wtorek, 20 lutego 2018

#27 Miłosne rozterki

Sawanne przetarła iskra dziennego światła.Wzniosła się w niebo,roztaczając skrzydła na całą długość świata zwierząt.Zwierzęta zbudziły się czym prędzej z przyjemnego snu,by trwać w kolejnym dniu.Lwia Skała świeciła pustkami,lwy jeszcze spały.Tylko dwoje lwioziemców,powoli zbliżało się w stronę granicy.
Brązowa lwica,szła za lwem.Promienie ciepła,dawały przyjemne uczucie na jej futrze.Chłodny wiatr,powiewał na jej pysk,muskając go.Lwica zatrzymała się.
-Ahadi,zaraz łapy mi odpadną! Do kąt w ogóle idziemy?
Ahadi wzniusł oczy do nieba.Odwrócił się szybko,a niewielki uśmiech zawirował na jego pysku.
-Uru,chyba nie powiesz,że w tak piękny dzień stracisz łapy
-Bardzo śmieszne,-fuknęła.Ruszyła dalej za lwem,tym razem bok w bok.-Ahadi? Ale powiedź gdzie idziemy!
Ahadi przejechał ogonem po jej pysku,nakazując milczenie.
-Dowiesz się za kilka pociągnięć łap,-po czym dodał,-jeśli przestałaś już narzekać,to przyspieszmy.Gonisz?
Uru rzuciła mu szybki uśmiech.Takiego lwa kochała.Puściła się biegiem za złotym lwem.Słyszała uderzenia łap o trawiastą równine.Powiew wiatru targał brązową sierścią.Słyszała odgłosy ćwiergotu ptaków.
Wbiegła w kałużę.Chłodna woda ochlapała jej łapy.Zadżała,ale nie zwolniła biegu.Gdy była dość blisko,wykonała skok ,powalając tym samym lwa na ziemię.Ze śmiechem,tarzali się kilka kroków dalej,aż wkońcu lwica znalazła się nad lwem.Polizała go w pysk.
-Kocham cię wiesz?
-Ja ciebie też wariatko
Wstali i tym razem powolnym krokiem,znów zbliżali się bliżej granicy.Gdy już do niej doszli,Uru rzuciła pytające spojrzenie partnerowi.Ahadi wzruszył tylko ramionami,nie zamierzając się zatrzymać.

Gdy granica Lwiej Ziemi dobiegła końca,żółty piach ukazał się na horyzoncie.Uru postawiła pierwsze kroki na gorącym podłożu.Zmrużonymi oczami wpatrywała się w horyzont.Grzejąca kula światła oznajmiała,że zbliża się południe.
Ahadi pchnął nosem ciało brązowej lwicy,zmuszając ją do dalszego ruchu.Sam król poderwał się i w te pędy pognał przed siebie.Uru pobiegła za nim.
Odgłosy ich łap nasilały się z każdą chwilą,kiedy zbliżali się do dżungli.Zielone królestwo,szybko ukazało się na horyzoncie i chwile później,Uru i Ahadi napili się z niewielkiego źródełka wody.Czuli przyjemne mrowienie.Ahadi zaprowadził partnerkę głębiej w dżungle,tak,że liany obijały się o ich skóry.
Wkońcu,złoty lew poprowadził brązową lwicę na polanę.Na samym końcu,błyszczały odbijane w promienniach słońca wysokie skały,z których spływał niewinnie wielki wodospad.Niedaleko trawa była idealnie wygnieciona,a na niej leżała upolowana antylopa.Drzewa ozdobione były pajęczyną,przeskakującą co pare drzew tworząc łańcuch.Kolorowe ptactwo dżungli,rozsiadło się wygodnie na gałaziach i poczęło śpiewać.Śpiewać pięknie i melodyjnie.Uru poczuła,że łapy jej miękną,oczy się zaszkliły.Spojrzała na Ahadiego,w którego pysku widać było teraz bukiet kwiatów.Lew położył je przed lwicą.
-I co,warto było?
-Zawsze potrafisz mnie zaskoczyć,-powiedziała Uru,przytulając się do grzywy partnera.Pocałowała go w policzek,a później po pysku.Ahadi przejechał ogonem po jej szyji. Uru podsuneła się od niego z szerokim uśmiechem.
-Jest gorąco.-ogonem wskazała na wodospad.-Masz ochotę popływać?
Ahadi uśmiechnął się jeszcze szerzej,poczym spóścił się w stronę błeknitnej wody.Zanim pobiegła Uru.
***
-Walentynki!-Sarafina polizała Sarabi za uszami trzy razy,nim  wkońcu usiadła.Zarówno Siri jak i Sarabi,zaśmiały się.
-Czyli się nie cieszysz,-rzuciła w żarcie Sarabi,za co przyjaciółka obdarzyła ją obrażoną miną,nim znów wybuchły śmiechem.Siri wstała,żeby podejść do pobliskiego krzaczka,z którego zerwała różowy kwiat.Włożyła go za ucho Sarabi.
-Będziesz ślicznie wyglądać na randce z księciem Mufasą,-westchnęła.
Sarabi skinęła jej lekko głową.
-To nie randka,tylko...przyjacielskie...spotkanie,-uśmiechnęła się głupkowato lwica.Siostry rzuciły sobie znaczące uśmiechy,ale nic więcej nie powiedziały.

Taka od razu włóczył się po Lwiej Ziemi.Jego głowę zaprzątało wiele myśli:czy Sarabi umówi się z nim? jaki ma dać jej prezent?
Na okrągło powtarzał po jedno zdanie:"Sarabi,czy zostaniesz moją walentynką?" i za każdym razem uznawał,że brzmi głupkowato.
W połowie jego wędrówki,dołączyła do niego Zira.Teraz szli ramie w ramie i krok w krok.
-Taka,poczekaj!-usiadła w końcu zdyszana.Książe przewrócił oczami,ale odwrócił się by zająć miejsce obok przyjaciółki.Zira rzuciła mu obrażone spojrzenie.
-Ty też świrujesz.Zupełnie jak Rosa! I większość moich koleżanek! Co wam odbija,jakby Walentynki były najważniejszym dniem w historii Całej Lwiej Ziemi!-wybuchnęła,-I nie mamrocz jak głupiec!
-Prze..praszam?-Taka zrobił zdziwioną minę,-poprostu się martwie,że Sarabi mi odmówi.
Zira wzniosła oczy do nieba,nim westchnęła.Przybliżyła się bliżej brązowego lwa,by sprzedać mu porządnego kuksańca w ramie.Taka wydał z siebie:"Auć!!",nim zaczął masować obolałe ramie.
-Posłuchaj ptasi móżdzku,-mówiła z lekką drwiną Zira,-gdyby Sarabi nie chciała się z tobą umówić,byłaby najgłupszą lwicą na całej Lwiej Ziemi! Oh Taka,napewno ci nie odmówi.
-Gwarantujesz?-książę momentalnie się rozjaśnił.Zawsze po rozmowie z Zirą czuł się lepiej.Może dlatego uznawał ją za najlepszą przyjaciółkę.
Zira nic nie odpowiedziała,ale Taka się tym nie przejął.Wstał by rozpocząć dalej swoją wędrówkę.Zira także się poderwała i zadała pytanie:"Gdzie idziesz?".Ale książę już nie odpowiedział.

Zachód słońca tego dnia zapierał wdech w piersiach,kiedy Mufasa i Sarabi wpatrywali się w niego,koło wodopoju.Lwica nosiła różowy kwiat za uchem,a Mufasa uważnie umył futro.Wiatr poczochrał jego grzywę.Mufasa westchnął,chcąc zachować spokój.Ćwiczył to przecież cały dzień,odwrócił się w stronę Sarabi.
-Cieszę się,że przyszłaś.Liczyłem na to.
-Chciałeś pogadać,-odpowiedziała
-Tak,ale nie tutaj.Zaczekajmy jeszcze pare chwil,-ich ogony splotły się ze sobą.

Taka wyjrzał za swojej kryjówki w dzikich krzewach.Krew zadżała w jego żyłach.Poczuł niewyobrażalną złość.Jak on mógł! Jak ona mogła! Spojrzał na swoje łapy,koło których zostawił bukiet kwiatów i raptomalnie je zgniutł.
-Pięknie dziś wyglądasz,-zwrócił się Mufasa do Sarabi,po czym oblał się rumieńcem.Sarabi na początku zrobiła obrażoną minę,po czym wybuchnęła głośnym śmiechem.Syn Uru także się zaśmiał.Taka wystawił pazury,wciąż przytłoczony wściekłością.Wycofał się.Nie miał siły już na to patrzeć.
Udał się w stronę Lwiej Skały,kiedy drogę zagrodziła mu jedna z przyjaciółek Ziry,Jooko.Lwica o bordowej sierści,skłoniła przed nim głowę.
-Książę,wyglądasz na strapionego,czy coś się stało?
Taka nie miał ochoty się tłumaczyć,ale w tamtej chwili,chciał się wyżalić obojętnie komu.
-Problem miłosny i tyle.A właściwie więcej niż tyle.
Jooko wyprostowała się.
-Dalej jest lwica,na której tobie zależy..
-Taa,ciekawe która,-i odszedł szybko w drugą stronę,nim zdążyła skończyć.Jooko smutnym wzrokiem spojrzała na skały przy lwiej skale,gdzie smacznie spała Zira w towarzystwie Sonyi i Imani,dwóch kolejnych koleżanek.Jooko pokręciła smutno głową.
-Przykro mi,Zira.

Taka doszedł do polany łowieckiej.Dostrzegł stada antylop i zebr.Westchnął głęboko i przysiadł jednej ze skał.Wiatr pomuskał jego niewielką,czarną grzywę.Taka spuścił głowę na łapy.Nie czuł się zbyt dobrze,ten dzień jest okropny.
Wnet usłyszał znajome ryknięcie,a po chwili stukot kopyt spłoszonych antylop.Spojrzał od razu w tą stronę.Sarafina wlokła w jego stronę jedną z antylop.Dobrze poluję,pomyślał z zachwytem.Sarafina spojrzała w jego oczy z iskierkami radości.
-Masz ochotę coś przegryźć?
-Pewnie
Skoczył na ziemię,by podejść bliżej przyjaciółki i zwierzyny.Przyczupnął obok niej i wspólnie się posilili.Gdy skączyli,Sarafina oblizała pysk.Spojrzała z uśmiechem na przyjaciela.
-Widziałeś to,prawda?
-Wiedziałaś..
-Taka,będzie z nich dobra para,-odparła Sarafina,która kibicowała związkowi przyjaciółki ze starszym z książąt,-musisz się z tym pogodzić
-Pogodzić,-prychnął Taka,odwracając wzrok.
Sarafina westchnęła.
-Nie tylko ty masz zepsute walentynki.Mi nikt..
Taka wstał szybko i zniknął na horyzoncie.Sarafina spojrzała na własne łapy.Nie spodziewała się,że usłyszy kroki księcia.Taka usiadł znów koło niej,splatając z nią ogon.Włożył jej za uszy niebieski kwiat.Brązowy lew uznał,że oczy Sarafiny w blasku księżyca także lśnią błękitem.Ciemnym,niczym niebo.
Sarafina uśmiechnęła się ciepło
-Dziękuję
-Nikt nie powinnien mieć zepsutych walentynek,-odpowiedział Taka,stykając z nią nos w nos,-my także ich sobie nie psujmy.
Lecz Taka nie czuł radości,jego serce dalej wołało za Sarabi.

Sarabi tym czasem,spacerowała dalej w towarzystwie Mufasy.Książe prowadził ją na jedną z łąk,z czego zdała sobie sprawę po pewnym czasie.Niebo już dawno pokryło się granatem,na którym lśniły gwiazdy.Mufasa zatrzymał się,zmuszając do tego samego Sarabi.Lwica spojrzała na niebo i aż zaniemówiła,kiedy mgiełka przebiegła przez gwiazdy,ułożone w gwiazdozbiory.Westchnęła z rozkoszą.
-To jest piękne,Muffy.
Mufasa skinął głową.Lew także spojrzał w niebo,by wypatrzeć ciekawych wzorów.Dojrzał motyla,dwa lwy i..serce.Przypomniał sobie z uśmiechem,jak tata pokazywał mu i bratu gwiazdy.Wiedział,że każdy pisze swoją własną historię.Pochylił się w stronę Sarabi i cmoknął ją w pyszczek.Sarabi i Mufasa w tym samym czasie oblali się rumieńcem,nim znów pocałowali się.Splotli ze sobą ogony,czując przyjemne mrowienie.
Wrócili do Lwiej Skały szczęśliwi.Zarówno dla Mufasy,jak i dla Sarabi,to była prawdziwa,wielka miłość.

Hejeczka! Wkońcu rozdział.. Miał być w walentynki,ale jest..dzisiaj.Tak,przepraszam za takie spóźnienie,ale mam nadzieję,że mimo wszystko wam się spodobał i że nikt nie żygnął tęczą xd
Pozdrawiam!
~Emilka Uru;autorka