocham Sarabi.
Ruszyli w stronę Lwiej Skały,tym razem szybkim krokiem.
***
Musiał jedno przyznać-dzięki Rykowi Przodków,cieszył się sporą popularnością.Taka siedział koło Sarafiny i Sarabi.Jaśniejsza lwica (Sarafina) wtulała się w niego,mrucząc cicho.
-Mam nadzieję,że przyjmiesz propozycję stanowiska,-podniosła na niego wzrok,-to byłaby dobra decyzja.
Taka uśmiechnął się zawadiacko,do obu lwic.
-Drogie panie,a i owszem,postanowiłem przejąć Lwią Straż i zostać liderem...
-To dobrze,bracie.
Jak zawsze!-Taka z irytacją,wpatrywał się w Mufasę,który właśnie wszedł do jaskini.Teraz lwice przeniosły swoją uwagę na niego.Taka zacisnął zęby.Zawsze odbiera mu uwagę!

Mufasa przytulił się do Sarabi i ucałował jej policzek.
-Pięknie wyglądasz.
-Jak zawsze,-Sarafina pojawiła się koło nich,-Jasiri cię szukał,podobno jakaś "męska" sprawa.
Lwice zachichotały.Mufasa zaśmiał się krótko.
-Taa,obiecałem mu rozegrać mecz piłki.Co powiecie?
-Jak dla mnie,mogę chętnie iść,-Sarabi uśmiechnęła się promiennie.Miała naprawdę piękny uśmiech.Beżowa lwica,zwróciła się do przyjaciółki,-Saffy,idziesz?
Sarafina rzeczywiście miała ochotę zagrać,zwłaszcza że lubiła Jasiriego,jednak Taka zaproponował jej inną propozycję,na którą lwica przystała.Nie żałowała jednak.
-Nie mogę.Ale pozdrówcie odemnie Jasiriego i powodzenia,-Sarafina przytuliła szybko przyjaciół,odwróciła się i wróciła do partnera.

Sarabi spojrzała pewnie na Mufasę.Lew promienniał.Sarabi krótko się zaśmiała.
-Aż tak cię cieszy mecz?
-Nie o to chodzi.Po drodze ci opowiem,-splotli ze sobą ogony,nim wyszli z jaskini.Podobnie postąpili Taka i Sarafina.

Syn Ahadiego,poprosił Sarafinę,by wraz z nim odwiedziła Babu i ogłosiła mu wiadomość o jego zgodzie co do żałożenia Lwiej Straży.Taka ,miał być już drugim liderem,zaraz po Askarim.Czuł się dumny.Lwioziemcy często zachwycali się teraz jego darem i Tace to w pełni pasowało i by nie minęło.
Sarafina,chciała być przy ukochanym.Szła z nim równym krokiem,jednak jej myśli zmierzały do siostry.Wciąż czuła silnie piekące rany po niebezpiecznym polowaniu.Odbyło się jednak bez medyka,bo w porę się obudziła.Wystarczyło tylko ,że odpoczęła na Lwiej Skale.Utykała jednak,chodź starała się to ukryć.
*
Siri ,była siostrą Sarafiny.Teraz wpatrywała się w odchodzących w stronę baobabu lwicę i lwa.Westchnęła ciężko.A co ona ma zrobić? Jaka będzie jej droga?  Nie chciała odchodzić z Lwiej Ziemi,tak jak to planowała Rosa-siostra Ziry.Ona chciała szukać przygód,Siri pozostać na rodzinnej ziemi,którą kochała.
Odwróciła głowę,gdy dopadły ją śmiechy.Uśmiechnęła się promiennie,na widok młodych lwów.Przecież są jeszcze samce.Nie wszystko stracone! Siri podbiegła do nich,jako już pewna siebie.
*
Ahadi, napił się wody.Wodopój świecił pustkami o tej porze.Właśnie takie momenty,król lubił najbardziej.Wyszukał idealne miejsce i usiadł na płaskim kamieniu.Wiatr pomuskał jego pysk.Złoty zmrużył oczy,wpatrując się w dal.Grzywa lekko falowała.

Król Ahadi musiał rozmyślać w samotności.A dręczyło go tyle spraw! Zawsze miał na uwadze dobro królestwa,które przecież po części powierzył mu Mohatu,wiedząc,że muszą zrobić z ukochaną ,co w ich mocy,by ziemia dalej trwała i się rozwijała w Kręgu Życia.

Ahadi zawsze w chwilach słabości,miał przed oczami obraz Złej Ziemi.Zmarszczył brwi.Nigdy nie dopuści,by to samo spotkało także Lwią Ziemię! Co z niego byłby za król?! Ahadi traktował Lwią Ziemię jak rodzinny dom i dbał o nią,o jej mieszkańców.Jego największą słabością była jednak rodzinna.Nie potrafiłby skrzywdzić Mufasę,czy Uru.A także Takę-pomyślał po chwili.To ,że czasem zapominał o młodszym z synów,nie znaczyło,że go nie kochał,on poprostu uważał,że Taka jest bezużyteczny jako drugi w króleskim rodzie i lepiej,niech zejdzie z drogi jego wybrańcowi.

Usłyszawszy ciche kroki,odwrócił się z uśmiechem.W jego stronę kroczyła brązowa lwica.Królowa usiadła u jego boku i przytuliła.Teraz we dwoje wpatrywali się w zachodzące słońce.
-Nad czym myślisz?-spytała lwica
-Nad tym...jak Taka sobie poradzi.Czemu on wogóle posiada ten ryk,to on ma strzec Lwiej Ziemi,której nic nie zagraża?-zmarszczył mocniej brwi.
Uru gwałtownie spojrzała na niego.Wyprostowała się,a w oczach mignął jej gniew.
-Taka to dobry syn..
-Nie twierdzę ,że zły
-Ahadi..-westchnęła.Wolała mówić łagodnie,-Lwia Straż jest potrzebna.Dobrze,że Taka będzie w niej służył.Nauczy go to odpowiedzialności.Mój tata...nie dał mi tej szansy,ja ją dam mojemu dziecku.
Wstała.
Zamiast odejść,podeszła do wody,napiła się i znów odwróciła w stronę ukochanego.
-Powinniśmy odwiedzić Babu,czuję ,że coś złego się dzieję.Tylko spójrz,powietrze takie suche,ostre..trawa maleje..
Ahadi także wstał.Zmarszczył nos.W zielonych oczach zapłonęła ciekawość.
-Powinniśmy iść.Coś jest na rzeczy.

Uru poszła przodem,a Ahadi zaraz za nią.

*
W baobabie było niemal pusto.Niemal, bo nie licząc mikstór,ziół i innych tego typu rzeczy.Taka skrzywił się i ponownie zawołał szamana.Zwrócił się do Sarafiny.
-Gdzie on jest?! Powinnien siedzieć w jednym miejscu,starzec.
-Bądź milszy,-zmarszczyła brwi,-pewnie poszedł po coś nowego do tych fiolek,-ogonem wskazała puste skorupki owoców,-Lub do misek.
-Masz rację,przepraszam,-Taka dalej marzył o sercu Sarabi,ale Sarafina też była okey.Mógł  z nią spędzać czas i się nie martwić.Przytulił ją lekko do swojego boku.
-Co teraz zrobimy?
-Myślę że...-Sarafina nie dokończyła,bo na baobab wspiął się jeszcze ktoś.Ahadi i Uru,stanęli przed młodszym synem i jasną lwicą.Sarafina chciała się pokłonić,ale Uru ją powstrzymała.Brązowa przewróciła oczami.
-Ile razy mam mówić,przyjaciółki moich synów,nie muszą się kłaniać jak wariatki.I to rozkaz,-dodała ze śmiechem.
Sarafina również się zaśmiała.
Ahadi spojrzał wymownie na syna.
-Gdzie szaman?
Taka wzruszył ramionami.
-A bo mi wiadomo? Chciałem mu coś zgłosić,ale go nie ma.
-Poczekajcie tutaj,-powiedziała Uru,-ja go poszukam przed baobabem,-spojrzała wymownie na męża,nim zniknęła.
Złoty lew trzepnął ogonem.
-Em..Taka,może masz ochotę iść ze mną i Mufasą na patrol.Przyda ci się ta wiedza.
Oczy Taki zaświeciły się.
-Z ochotą.
Ahadi skinął głową,nim zwrócił się do Sarafiny.
-I przykro mi z powodu twojej łapy.Możesz narazie nie polować,jeśli chcesz...
-Nie dziękuję,-pokręciła stanowczo głową,-kocham polować i nic mnie od tego nie odwiedzie.
Ahadi uśmiechnął się.
-W takim razie,możliwę ,że mamy główną lwicę polującą.
*
Szukanie szamana zajęło Uru więcej czasu niż myślała.Pomimo obejścia baobabu i jego okolić,nie spotkała mandryla i chciała już wracać do reszty,kiedy mały kształt mignął na granicy.Pomyślała,że to ktoś nowy.Może podróżnik ,który chce się zatrzymać.
Lwia Ziemia była zawsze otwarta dla wszystkich (oprócz hien i wrogów) ,więc nie było problemu.
Później jednak pomyślała,że może to być hiena,lub jej największy wróg-Digia.Tą lwicę zabiłaby od razu! A żadko okazywała gniew potężny.

Puściła się biegiem w stronę kształtu.
Już kiedy była blisko,zdała sobie sprawę,że to znajomi małpi kształt.Wpadła na mandryla.
-Babu! Szukałam cię.Długo szukasz tych ziół..
Babu położył jej rękę na ramieniu.Zakaszlał,odwracając głowę.Znów na nią spojrzał.W oczach królowej błysnął smutek.-Babu,co się dzieję?
-Nie zbieram ziół.Mówiłem Uru,że źle się mam.Jestem zbyt stary.Przyszedł mój czas,-mówił dalej,-Większość zwierzat odchodzi,by nie ranić innych swą śmiercią.Umrę pewnie jutro.Pamiętaj,musisz znaleźć szamana.
-Babu,-w oczach królowej zagościły łzy.Prawda,Babu służył za czasów jej ojca,jej samej i blisko jej syna.Spodziewała się,że prędzej czy później odejdzie,ale lepiej wyobrażać to sobie,niż przeżyć.-Będziemy tak bardzo tęsknić.
-Na każdego w końcu przyjdzie pora.Twoje życie słodka księżniczko jeszcze się nie skączyło.Dokonasz wielu wspaniałych czynów,a historia cię zapamięta.Uważaj jednak na zło czychające u wroga i przyjaciela.
Uru zmarszczyła brwi.
-Co to znaczy?
-Nie nauczysz się,że nigdy nie odpowiadam,-wybuchł śmiechem,tłumionym przez kaszel.Oczy zaszły mu mgłą,kiedy znów spojrzał na brązową,-Oby szaman znalazł się szybko.Lwia Ziemia to cudowne królestwo,-spojrzał na niebo.Zamknął oczy,a wiatr z liśćmi obkrążył go,-Tak,szaman wkrótce przybędzie.
-Skąd rozpoznam ,że to on? Czy naprawdę musisz odchodzić?
-Rozpoznasz,-objął królową,-Powodzenia.
Odwrócił się i odszedł,tak szybko jak się tu znalazł.
Uru usiadła,wpatrując się smutnym wzrokiem,w ścieżkę którą podążał.Tęskniła za wieloletnim szamanem,a także dręczyła ją niepewność.Musiała wszystkim to ogłosić i pewnie oni też zadadzą to pytanie,które ją dręczy:CO teraz z nimi będzie?


Hej! Mam nadzieję,że napiszecie komentarze (one inspirują) i że rozdział się spodobał.Ja tam jestem zadowolona.W następnym rozdziale "Pierwsze poważne obowiązki",Taka zbierze swoją drużynę,a u reszty...sami zobaczycie,co się wydarzy!
Babu odszedł,smutno wam? Bo mnie i Uru bardzo :c
Macie pytanka:
1.Czy chcecie specjalną notkę na Dzień Mamy? ("jak Uru i jej synowie świętowali ten dzień") to samo tyczy się Wise.
2.Czy Taka naprawdę powinnien władać Lwią Strażą?
3.Kogo da do swojej straży?
Zapraszam na odwieszenie bloga "Historii Uasi".
I do kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam! c: