sobota, 24 listopada 2018

#39 Umarł król

Uru przeciągnęła się na podwyższeniu. Uniosła głowę. Przed wschodem. Królowa Lwiej Ziemi uśmiechnęła się. Podeszła do syna, który spał blisko wyjścia. Dotknęła go łapą, sprawiając, że się obudził. Mufasa spojrzał na matkę. Przetarł oczy łapą.
-Mamo?
-Chodz ze mną.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Mufasa wyszedł za mamą. Oboje skierowali się w górę skały. Wiatr buchnął w ich twarz, powiał grzywą księcia. Ich kroki zadudniły o twarde podłoże. Już na szczycie- "tronie" -usiedli obok siebie, wpatrzeni w horyzont.

Po raz  kolejny Mufasę zachwycił widok królestwa wraz ze wschodzącym słońcem.
Uru także.
-Synu, pamiętasz co poznałeś na pierwszej lekcji? -spojrzała na księcia uważnie. Nie dała mu czasu na odpowiedz, -Że słońce dla każdego wschodzi i zachodzi. Pewnego dnia ,coraz bardziej bliskiego, przyjdzie dzień, kiedy to ty zostaniesz królem.To wszystko będzie twoje.
-Wiem mamo..
-Poczekaj, daj mi dokończyć,-uśmiechnęła się lekko królowa.Spojrzała na chmurne niebo.Czuła ,jak przodkowie patrzą na nią. Ojciec, matka, brat...   -Mogę cię przepytać?
Mufasa skinął głową, więc Uru podjęła. Wyprostowała się.
-Czym zajmuję się król?
-Strzeże harmonii Kręgu Życia, opiekuję się swoim stadem.
-Majordamus?
-Czyli jak Zuzu,-uśmiechnął się złośliwie Mufasa,-ciągle gadają... nie, no.. żarcik. Dostarczają nam raporty, patrolują ,są ambasadorami na innych ziemiach.
Uru była zadowolona odpowiedziami.
-Lwice polujące?
-Polują,-krótka odpowiedz
-Świetnie, -Uru wstała. Syn także wstał, zaskoczony, że tak szybko poszło. Spodziewał się wielu pytań i jeszcze dłuższej lekcji.
Królowa przejechała ogonem po jego policzku. Zeszła z Lwiej Skały na spacer.

Mufasa odwrócił się, gdy usłyszał ryk, a pózniej kroki. Lwice wyszły na polowanie. Trzepot skrzydeł oznajmij natomiast Mufasie, że Zuzu ma raport. O ironio..  Ahadi wyszedł z jaskini, przeciągając się. Minęły go rozradowane lwiątka. Zuzu usiadła mu na grzbiecie, by zdać wiadomości.

Mufasa odwrócił wzrok, gdy wyszedł z jaskini Taka. Za nim podążała jego Lwia Straż.
-Taka..-zaczął Mufasa, -możemy porozmawiać?
-Pózniej,-burknął brązowy lew, mijając go.
Reszta straży poszła za nim, chodz Jasiri ociągał się.
Mufasa westchnął zrezygnowany. Chciał się pogodzić. Jak mawiała mama, "nie baw się jedzeniem, masz brata.Macie się lubić". Mufasa uznał jednak, że im bliżej byli oboje dorosłości, tym bardziej się od siebie oddalali. A żaden z nich nie potrafił tego zakończyć... a może nie chciał...

Sarafina, Sarabi wyszły niewiele czasu pózniej. Obie zaproponowały wyjście nad wodopój. Książę nie potrafił im odmówić.
***
Czarna lwica przyczupnęła w gęstych krzewach, wpatrzona ciągle w jeden punkt. Oblizała pysk i wysunęła pazury. Jej plan się spełni. Poniesię oczekiwaną zemstę.  Zaczęła przybliżać się coraz bardziej, puki nie rozległ się podniecony głos.
-Uru, chodz na polowanie!
-Z przyjemnością, Hapana!-odkrzyknęła do jednej z mieszkanek stada, biegnąc radośnie w ich kierunku.
Czarna lwica syknęła ze złością i wycofała się, by zaatakować pózniej.
***
Królowa Uru, z przyjemnością wybrała się na polowanie. Uważała to za odstresowujące zajęcie, po ciężkim rządzeniu królestwem. Poza tym, przypominało chwile spędzone z ojcem, lub treningi łowieckie z matką. 
Uru ustawiła się po lewej stronie Hapany. Posłała lwicy pewne spojrzenie. Reszta lwic, czyli szóstka, rozeszła się w innych kierunkach. Celem wszystkich miała paść za kilka chwil antylopa gnu , nie świadoma zagrożenia.
Uru ogonem dała znać Hapanie. Sama powoli zaczęła zbliżać się do zwierzyny. Nie było wiatru. Łapy powoli dotykały ziemi, poruszała się bez gwałtowności. Jej towarzyszka zdążyła już wystawić pazury, obnażyć kły.
Gdy były dość blisko, pozostałe lwice skoczyły. Uru i Hapana zaczekały, aż antylopa gnu przestanie się tak bardzo wiercić, wzbiły się w powietrze, wykonując ostateczny ruch. Lwice posłały sobie zadowolone spojrzenie.
-Świetna robota,-pochwaliła Uru. Westchnęła zmęczona,-Dawno się tak nie bawiłam.
-A widzisz...z  nami zawsze zabawnie,-rzuciła ciemnoruda lwica, trochę przestraszona. W końcu rozmawiała z samą królową. Uru mogła ją wygnać nawet od tak... ale nie. Każdy znał jej łagodność i  mądrość. Przede wszystkim troszczyła się o Lwią Ziemią i Krag Życia- to na pierwszym miejscu.
-Wracamy na Lwią Skałę, co powiecie?-zaproponowała Uru
-A może jeszcze zapolujemy?-pomysł rzuciła złota lwica,-Wyczułam stado zebr
-Dobry pomysł, Kamba,-ucieszyła się Hapana
Pozostałe lwice skineły głową. Zaznaczyły swoje pożywienie i całą grupą ruszyły w dalsze polowanie.
***
-Co dzisiaj robimy?-Taka wszedł do jaskini swojej Lwiej Straży. Zirytował się widząc rozwalone lwy na płaskich kamieniach z leniwym wyrazem pyska.-Ej! Jesteśmy Lwią Strażą do góralka! Powinniście być już na łapach!
-Odkąd wróciła królowa Uru, nic się nie dzieję potrzebującego uwagi,-wytłumaczył Jasiri, siadając,-Więc co będziemy robić? Król Ahadi i Mufasa się wszystkim zajmą.
Na dzwięk imienia brata, Taka zmrużył brwi. Wystawił pazury, ostatnio często to robił.
-My jesteśmy Lwią Strażą, a ja waszym przywódcą-dlatego należy mi się szacunek.
-Ale...to nie jest brak..-najbystrzejszo oki próbował coś powiedzieć, ale Taka mu przerwał machnięciem ogona.
-Ty powinnieneś już dawno powinnieneś patrolować ziemię, Mtazamo.No już.
Mtazamo westchnął, ale wyszedł posłusznie z jaskini. Nguvu przewrócił oczami. Wstał. Taka rzucił w nich gorzkim wzrokiem.

Niewiele czasu pózniej, Mtazamo wrócił do jaskini z wiadomością. Niepokojącą.
-Lwia Straż, mamy problem.
-Co się stało?-Haraka podskoczył od razu rozbudzony.
-Zebry spłoszyły się i pędą teraz w kierunku usypiska skał!-na jednym wdechu ogłosił Mtazamo. Taka spojrzał po swojej Lwiej Straży uważnie.
-Musimy ich odpędzić od usypiska skalnego. Haraka wykaże się w tym zadaniu, pójdziesz pierwszy.Reszta za mną. Lwia Straż  do boju rusza..
-Gdy Lwia Ziemia jej potrzebuje!
Haraka wybiegł pierwszy, za nim Mtazamo, a pózniej Taka z resztą Lwiej Straży, by wykonać kolejny obowiązek.
***
Mufasa leżał pomiędzy Sarabi a Sarafiną. Obie lwice cieszyły się z dnia wolnego.Roszkoszowały się gorącym słońcem. Zazdrościł im, on zaraz będzie musiał zająć się obowiązkami księcia. Spojrzał kątem oka na Sarabi. Miała zmrużone oczy. Miała wpięty różowy kwiatek. Sarafina niebieski. Mufasa pomyślał, kładąc się wygodniej, że Sarabi wkrótce będzie musiała także przejąć ciężąr władzy.Zostanie królową, matką jego lwiątek. Mufasa rozmarzył się. Chciał mieć dużą rodzinę u boku ukochanej.Jak kiedyś rozmawiał o tym z Sarabi, potwierdziła, że też o tym marzy.Zwłaszcza o małym dzielnym synku. A jego najdroższą była Sarabi, był tego pewien.Schylił się, by polizać lwicę za uchem. Rzuciła na niego spojrzenie cynamonowych oczu. 
-Chciałeś czegoś Muffy?
-Nie... tylko powiedzieć, że cię kocham,-uśmiechnął się ciepło.
Przytulili się. Sarafina zazdrościła im tego,że mogli publicznie okazywać sobie uczucia. Ona i jej najdroższy też by tak chcieli. Kiedy Sarabi przytuliła mocniej Mufasę, można by pomyśleć, że wszystko tego dnia upłynie spokojnie.
***
Uru była zadowolona z polowania. Resztę dnia postanowiła spędzić na Lwiej Skale, plotkując ze swoimi towarzyszkami. Ahadi miał akurat wybrać się na patrol graniczny, a Mufasa pójść na lekcje  z matką. Uru pozwoliła mu jednak wybrać się na spacer z jego partnerką.Uznała, że miał już zbyt dużo lekcji i powinnien trochę odsapnąć. Królowa wypatrywała też młodszego syna, ale o nim słuch zaginął.
-Zira tak bardzo wyrosła,-powiedziała Hawa, kładąc się obok przyjaciółki. Reszta lwic zrobiła jej trochę miejsca. Uważnie przysłuchiwały się rozmowie dwóch lwic.
-Bojali uważa, że nie długo powinniśmy wydać ją i Rosę za jakiegoś kawalera
-Mufasa ugania się ciągle za Sarabi,-i chodz powiedziała to trochę kwaśno, na pysk wlał jej się ciepły uśmiech,-O Takę się martwię.Nie wiem, czy dalej spotyka się z Sarafiną. Nie widuję ich razem.
-To może....?-podsunęła Hawa, wpatrując się uważnie w przyjaciółkę.
Uru domyśliła się o co jej chodzi.Brązowa przecząco pokręciła głową.
-Pozwolę im samym dokonać wyboru
-A może masz coś do mojej córki?
-Hawa, jesteś przewrażliwiona,-przewróciła oczami Uru,-Chce tylko by moi synowie sami wybrali swoją miłość ,jak ja wybrałam Ahadi'ego.
-A może takie rozwiązanie nie jest korzystne?-Hawa burknęła pod nosem.Wstała, by odejść. Uru nie zrozumiała jej gestu. Hawa od ostatniego czasu bywała drażliwa. Uru westchnęła, po czym wróciła do rozmowy z resztą lwic.

 Atmosfera była jednak zbyt napięta, więc królowa postanowiła w końcu stanąć na szczycie Lwiej Skały. Spoglądała na swoje królestwo z dumą.
Z dołu dochodziły wesołe głosy należące do Lwiej Straży jej syna. Ulżyło jej.Byli po prostu na misji,z której właśnie wrócili. 
Królowa dalej spoglądała na Lwią Ziemię. Nic się nie działo. Pastwiska były zapełnione przez zebry i antylopy, słońce zajęły wodopój, a ptaki najbliższe drzewa. Dała radę dojrzeć również Rafikiego wracającego z Zuzu do baobabu, chodz jego kształt z tak daleka był rozmazany.
 Coś innego bardziej przykuło jej uwagę. Czarny kształt na granicy, który po chwili zniknął, by znów pojawić się bliżej. Uru syknęła pod nosem. Być może to jakieś zwierzę, ale wolała mieć pewność. Zbiegła po "schodkach" w dół Lwiej Skały, by stanąć na delikatnej trawie, idealnie udeptanej. Następnie puściła się biegiem w stronę granicy.

Uru wystawiała łapy przed siebie, by dotrzeć jak najszybciej na miejsce .Zdyszana zatrzymała się przed samą granicą. Otworzyła pysk, by wyczuć zapach. Poczuła jakiś. Rozejrzała się obok, ale nikogo nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi.
-Jest tu ktoś?
Nikt się nie odezwał, więc lwica postawiła kilka kroków przed siebie, tak, że stała już blisko wody odzielającej Lwią Ziemią od Złej Ziemi. Tylko ci się przewidziało,-pomyślała, odwracając się by wrócić na Lwią Skałę. Miała ochotę zapolować ,ale dla dobra Kręgu Życia nie mogła tego zrobić.
Wtedy ktoś na nią wskoczył i przyszpilił do ziemi. Brązowe futro Uru pokryło lekkie błoto. Lwica walnęła przeciwnika łapą z wystawionymi pazurami. Z sykiem udało jej się odskoczyć i spojrzeć przeciwnikowi prosto w oczy. Zdębiała, kiedy dostrzegła znajomą sylwetkę Digi, jej największego wroga. Ostatnim razem widziały się na wielkiej wojnie,a za pierwszym kiedy ta porwała jej ukochaną córkę.
Warknęła gardłowo.
-Digia... co tutaj robisz?!
Czarna lwica wybuchła głośnym i chrypliwym śmiechem. Uru cofnęła się kilka kroków do tyłu, Digia natomiast kilka do przodu.
-Nadszedł twój koniec Uru. Moja zemsta się dopełni dopiero, kiedy ty umrzesz.Pózniej zajmę się twoim męzem, myślę, że moglibyśmy mieć uroczą córeczkę...
-Nie waż się zbliżać do mojej rodziny,-syknęła królowa
-A co? Obawiasz się ,że mogę zranić twoich synów? Oh, mała słodka Uru, to będzie dla mnie przyjemność.
Uru nie wytrzymała. Wzbiła się w powietrze, by zaatakować lwicę. Wskoczyła na jej kark, a pazury wbiła w brzuch. Digia syknęła .Zamachnęła się, by rzucić z siebie lwice, wykonując gwałtowne ruchy.Uru wbiła się mocniej w jej kark, dopóki Digia nie padła na plecy. Tym samym zwaliła z siebie Uru,  mocniej przyspilając ją do ziemi. Zrobiła tak, by spojrzeć w oczy królowej. Uru ugryzła ją w łapę. W tego Digia zaczęła ją podduszać.
-Raz na zawsze pozbędę się ciebie.

Ahadi w jednej chwili, wskoczył na Digię.Udało mu się ją odepchnąć. Uru ciężko oddychała. Lew podał jej łapę by wstała.
-Wszystko dobrze, kochanie?
-Tak... chyba.... dziękuję
-Wracaj na Lwią Skałę, ja się nią zajmę. Nie mów nic nikomu, to sprawa między nami,-odwrócił się wtedy w stronę Digii. Czarna lwica nie była jednak sama, a z inną lwicą i jakimś lwem.Wyglądał na młodszego, co dawało przewagę. Digia uśmiechnęła się szyderczo.
-Ahadi... najdroższy.
-Nawet mnie tak nie nazywaj. Pozwolę ci się wycofać, a oszczędzisz życie,-wyprostował się.
Digia zaśmiała się gorzko.
-Powiedziałeś Uru co nas łączyło? Że doszło do zbliżenia,-spojrzała w oczy Uru, który zaszły mgłą. Córka Mohatu od razu spojrzała na męża oczekując wyjaśnień. Ahadi też na nią spojrzał.
-Uru... to nie tak. Nigdy cię nie zdradziłem. Przysięgam!
-To ty możesz się wycofać, Ahadi. Ja chce ją!-ogonem wskazała na Uru. Ahadi warknął gardłowo. Zasłonił Uru.
-To musisz najpierw pokonać mnie!
-Skoro chcesz..-ogonem dała znać lwowi, który od razu rzucił się na Ahadi'ego, a za nim lwica. Digia znów ruszyła w stronę Uru. Królowa nie zamierzała się jednak wycofywać, a jedynie przygotowała się na atak.

Ahadi przetoczył się z ciemnym lwem po ziemi. Nieznajomą lwicę natomiast mocno uderzył łapą z wyciągniętymi pazurami. Z lwem było najciężej, dorównywali sobie siłą. Nieznajoma lwica wskoczyła królowi na plecy, a ciemny lew atakował od przodu. I w takiej pozycji walczyli.

Nie daleko, Uru i Digia gryzły się i drapały. Żadna nie zamierzała odpuścić.W oczach Digii widać było czysty mord, gdy atakowała brutalnie królową, tak ,że córka Asali bardziej opadała z sił. Widziała pomału tylko rozmazane plamy. Nieuniknionym więc było to, że z głośnym dzwiękiem , Uru padła na ziemię ciężko dysząc. Digia z krwawym uśmiechem wskoczyła na nią.
-Dobranoc, księżniczko,-szepnęła,-moja zemsta w końcu się dopełniła.
Digia zaatakowała Uru tak, że lwica zaczęła krwawić. W tej chwili ,Ahadi wyrwał się jednak atakującym go lwą ,by rzucić się na Digię. Jednym ruchem, zdołał powalić ją na ziemię ,a zaskoczona lwica tylko chwilę się broniła, nim ten odebrał jej życie.
Uru krzyknęła bezgłośnie, wpatrując się jeszcze zamazanym wzrokiem, jak nieznajomy lew rzuca się w stronę jej męża. Lwica natomiast się wycofała, uznając najwidoczniej,że nie ma po co walczyć.
Ahadi i lew mocowali się długo łapami, ale Uru już więcej nie widziała, gdyż straciła przytomność.

Obudziła się  niewiele czasu pózniej. Głowa ją strasznie bolała, nie czuła własnego ciała. Zdołała jednak sztywno stanąć na łapach i chwiejąc się, podeszła bliżej wody, by się sobie przyjrzeć.Z   wargi ciekł jej święży strumyk krwi, reszta ran była otwarta.
Udam się do Rafikiego.Na pewno coś na to poradzi. Ciekawe, czy na Lwiej Skale się o nas martwią.-pomyślała.
Właśnie wtedy zdała sobie sprawę z tego, że nie widzi złotego futra Ahadiego.Czyżby wrócił na Lwią Skałę bez niej? Nie, on nie był taki. Nie wierzyła w słowa Digii o jego potencjalnej zdradzie. To był jej ukochany. Rozejrzała się szybko po terenie, ale dostrzegła tylko czarne futro należące do Digii. Lwicy nie udało się zabić Uru. Sama leżała teraz martwa. Jej największy wróg już odszedł, czyniąc tyle szkód wokół.

Uru przeszła kilka kroków do przodu, wciąż rozglądając się za partnerem. Do jej nożdzy dotarł zapach krwi, ale brał się od niej. Z ran przecież dalej ciekło. Rozejrzała się jeszcze raz w poszukiwaniu partnera, nim spokojnym krokiem musiała wybrać się w drogę do baobabu.
Zatrzymała się kilka kroków pózniej, widząc złote ciało wepchnięte w wysoką trawę. Musiał biec po pomoc, albo przetoczył się z wrogiem tak daleko.
Pomodliła się w duchu, żeby to nie był on... Tylko nie on!
Gdy podeszła bliżej, jej oczy napełniły się łzami. Nie  był to ten nieznajomy, a jej ukochany partner. Uru zalała się łzami, przypadając do jego ciała. Czarna grzywa zasłaniała pysk, zielone oczy były wciąż otwarte, ale sam lew się nie ruszał.
-Ahadi... kochanie? Proszę, nie zostawiaj mnie!-załkała. Spojrzała na chmury, które zasłoniły słońce. Zbierało się na deszcz.Wrzasnęła.-AHADI!!
-Ciii, będzie dobrze.
Uru szybko spojrzała na swojego partnera, otwierając oczy. To nie on to powiedział, nie ruszał pyskiem. Ale słowa tak ciepłe i podobne rozlewały się dalej. Spojrzała za siebie i wtedy dostrzegła złotego lwa-Ahadi'ego-który błyszczał.Stał się teraz jedną z gwiazd. Uśmiechał się od ucha do ucha, wpatrując się w swoją partnerkę, która usiadła z niedowierzeniem.
-Szkoda, że tak to się zakończyło.
-Nawet nie zdążyłam się z tobą pożegnać,-szepnęła Uru, dalej łkając.
-To jest pożegnanie, najdroższa.Teraz idę spotkać się z moją i twoją rodziną.Naszą.Dziękuję ci za każdą rozmowę, uśmiech, dotyk które były skierowane do mnie.I za nasze lwiątka. Lepszego życia nie mógłbym sobie wyobrazić.
-Nie opuszczaj mnie. Proszę.
-Każdego droga w Kręgu Życia musi dobiec końca. Pamiętasz? Sama mnie tego uczyłaś,-szepnął Ahadi, a jego zielone oczy błysnęły,-Moja dobiegła. Ty musisz zostać, być silna. Jeszcze wiele się wydarzy.Teraz Lwia Ziemia  ma tylko ciebie. Dbaj o nią tak jak robiłaś to do tej pory,-podszedł bliżej jej,-A ja zawsze będę z tobą.
Musnął ją lekko, tak jak skrzydła motyla. Nie czuła tego pocałunku, ale miłość i ciepło ,które od niego biły  wyczuła głęboko w sobie. Następnie Ahadi zaczął znikać, by się na końcu rozpłynąć.
Uru wypatrywała go jeszcze wzrokiem.To musi być sen... proszę.
Usiadła tyłem, by wtulić się w ciało złotego lwa. Przystawiła nos do jego brzucha, wdychając jego słodki zapach. Tym samym zasypiała, chodz dalej płakała.
***
Rozpacz królowej Uru ściskała za serce.Gdy Taka ze swoją Lwią Strażą ją znalezli, byli smutni tym widokiem. Taka zaniósł ciało ojca do Rafikiego, by ten stwierdził zgon, natomiast reszta doprowadziła tam matkę księcia. Rafiki zbadał lwicę. Na szczęście okazało się ,że rany nie są aż tak szkodliwe. Nałożył maść i zalecił odpoczynek, oraz by się nie denerwowała.To ostatnie było jednak godne wyśmiania, bo czekał ją jeszcze pogrzeb.

Gdy Mufasa dowiedział się o śmierci ojca,  był bardzo smutny. Sarabi przytulała go, dając mu pocieszenie i lizała po uszach z miłością. Gdy Sarafina chciała tak samo pocieszyć Takę, ten odsunął ją od siebie.Podobnie postąpił z Zirą. Zamiast ich towarzystwa, wybrał się samotnie na spacer.Szły za nim tylko mieszane uczucia.

Lwice otoczyły opieką Uru. Hawa starała się powstrzymać swój smutek.Pocieszała przyjaciółkę. 
Gdy noc otuliła Lwią Ziemię, a pierwsze gwiazdy migotały na nocnym ,granatowym niebie, Uru z synami:Mufasą i Taką, usiadła najbliżej Lwiej Skały.Reszta lwic zrobiła koło, w którego środku Rafiki wypowiadał modlitwę nad ciałem króla. Na szczęście nie było deszczu, a jedynie jedna chmura zasłaniająca księżyc.
-Ancestors, tahadhari ya simba huyu, ambaye sasa atakuwa mmoja wa nyota.Alikuwa mfalme mzuri, baba na mpenzi.Kuwezesha roho yake kututunza katika miaka ifuatayo, machozi ya simba duniani utampa(dosłowne:Przodkowie, uwaga tego lwa, który będzie teraz jedną z gwiazd, był dobrym królem, ojcem i partnerem, aby umożliwić jego duszy utrzymanie nas w następnych latach, łzy lwów na ziemi dadzą mu)

Rafiki podpalił jego ciało, co oznaczało głęboki szacunek. Tak odbywał się pogrzeb każdego z rodziny królewskiej, kto na to zasłużył. Uru przechodziła z nogi na nogę. Przytuliła obojgu synów. Taka zniknął jednak szybciej niż jego brat i zajął się stadem na Lwiej Skale. Uru i Mufasa czuwali natomiast, póki płomienie ognia nie zgasły.
-Co teraz będzie,mamo?
-Poczekamy aż staniesz się dorosły.Przez ten czas, to ja będę rządzić sama Lwią Ziemią,-powiedziała o dziwo spokojnie lwica.
Zerwał się mocny wiatr, który musnął pysk lwicy. Mufasa zmrużył oczy, czując nagłe zimno.
-Wracajmy już.
-Poczekajmy jeszcze trochę.
Usiedli jeszcze wygodniej.Następną godzinę spędzili w ciszy, wpatrując się w gwiazdy.Jedna błysnęła najmocniej tej nocy.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Urodziny Bloga + Rozdziały Specjalne

Sto lat, sto lat
Niech żyję blogów nam
Bo dziś blog urodziny ma!
Drugi raz, drugi raz,
Świętujemy,
Sto lat!
Niech żyję nam!

Uru, z okazji twoich urodzin, życzę ci, bym nie porzucała weny ,a każdy kolejny rozdział pisała jeszcze chętniej. By sprawy na blogu ułożyły się i żebyś była szczęśliwa ze swoją blogową rodzinką.

Kolejne (2) urodziny bloga i prawdopodobnie ostatnie. Daliście mi świetne pomysły i trudno było mi się zdecydować-wybrałam pomysł z największą liczbą głosów-czyli rozdział specjalny (w tym przypadku 2). Resztę pomysłów możliwe, że kiedyś wykorzystam. Na razie cieszmy się tą chwilą! Uwielbiam świętować urodziny bloga, a Uru obchodzi je akurat wtedy kiedy moja mama. 


Więc jeszcze raz: Wszystkiego naj!


Przechodzimy do specjału...
#1 Król i jego królowa 

Dhahabu nie był może pierwszym królem Lwiej Ziemi, ani nawet jej założycielem, ale prawda była jasna:To on pierwszy postawił na niej łapę z lwów cywilizowanych.Dhahabu był przystojnym lwem, jak na te czasy, a jego ciała nie porastały blizny.Miał złotą grzywę i równie jasne futro.Oczy miał natomiast pomarańczowe, z błyskiem.
Razem z nim, na nienazwaną wtedy ziemię przybyła jego rodzina. Dwie partnerki-Maisha i Mahiri. Pierwsza z nich dała mu trzy córki: Maszę, Uzuri i Vijanę. Mahiri urodziła natomiast dwójkę lewków-Mohatu i Askariego. 

Gdy rodzina po raz pierwszy stanęła na suchej ziemi, początkowo chcieli tylko odpocząć po ciężkiej podróży i coś zjeść. Na nienazwanej ziemi, która nie była żadną potęgą, zwierzęta nie szanowały się. Zebry, antylopy, z pokorą przyjmowały na siebie zły los i nie cieszyły się życiem, będąc na końcu łańcucha pokarmowego. Z kolei większe zwierzęta, przez ciągle kłótnie powodowały poważne kłopoty. Hieny, szakale i dzikie lwy , polowały bez ustanku.

Dhahabu z rodziną skrył się w jednej z małych jaskiń. Lwice chodziły na polowanie, on chronił malutkich jeszcze wtedy synów przed drapieżnikami. Przez to coraz bardziej się męczył. W końcu zdecydował, że aby przeżyli muszą zaryzykować. Dlatego więc, zakradł się do największej ze skał, która widniała na samym środku  nieznanego terenu. Wraz ze swoją rodziną, podstępem zaatakował zamieszkujące tam hieny, po czym wraz z rodziną wprowadził się do nowego domu. Rodzina mogła od tego czasu, w spokoju się wysypiać i polować. Oczywiście do obowiązków Dhahabu dalej należała ochrona rodziny.

W takim środowisku dorastał Mohatu. Lwiak gdy tylko nauczył się ryczeć, wziął sobie za cel ochronę rodziny. Z czasem jednak, gdy grzywa porosła jego sierść, zastanowił się nad sensem mieszkania na tej ziemi.Całe życie miał brać i nie dawać. Jeść ,lenić się i chronić. 
Pewnego ranka, Mohatu wszedł na czubek skały i znudzony przyglądał się horyzontowi.Zaniemówił na widok wschodzącego słońca. Widok był tak piękny (słońce z barwy pomarańczowej, robiło się coraz jaśniejsze) że nie zwrócił nawet uwagi, kiedy rozpoczął się nowy dzień, a sawanna odżyła w swoim rytuale. Może właśnie wtedy lew postanowił coś zmienić. Na lepsze, nie tylko dla siebie.

Dhahabu odszedł jako pierwszy. Nie zdążył zobaczyć, jaki plan przygotował jego syn. Mohatu nie rozpaczał po śmierci ojca. Wiedział, że stał się jedną z gwiazd i to wierzenie dodało mu siły.Spoglądał na granatowe niebo, na którym błyszczały jasne punkciki z nadzieją.

Jego plan zakładał przede wszystkim pogodzenie zwierząt.W tym pomógł mu brat, Askari. Lew zebrał kilku przyjaciół, lwy dzikie mieszkające na granicy i z ich pomocą zawarł pokój ze słoniami, pokonał krokodyle.Odkrył wtedy w sobie niezwykły dar Ryku Praojców i stał się pierwszym przywódcą Lwiej Straży.

Mieszkający w baobabie szaman, Babu, także zapisał sobie część historii.Pomagał rannym zwierzętą, by nie umierały tak szybko.Stał się bliskim przyjacielem Mohatu. 
Droga była ciężka. Pogodzenie zwierząt i nadaniu temu miejscu harmonii mogło trwać wiecznie.Zwłaszcza, że większość zwierzyny nie chciała współpracować, a damska część rodziny wyśmiała jego pomysł.
Mohatu nie poddawał się jednak. Dążył do tego, by spełnić swój plan w całości. Gdy miał chwile zwątpienia, spoglądał w gwiazdy. 
A gdy Mohatu spoglądał na wschodzące słońce, dopadała go myśl, którą pózniej rozwinął: że wszystko umiera i odradza się na nowo, zupełnie jak słońce które wschodzi i zachodzi.

Do Mohatu dotarło, że jeśli chce by zwierzęta żyły w pokoju, a ziemia odżyła, musi pozbyć się hien i szakali. Wygnał więc zwierzęta, gdy te nie chciały przyjąć zmian i osobiście pilnował, by więcej się nie pojawiły. Natomiast dzikie lwice przyjął do swojego stada. Lwą, którzy uszanowali jego władzę min.Lwiej Straży Askariego ,pozwolił zostać na jego terenie.Resztę musiał przegonić.
Następnym krokiem Mohatu, było kontrolowanie praw zwierząt. Babu doradził mu, by znalazł sobie majordamuskę. Mohatu z wahaniem, przyjął na to stanowisko dziobożerkę Zuzu. 
-Jest jeszcze coś..-westchnął wtedy Babu,-By twoja ziemia dalej owocowała, musi mieć nazwę i prawo, którym wszyscy będą się kierować.
-Dziękuję za twoje mądre rady Babu,-powiedział Mohatu z uśmiechem. Już miał odejść, kiedy szaman go zatrzymał.-Coś się stało?
-Wasza wysokość, powinniśmy przeprowadzić twoją koronację i...-zawahał się, nim szepnął,-Powinnieneś przedłużyć ród. Czy jest może jakaś lwica ,która mogłaby zostać matką twoich lwiątek?
Gdyby nie futro, Mohatu zaczerwieniłby się. Zawstydzony warknął na mandryla , szybko opuszczając jego baobab. Nie przejmował się jego słowami, skupił się dalej na swojej ziemi.

Uzuri, zapragnęła całym sercem, by na równi z bratem. By zdobyć to, co on właśnie utworzył. Dlatego zabrała kilka dzikich lwic i razem z nimi zastawiła pułapkę na syna Dhahabu. Mohatu nie spodziewał się ataku. Chodz pokonał z łatwością lwice, na jego ciele otworzyły się świeże rany. On sam poczuł głęboki żal do siostry, którą był zmuszony przegnać.
Uzuri nie rozpaczała tak bardzo, jak płonęła w niej wściekłość. Wraz ze swoimi lwica zamieszkała obok nienazwanej ziemi, na zniszczonym terenie, gdzie wcześniej przegnał hieny. 

Kilka dni pózniej, Mohatu poprosił Zuzu ,by wezwała pod skałę wszystkie zwierzęta. Babu także się tam pojawił i oficjalnym tonem mianował Mohatu na króla. Młody władca, po tym jak potężnie zaryczał i przyjął ukłony, ogłosił, że ziemia będzie nosić nazwę Lwia Ziemia i wszyscy będą żyć tu w harmonii. Zwierzyna ucieszyła się ogromnie, rozeszła się powoli.
Mohatu przemilczał jednak kwestię prawa, nie wiedział czym mają się kierować. Pozostała jeszcze inna kwestia: partnerka.

Druga siostra Mohatu, Vijana zdecydowała się zamieszkać na Rajskiej Ziemi-również świeżej jak jego własna. Miała tam zostać żoną króla.Obiecała więc bratu wieczny pokój.
Ostatnia z sióstr, Masza, obrała sobie za cel zdobycie serca Mohatu. Chciała być nie tylko królową, ale i matką słodkiego,silnego lwiątka.
Pozostałe lwice zamieszkujące lwią skałę ,także skupiły swoją uwagę na młodym królu, chcąc zdobyć jego serce.
Mohatu zabawiał się z nimi uczuciami, ale nie poczuł nic.Z żadną z nich nie łączyła go więz. Pod naciskiem Babu, musiał jednak podjąć decyzję.

Gdy decyzja o wyborze żony, stała się nie do zniesienia i równie gorzka, Mohatu udał się do niewielkiej jaskini zamieszkiwanej przez jego brata i poprosił Askari'ego na słowo.
-O co chodzi bracie?-spytał Askari, zajmując miejsce obok niego nad wodopojem. Zwierzęta obecne tam, oddały pokłon Mohatu, co wywołało na jego pysku uśmiech.
Po chwili on zgasł.
-Askari, muszę poprosić cię o przysługę,-brat poruszył się niespokojnie oczekując na dalsze słowa króla. Mohatu westchnął,-Chce byś przejął rządy nad Lwią Ziemią.
-Co?! Przecież dopiero co zostałeś królem? Co ci odbiło?!-Askari zamrugał kilkukrotnie, nie rozumiejąc. Mohatu co jak co, ale nigdy się nie poddawał. Poza tym naprawdę dobrze szły mu rządzy.
-Chodzi o... partnerkę,-zawahał się brązowogrzywy.-Muszę opuścić Lwią Ziemię, by udać się ścieżką łatwą. Nie mogę żyć pod presją.
-Z powodu lwicy?-zakpił Askari
Bracia byli może podobni jeśli chodzi o charakter, ale różnili się wyglądem. Askari miał czerwonągrzwę, a Mohatu brązową. Obaj mieli jasne futra , chodz to młodszego z braci było ciemniejsze. 
-Nie. Chce by moje życie było łatwiejsze, muszę odbyć tą wędrówkę,  znalezć cel.
-Ale... kiedy go znajdziesz, wrócisz tutaj?-spytał lew
-Tak... daj mi góra cztery miesiące. A gdy wrócę, możesz oddać mi tron, lub na nim pozostać.
Askari zawahał się. Na pysk nasunął mu się smutny uśmiech.
-Nie zawiodę cię bracie.
Kiedy tylko to powiedział, Mohatu krótko go przytulił, następnie puszczając się biegiem w stronę granicy.

Gdy tylko ją przekroczył, spadł mu z barków wielki ciężar ,który dzwigał właściwie od początku. Nie zawrócił , a biegł dalej przed siebie, chodz łapy bolały go od twardej gleby. Zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, a oddech był nierówny. Czuł suchy wiatr buchający w jego grzywę. Lew zatrzymał się, gdy dobiegł do kanionu, który postanowił przekroczyć, pomimo gorącego słońca.

Długa wędrówka przez kanion okazała się na tyle męcząca, że Mohatu musiał odpocząć.Pomyślał, że może odwiedzić Rajską Ziemię , zapytać o rady i pozdrowić siostrę. Gdy jednak  ta myśl pozwoliła mu wstać na łapy, upadł.
Usłyszał stłumiony śmiech, więc rozejrzał się wokół siebie. Zbliżała się do niego jasnozłota lwica, której oczy połyskiwały jasną zielenią. Nos miała różowy. Mohatu zaniemówił na jej widok, nie zdołał się odezwać, kiedy usiadła obok.
Lwica jednak wykonała to za niego.
-Potrzebujesz pomocy?
Duma nie pozwoliła mu przytaknąć.
-Nie...
-Aha.-wzruszyła ramionami,-Pomyślałam, że jest ci na tyle gorąco, że chcesz ochłodzić się w naszym stadzie.
Mohatu zmusił się by usiąść. Spojrzał lwicy głęboko w oczy. Ona także na niego spoglądała.
-Jak daleko jestem od Lwiej Ziemi?
-Lwiej Ziemi? Nie znam. Mogę cię jednak zapewnić, że dawno już znalazłeś się na ziemiach dzikich. Masz szczęście, że nie spotkałeś jadowitych węży, czasem tutaj przebywają.
-Mogę jednak zmienić zdanie,-uśmiechnął się Mohatu,-Muszę się napić. Jak daleko leży twoje stado?
-Nie daleko. Nie lubią jednak obcych,-uśmiechnęła się kpiąco lwica,-Dlatego pozostaw mi przekonanie ich, że nie stanowisz zagrożenia.
-Jesteś tego pewna?-uniósł wysoko jedną brew
Lwica zachichotała.
-Jesteś łagodny jak kulawa antylopa
Mohatu nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Zachęcony przez lwicę, wstał i udał się za nią nieznaną drogą.Ich kroki odbijały się głucho o ziemię.
-A tak wogóle, jestem Mohatu.
-Asali,-odpowiedziała lwica, nie odwracając się w jego kierunku, w pełni skupiona na drodze.

Asali miała racje. Droga do jej stada okazała się krótka. 
Niewielka grupa lwów, zamieszkiwała ten kanion, stłoczeni w jedną grupę.Część z nich piła z niewielkiego strumienia obok skalnej półki, natomiast reszta jadła kości bądz leniuchowała.
-Patrol zakończony,-Asali odezwała się na tyle głośno, że wszystkie oczy spojrzały na nią. Pojawiło się w nich zaciekawienie jak i wrogość.-Znalazłam tego lwa wykończonego, zaprowadzę go do lidera.
-Dobrze, tylko pamiętaj o zasadzie,-uniosła wysoko głowę brązowa lwica z paskiem na głowie,-Przybłędy zabijamy.
-Rozumiem Zauditu,-minęli stadko bez słowa, kierując się dalej. Wtedy Asali szepnęła,-To moja siostra, jest trochę marudna.
-Naprawdę zabijacie przybłędy? nawet lwiątka?-spytał zaskoczony Mohatu, zastanawiając się, czy kości które jedli, na pewno należały do antylopy bądz zebry.
Asali skinęła głową.
-Tak, ale...
-Ale.
-...niektórzy nie uznają tej zasady,-Asali zatrzymała się, zmuszając nowo poznanego do zrobienia tego samego,-Na przykład ja.Wymyśliłam swoją własną zasadę:Krąg Życia.
-Krąg...co?-Mohatu zaciekawiony usiadł, zachęcając Asali by zrobiła to samo. Lwica ustawiła się wygodnie, chrząknęła, by kontynuować.
-W Kręgu Życia każde zwierzę niesie ze sobą coś wyjątkowego. Od mrówki po antylopę. Gdy my lwy, władcy sawanny umieramy stajemy się trawą, którą pózniej zjadają antylopy bądz zebry,-spojrzała na swoje łapy,-Myślisz, że jestem głupia, prawda?
-Skąd,-Mohatu przecząco pokręcił głową,-Uważam, że masz sporo racji. Wszyscy jesteśmy złączeni w Kręgu Życia.
Asali podniosła na niego wdzięczne spojrzenie.
-Dziękuję, Mohatu. Prawdziwy z ciebie przyjaciel.

Asali trochę już wolniej zaprowadziła go do lidera, mieszkającego w ogromnej jaskini, do której przechodziło się szczeliną.
-Liderze?-zawołała lwica, a echo uniosło się od pustych ścian. Mohatu pojawił się u jej boku i z  zaskoczeniem zobaczył lwa, ułożonego na trawiastym posłaniu. Ten podniósł na niego krwiste oczy.
-Córko, kto to jest?
-To Mohatu liderze. Z jakiejś Lwiej Ziemi, przychodzi by się nawodnić i odpocząć.
-Asali..-lider usiadł, a Mohatu zauważył, że jest naprawę umięśniony. Przełknął ślinę, nie chcąc z takim walczyć,-..wiesz jakie mamy zasady.
-Zrób wyjątek, proszę
Lew zawahał się, ale w końcu uległ i zgodził się, by Mohatu pozostał w stadzie, o ile upoluję coś dla niego. 
Lwioziemiec nie tracąc czasu, udał się na polowanie. Asali pokazała mu kilka przydatnych ruchów i lew zdołał upolować zebrę, która wystarczyła.
Odkrył także, że naprawdę lubi towarzystwo Asali.
Poprosił ją by mu dzisiaj towarzyszyła. Przegadali wiele czasu, ciesząc się swoim towarzystwem i historiami. Oczywiście, pozostałe lwice w stadzie, także postanowiły poznać nieznajomego im dawniej lwa. Mohatu z uśmiechem przyjmował komplementy.

Spędził w Stadzie Kanionu ponad tydzień. Z nimi wstawał i polował. Spędzał dużo czasu z Asali, która uczyła go i rozśmieszała. 
Spotykali się zawsze w tym samym miejscu, ale pewnego dnia nie przyszła. Mohatu zaniepokoił się i postanowił ją poszukać. Oddalił się więc od stadka, wiedząc, że jest ryzyko, że może go z powrotem nie odnalezć.  Znalazł świeży trop Asali, za którym podążył.
Znalazł ją niewiele czasu pózniej, gdy sprzeczała się z jakimś lwem. Mohatu zawarczał ostrzegawczo , widząc agresję. Nieznajomy także go dostrzegł.
-Ty jesteś Mohatu?!-podszedł do niego szybkim krokiem, gdy brązowogrzywy skinął głową,-Masz dać spokój MOJEJ partnerce. Zrozumiano?!! Asali jest moja i kropka!
-A kim ty w ogóle jesteś, żeby mówić o niej w ten sposób?!-syknął Mohatu
Nieznajomy lew wyprostował się.
-Jej partnerem, mamy się niedługo pobrać, jak nakazał lider,-wystawił pazury,-Więc odczep się od MOJEJ lwicy! Albo pożałujesz..
-Nie jestem twoja, Scar, -syknęła Asali, jeżąc wrogo futro.
-Chcesz walczyć,-Mohatu wyprostował się, -To będziesz walczył.Jeśli ja wygram, Asali zostanie moją partnerką i dasz jej spokój, jeśli ty, ja się wycofam.
Asali otworzyła pysk by zaprotestować, ale Scar już potwierdził swoją zgodę. Oboje z Mohatu rzucili się na siebie, ostrymi pazurami raniąc swoje boku, a kłami gryząc się z nienawiścią. Kilka kropel krwi spadło na ziemię, gdy lwy mocowały się bez litości.
Niektórzy członkowie stada, za hałasem, pojawili się ,by obserwować potyczki dwójki lwów. Asali wierciła się niespokojnie, obserwując tą krwawą walkę. Mohatu i Scar nie przestawali się bić, drapać i gryzć. 
W końcu jednak, ku zadowoleniu stada, Mohatu powalił ostatkami sił ciemnego lwa na ziemię, przyszpilając go pazurami.
-Koniec.
Scar syknął ostrzegawczo, ale posłuchał. Wlokąc ogon po ziemi, wycofał się.  Mohatu więc odwrócił się do Asali, przepraszająco upuszczając głowę. Asali była wściekła.
-Jak mogłeś decydować za mnie?! Za kogo się uważasz?! A gdybyś przegrał?!
-Przepraszam Asali.Byłem pewien zwyciężtwa i nie chciałem, żebyś musiała być w związku którego nie chciałaś.
-I niby to ma być usprawiedliwienie?!-prychnęła Asali,-Jeśli myślisz..
-Przepraszam cię. Nie zamierzam być twoim partnerem, wbrew twojej woli. Jesteś dla mnie świetną przyjaciółką i chciałem ci tylko pomóc. Nie zmuszać, bo nigdy bym nie okazał wobec ciebie braku szacunku. Jesteś piękną i mądrą lwicą, której wolność należy się należycie. Wybacz, za moje słowa i wyzwanie które rzuciłem.
-Jest... jest okey. Ale to był ostatni raz,-powiedziała Asali.
Oboje z Mohatu odeszli by dołączyć do stada, dalej łączyła ich przyjazn.

Asali z biegiem dni zaczęła coraz bardziej rozmyślać o tym, że z Mohatu naprawdę wiele ją łączy, ale czy to wystarczy by ich związek przetrwał?
Tym czasem miesiące mijały i Mohatu wiedział , że musi wracać na Lwią Ziemię by znów zostać jej królem. Wiedział już, że Krąg Życia będzie tym, co jego ziemia będzie znała i szanowało. To powinno raz na zawsze przeszkodzić konfliktom. 

Z żalem zawołał do siebie Asali.
-Idę podziękować liderowi za gościnę, muszę...  muszę już wracać do siebie.
-Jak to? -Asali wybałuszyła oczy zdziwiona,-Myślałam, że nie masz domu.
-Mam. Lwią Ziemię. Jestem jej królem ,tylko szukając własnej drogi musiałem ją zostać pod władzą brata. Już czas bym wrócił i dalej się nią opiekował, to mój obowiązek, zwłaszcza teraz.-pochylił się i polizał Asali za uchem,-Dziękuję ci za wszystko.Nigdy o tobie nie zapomnę.
Szybko wycofał się, by udać do jaskini lidera.
Gdy już wracał, gotowy udać się we własną drogę, zauważył łkającą Asali, która na jego widok, wytarła łzy i rzuciła się na niego, powalając lwa na plecy.Polizała go w policzek, a Mohatu poczuł niezwykłe ciepło ,które go ogarnęło.
-Kocham cię, Mohatu.Proszę, nie zostawiaj  mnie samej.
Mohatu polizał ją w policzek.
-Ja także cię kocham, miodku. Czy zgodzisz się więc zostać moją partnerką i zamieszkać ze mną na Lwiej Ziemi?
Asali nie wahała się.
-Tak.

Mohatu i Asali wspólnie pożegnali stado i przytuleni do siebie odeszli. Gdy po długiej wędrówce, przystąpili próg Lwiej Ziemi, Mohatu dopadła miła myśl, że znalazł to czego szukał. Opuścił swoje królestwo sam, a wrócił z kimś tak mu bliskim.
Spojrzał w oczy Asali.
-Gotowa najdroższa?
-Oczywiście,-jasnozłota polizała go w policzek. Powolnym krokiem udali się do wodopoju, a pózniej prosto na Lwią Skałę.

Mohatu nie spodziewał się radości, która go tak czekała. Lwice rzuciły się na niego , dziękując ,że wrócił. Dopiero gdy się uspokoiły, a uśmiech na pysku Mohatu zniknął, opowiedziały mu co się stało. Askari zmarł, tak jak jego Lwia Straż. Działo się to przed miesiącem i ziemia znów chyli się ku upadkowi. Do tego jego siostra Masza, również zmarła rodząc córeczkę, Zarrę. Potrzebny był król.
Mohatu westchnął smutno, ale musiał przejść przez żałobę pózniej. Przedstawił stadu Asali, którą od razu wszyscy polubili, przez jej dobroć.Król Mohatu wezwał do siebie Babu , który ogłosił Asali nową królową. 
Stojąc u boku partnerki Mohatu zyskał siłę. Oboje zajęli się swoim królestwem, by według Kręgu Życia, znów zapanował w nim spokój.

Po upływie pięciu miesięcy, ziemia była znów bezpieczna, a Mohatu i Asali z dumą wpatrywali się w swoje potomstwo. Pierwsze ich dziecko, synek, otrzymał imię Chaka. Natomiast niewiele młodsza córeczka, otrzymała imię Uru. I wtedy jeszcze szczęśliwi rodzice nie wiedzieli, że spokój dobiegł końca, a ich mała Uru zapiszę się w historii ,jako najpotężniejsza królowa Lwiej Ziemi.

#2 Chaka
Na specjalne zamówienie :)

Otaczała go zimna, gęsta mgła, ale on się nie obawiał. Nigdy nie bał się nieznanego i to właśnie zmusiło go tego dnia, do pójścia na niebezpieczną Złą Ziemię, z której nie wrócił w końcu żywy. Wtedy , gdy jego ciało głucho obiło się o ziemię krwawiąc, lewek wiedział ,że także pożegnało go z rodziną. Czułą i mądrą mamą,Asali, oraz silnym ojcem Mohatu. Nawet za siostrą tęsknił ,chodz Uru działała mu często na nerwy. Przypomniał sobie dzień jej narodzin i wszystkie zabawy ,które razem odbyli.

Chaka, książę Lwiej Ziemi, następna tronu. -ostatni raz powtórzył sobie te słowa, nim zaostrzona mgła bardziej go pokryła. Zauważył wtedy, że jasne futro ciemnieje, a grzywa robi się gęsta. Chaka myślał, że pozostanie lwiątkiem, ale łapy wydłużyły mu się i lew mógł się domyślić, że tutaj był już dorosłym. Dostał też jak za sprawą  szybkości kropel deszczu mądrości, której nie posiadł nawet mądry szaman Babu. 
Jego ciało błyszczało wszystkimi gwiazdami, a oczy odbijały zachodzące słońce.

W końcu ukazała się przed nim sadzawka, z której napił się. Woda była w sam raz, więc ośmielił się wziąść jeszcze kilka łyków. Rozejrzał się niespokojnie dookoła siebie. Gdzie tak naprawdę się znajdował? Czy tak właśnie wyglądała śmierć? Był jedną  z gwiazd?
Jak na zawołanie, chmurna ziemia rozstąpiła się.Chaka zauważył swoją siostrę, bawiącą się delikatnie ze swoim przyjacielem, złotym lewkiem Ahadim. Dalej widział obserwującego królestwo ojca i matkę polującą z resztą lwic. O dziwo, jej futro ,zwykle czyste, było teraz pozlepiane. Chaka westchnął ciężko.
-Jesteś gotowy?
Usłyszawszy za sobą głos, odwrócił się. Przed nim stała jasna lwica, o płomiennych oczach.Uśmiechała się miło, co dodało mu otuchy, by skinąć głową. Ruszył za nią, cały czas oglądając się za siebie.
O dziwo mgła opadła, znalazł się teraz na niebiańskiej sawannie, gdzie trawa była miękka, a zwierzyna nieskończona. Nie czuło się głodu, woda spływająca z wodospadu lśniła, a otaczający go najbliżsi dawali poczucie bezpieczeństwa. 
Chaka nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
-Kim jesteś?
-Jestem Masza, jedna z sióstr twojego ojca,ale ty pewnie mnie nie pamiętasz. Zmarłam zanim się urodziłeś, pozostawiając po sobie jedynie córkę.
-Czy... czy tęsknisz czasem?
Lwica zatrzymała się, by na niego spojrzeć.
-Jak mawiał mój brat, słońce wschodzi i zachodzi. Zostaw przeszłość za siebie. Zapewniam cię, że tutaj rozpocznie się twoja nowa ścieżka.
Lew jej posłuchał.
Opuścił lwicę, by podejść do swojego dziadka i wujka. Niemal od razu zaczęli prowadzić ożywioną rozmowę.

Przez następne dni, które płynęły tutaj znacznie wolniej i spokojniej, Chaka poznawał nowy świat, tym razem jako duch. Tutaj nic się nie działo niebezpiecznego, a polowania nie były potrzebne. Tak więc, cały czas się albo rozmawiało, albo leniuchowało, spacerowało, wspominało. Chaka znalazł też nowy pomysł na spędzanie czasu. Formował z gwiazd kształty, pilnował by słońce wstawało, a deszcz spadał. Do tego bawił się chmurnymi obłokami. Nie nudził się więc, a reszta lwów go podziwiała.

Gdy nadszedł odpowiedni czas, Chaka wkroczył do lśniącej sadzawki, z której przetransportował się na ziemię. Podszedł do dobrze znanej sobie brązowej lwicy, by szepnąć wraz z wiatrem.
-Witaj, Uru.
Od tego momentu, stał się Duchowym Przewodnikiem jedynej siostry, którą tak naprawdę zawsze kochał. Przestał też żałować, że akurat tamtego dnia zapuścił się na niebezpieczną wyprawę, zrozumiał ,że Uru  będzie o wiele lepszą królową, a on powinnien jej tylko pilnować i doradzać.

Z resztą Uru miała nie tylko jego, ale także ojca , matkę i przodków, którzy zawsze gotowi byli przybyć z pomocą, nie tylko jako gwiazdy dające jasne znaki szamanowi.

Moje życie było dobre. Ukochany syn matki, książę znający pychę, odważny jak ojciec.Brat Uru, królowej idealnej. Nie żałuję tamtego dnia, ona jest lepszą królową, niż ja kiedykolwiek bym był. Zawsze ufałem Kręgowi Życia, aż do dnia, kiedy ten mnie odebrał. Wtedy na chwilę straciłem nadzieję, nim pojawiło się w gęstej mgle światełko. Taki był mój los, zostałem stworzony by chronić.Jestem gwiazdką co błyszczy jasno.

Niepokoi mnie bardzo zachowanie mojego siostrzeńca, Taki. Jego serce pokrywa zbyt mocna zazdrość, nie myśli racjonalnie patrząc na własnego brata. Zadaje się z hienami, tymi najgorszymi. Do tego odkrył w sobie Ryk Praojców -głupi Askari wybrał sobie go, a nie Mufasę, chodz ten jest drugi z rodzeństwa. Mógł też dać go Themie, żałuję, że odeszła. Nie byłaby może dobrą królową Lwiej Ziemi, tak jak swojej własnej  ,ale dałaby stadu siłę i nadzieję. Mufasa jest za to idealnym kandydatem na to stanowisko, będę go wspierał w tej ciężkiej drodze. Do mojej siostry mam tylko jedną prośbę, by nie porzucała tego co uważa za słuszne.

Dla Chaki każdy dzień był taki sam, a jednak ta monotonna harmonia, była dla niego radością. Cieszył się ,że jest blisko rodziny, szanował mądrość którą posiadł, a także odnalazł hobby, które za życia nie były możliwe.
Brat Uru obserwował Lwią Ziemię z góry, razem z nią przeżywając upadki,owocowanie,susze,wojny,narodziny.To właśnie on, pokierował Rafikim w stronę Lwiej Ziemi. 
Może i nigdy nie zostanie zapamiętanym takim jakim jest teraz, może o nim zapamną, ale on nie przestanie. Poczeka cierpliwie, aż dołączy do niego siostra i reszta rodziny. Tak, Chaka teraz był naprawdę sobą. I był z tego dumny oraz szczęśliwy.


Uru:Dziękuję wam za wszelkie życzenia i przeczytanie tego postu. Moje urodziny dobiegły już końca.Liczę,że nie jesteście zawiedzeni. Wracam na Lwią Skałę.Nowy rozdział powinnien ukazać się jeszcze w tym tygodniu. Dziękuję, że jesteście. To dzięki wam, mogę obchodzić teraz drugie urodziny :)