piątek, 17 sierpnia 2018

#36 Rafiki

Uru wtuliła się w grzywę Ahadiego. Poczuła jak lew delikatnie przesuwa językiem za jej uchem.Uśmiechnął się smutno,kiedy na niego spojrzała.
-Jesteś pewna?
-Potrzebujemy wody i jedzenia.Wrócę ,jak coś znajdę.Obiecuję,-Uru odwzajemniła uśmiech.
Teraz podeszła do synów.Mufasa rozumiał matkę, ale strasznie będzie tęsknił.Przytulił się do lwicy.Uru polizała go za uchem.
Teraz stanęła naprzeciwko Taki.Brązowy też ją przytulił.
-Powinienem ruszyć z tobą.Potrzebujesz obrońcy
-Lwia Ziemia także, a wiem,że ty o nią świetnie zadbasz,- szepnęła ,tylko do Taki.Polizała go za uchem.
Spojrzała jeszcze na Ahadiego.
-Opiekuj się nimi.
Brązowa królowa obeszła wzrokiem stado i daleką sawannę.Westchnęła ciężko.Tam czekało na nią nieznane,ale także misja.
Lwica poderwała się do biegu,by jak najszybciej znaleźć się na granicy.
Biegła.
*
Minęło kilka dni ,od odejścia Uru.
Lwica jeszcze nie wróciła, chodź Ahadi codziennie ją wypatrywał.
 
Czuł się bezsilny,gdy Lwia Ziemia powoli umierała. Słońce grzało za gorąco,więc wysychały wody.Został jeden wodopój, o którego co dzień rozgrywały się boje.
Gepardy na lwy , nosorożce na słonie , antylopy na zebry ,krokodyle na krokodyle ,gepardy na gepardy- i tak co dzień.
Spory prowadziły do tego,że Krąg Życia pękał..
 
Lwia Straż Taki robiła co mogła ,by temu przeszkodzić ,a Książę czuł wielką dumę.
 
Mufasa uczęszczał na  lekcje rządzenia, w wolnym czasie pomagał ojcu w rządzeniu królestwem.
*
Rafiki podróżował wiele godzin.Był przegrzany i zmęczony.Szuszyło go pragnienie.Rozejrzał się dookoła.Lwia Ziemia była w poważnych tarapatach.W oddali widział zwierzęta kłócące się nie tylko o wodę,ale także pożywienie i przestrzeń.
Mandryl westchnął i wykonał kilka kolejnych kroków, kiedy koło niego wylądował ptak.
-Wyglądasz na zmęczonego.Dlaczego nie odpoczniesz w cieniu?
-Chciałbym panno..eee...panno...
-Zuzu się nazywam.A ty jesteś?
-Rafiki,-ukłonił się mandryl
 
 
Podążył za majordamuską w stronę wysokiej skały. Za nimi rozległ się wesoły głos.
-Obiad! -trzy małe hieny szły w ich  stronę.
Rafiki cofnął się , wymachiwał swoją laską,na której końcu znalazły się owoce.
Rozległ się ryk.
-Królu Ahadi, na szczęście! -westchnęła Zuzu
Złoty lew zeskoczył blisko nich,obok lwa ustawiła się dwójka nastolatków.
Taka spojrzał na hieny ,dał im znak ,by odbiegły.
-Co cię sprowadza na Lwią Ziemię?-spytał Ahadi mandryla
-Jestem Rafiki i poszukuję wiedzy.Wiem jak leczyć ,znam mity ,legendy i afrykańskie cele każdego stworzenia.
-Ekscytujące,-ziewnął Taka
Ahadi posłał mu spojrzenie
-Także byś wiele wyniósł z takich lekcji
Zwrócił się do Rafikiego.- Chciałbym z tobą porozmawiać o naszych kłopotach.Może znajdziesz rozwiązanie.
 
Mandryl ruszył za lwem w stronę kamiennych schodków.
-Moja żona, Uru ,wyruszyła na poszukiwanie wody i żywności
 
Ahadi i Rafiki, gdy byli już wewnątrz jaskini ,bardzo długo rozmawiali.
Król zaproponował mandrylowi nocleg ,a zmęczony Rafiki przystał na propozycję. Ułożył się .
-Lubię obserwować gwiazdy i rozmawiać z duchami przodków,-rzekł Rafiki,kierując się do Mufasy.
Złoty leżał obok niego.Podniósł głowę.
-Rozmawiam ze starymi królami, którzy żyją wśród gwiazd
-Twój brat też to robi?- zapytał Rafiki.,-Jeszcze go nie ma w domu.
-Nie, -odpowiedział Mufasa.-Taka nie lubi robić wielu rzeczy. On i mój ojciec się nie dogadują
Mufasa westchnął
-Kiedyś byliśmy sobie bliżsi.Teraz nawet nie wiem,czy mnie lubi
-A czy ty go lubisz?- spytał Rafiki.
-On jest moim młodszym bratem.-Mufasa westchnął.-Rozejrzę się za nim.
Ten nocy Rafiki spał jednak niespokojnie.
Obudził się,kiedy coś zaszeleściło. Okazało się ,że to Kobra.
Mufasa także się przebudził.Wpatrywał się teraz w Rafikiego.
Mandryl przepędził łatwo kobrę, czym zyskał jeszcze większe uznanie w oczach starszego z książąt .Po chwili oboje zasnęli spowrotem.

Następnego dnia ,Rafiki podążył za Ahadim. Zwierzęta od razu podbiegły do króla.
Ale gdy przybył, Ahadi stał naprzeciwko przeróżnych kryzysów. Żyrafy, zebry, guźce i inne zwierzęta, krzyczały, stąpały stopami i narzekały. Mufasa siedział u boku ojca. Taka leżał na ziemi, kilka kroków dalej.
-Dzięki żyrafom nie pozostało już prawie żadnych liści,- oznajmiła antylopa.
-One są zachłanne,-powiedziała zebra.-Są długie to je skróćmy!
-Nie wszystko jest czarno białe,-rzekła żyrafa. Wskazała swoim nosem w powietrzu. -My też musimy jeść.
-Co z wodą?- warknął lampart. -Jest tylko jeden wodopój, a Boma i inne bawoły afrykańskie nie dopuszczają mnie do niego.
Zdenerwowany struś wyrywał sobie pióra.-Co z tymi paskudnymi hienami? One przerażają mnie i moje dzieci.
-To prawda,-powiedział znajomy głos. Rafiki podniósł wzrok i zauważył Zuzu siedzącą na drzewie. -One atakują wszystko co się rusza. Małpy, bąkojady, springboki, gazele, …
-Asante sana, dziękuję Zuzu,- rzekł Ahadi. -Zajmę się hienami..
-Kiedy?-zapytał struś.-One się czają tylko wokół źródeł żywności które mamy.
-Natychmiast,- zadeklarował Ahadi.
-Och, ojcze drogi, – Taka oglądał swoje pazury –nie obiecałeś zabrać mnie, eee, Mufasę i mnie na polowanie tego ranka?- Taka spojrzał na strusia po czym oblizał policzki.
-Tak, obiecałem,-oznajmił Ahadi.-Ale obawiam się, że to będzie musiało poczekać.

Taka się zerwał na łapy.
-Jestem zmęczony czekaniem!-warknął.-Zawsze pojawia się coś ważniejszego gdy masz mnie gdzieś zabrać!
-To nie prawda!- stwierdził Ahadi.-Poza tym, bycie królem zobowiązuje do wielkiej odpowiedzialności.
 Ahadi spojrzał na Mufasę.
-Twój brat wydaje się rozumieć te sprawy.
-Mufasa zgarnia całą uwagę!-wykrzyczał Taka.-Bo przecież ulubieniec tatusia zamierza zostać kolejnym królem.
-Uważaj jak się do mnie zwracasz,-Mufasa ostrzegł brata.
-Co z naszymi problemami?-zawołała papuga.-Co w sprawie jedzenia i wody? To nie ważne kto założy koronę jeśli umrzemy z głodu!
Paplanina przeszła dalej jakby wielka ściana hałasu. Ahadi odrzucił głowę w tył i ryknął, „Dość!” Wszyscy zamilkli.
-Zrobię co mogę w sprawie hien,-oznajmił Ahadi.-Ale nie mam kontroli nad pogodą. Nie przywołam deszczu. Uru poszła szukać nowego źródła wody i żywności dla nas. Musimy być cierpliwi do czasu, aż ona powróci.
Ahadi spojrzał na Takę.
-A ty zajmij się swoimi obowiązkami. Przesadzasz ,synu
-Złamałeś swoją obietnicę,-powiedział Taka. Jego oczy płonęły. Rafiki był pewny, że zacznie ryczeć na cały głos.
Ale gniew zniknął jak chmury przy słońcu. Taka uśmiechnął się i zwrócił do Mufasy.
-A co by było gdyby w zamian poszedł z tobą? To lepsze niż nic. Będziemy mieć trochę zabawy. Prawdziwej zabawy.
 Roześmiał się.
Rafiki nie lubił śmiechu Taki. To tak jakby miał jakąś straszną tajemnicę.
-Zgoda- powiedział Mufasa.
-Dobrze,-rzekł Ahadi.-Teraz zobaczę co z tymi hienami.
Ahadi podążył w swoją stronę.

-Załatwię sprawę z bawołami,-mruknął do siebie Taka, gdy wracali z polowania z bratem. Mufasa szedł pewnie.Miał przecież później spotkanie z Sarabi.
Taka wlókł się za nim.
Nie zamierzał zawiadamiać ani ojca, ani swojej lwiej straży.
Podszedł do bawoła ,którego znalazł szybko.Rozprawi się z nim tak,jak książę potrafi.

Nie wiedział,że jest obserwowany.Rafiki spoglądał na niego.Odwrócił się .Musiał coś zrobić, nim będzie za późno.

Taka faktycznie wywołał duży gniew u bawoła, który już chciał go zaatakować ,ale Taka zdążył zerwać się do ucieczki. Bawół pobiegł za nim.
-Taka!-krzyknął Mufasa, gdy zauważył brata.
Rzucił się ,by mu pomóc.
Rafiki już dawno biegł po Ahadiego,gdzie kolwiek lew teraz był.

Kiedy tylko Taka zobaczył Mufasę ,pomyślał,że bawół może go zranić.Wtedy Taka jako najprzystojniejszy zdobędzie najlepszą lwicę w stadzie!
Przypomniał sobie jednak,że mimo wszystko są braćmi.

Bawoły zdeptały dobrą trawę, powaliły drzewa.
Taka nie wytrzymał.Zawrócił, wskoczył na Mufasę.Bawół biegł w ich stronę.
-Bawimy się w zapasy?
-Złaś ze mnie.Zaraz..
Potężny ryk przywrócił bawoła do porządku.Zawrócił.
Ahadi wściekły podszedł do synów.
Taka szedł z brata.Ahadi posłał mu tak gniewne spojrzenie,jak jeszcze nigdy.
-Taka ,marsz na polanę przy skałkach.Widzimy się tam za dosłownie chwile. Zobacz,co narobiłeś!
Taka skinął głową.Tak naprawdę,nie chciał słuchać ojca ,ale zrobił to,ciekawy, co też ten pobredzi.
-Nie skrzywdziłby mnie,po prostu..
-Jest głupi,-syknął Ahadi,-proszę Mufasa,nie denerwuj mnie chociaż ty.Też sobie moment znalazł..
Mufasa skinął głową.Poszedł poszukać Sarabi.
Ahadi zwrócił się do Rafikiego.
-Wybacz,poznajesz Lwią Ziemię od złej strony.
-Będę miał okazję poznać ją bliżej.Postanowiłem zostać.
Ahadi westchnął.
-Przez Takę dobra trawa została podeptana, dobre drzewa przwrócone..muszę z nim porozmawiać. Rafiki, możesz wziąć baobab naszego starego szamana,Babu.
-Nie ma go?
-Nie mamy już szamana.Odszedł  i nie znaleźliśmy nowego.
-A może ty się zgodzisz?-Zuzu podleciała do Rafikiego.
Mandryl się zaśmiał.
-Byłem co prawda szkolony na szamana,ale..
-Zgodzisz się?-spytał z nadzieją złoty lew
-Zgodę,-zaśmiał się Rafiki.Dlaczego by nie?

Ahadi odszedł.
Rafiki zwrócił się do Zuzu.
-Liczę na twoją pomoc.Dobra z ciebie przyjaciółka.
-Pomogę ci z chęcią. To jeszcze zapewne nie jeden raz,kiedy będziesz mnie potrzebować,-z radością odparła majordamuska.

Hejka!
Niektóre fragmenty są wzięte z "A Tale of Two Brothers" ,ale resztę zmieniłam.
Pojawił się w końcu Rafiki!
Zdradzę wam,że w wrześniowym nowym rozdziale, Taka dostanie już swoją bliznę.Mam już obrazek ;)
Pozdrawiam.


wtorek, 14 sierpnia 2018

#35 Kłopotliwa susza

Uru wybiegła z jaskini.Ciche kroki nawet nie zadudniły o ziemię,kiedy lwica z gracją wspinała się na szczyt Lwiej Skały.
Usiadła ,wpatrzona w horyzont.Ogon położyła na łapach.Uru wzięła głęboki wdech i wydech, ciesząc się z kolejnego udanego poranka.
Lwica zmrużyła lekko oczy,kiedy słońce coraz bardziej wchodziło na najwyższy punkt na niebie.
Za chwile będzie musiała wzbudzić stado.
Zauważyła Ahadi'ego, który właśnie wrócił z porannego obchodu terytorium.Lew przywitał ją skinieniem głowy,nim przysiadł obok niej.Pocałował lwicę w czoło.
-Na co patrzysz?
-Na Lwią Ziemię.Jest naprawdę piękna,-brązowa lwica znów przeniosła wzrok na horyzont, w jej oczach mignęło coś,-Tylko robi się strasznie gorąco.Chyba nadeszła pora sucha.

*
Uru miała rację -na nieszczęście.
Słońce mocno grzało i ani myślało dopuścić deszcz, by rośliny poczuły chodź odrobinę wody.Na niebie nie było często żadnych chmur.
Chodź nocami robiło się chłodniej, to i tak można było powiedzieć ,że Lwia Ziemia przypominała trochę pustynię.
Wiatr ,jeśli wiał ,to suchy i nieprzyjemny.
 
Uru zaniepokoiło ,kiedy rośliny zaczęły się kurczyć ,a niektóre zwiędły. Brązowa teraz częściej wychodziła na obchód,żeby oglądać ,co dzieję się z Lwią Ziemią.
 
Zwierzęta nie sprawiały większych problemów, do czasu, aż po upływie dwóch tygodni od początku Pory Suchej ,woda zaczęła maleć, niknąć ,aż w końcu zostały niespełna dwa zbiorniki z wodą na całej Lwiej Ziemi .Drugi jednak też miał wkrótce zniknąć.
 
Zwierzęta sawanny, od tego czasu, potrafiły bić się i kłócić o chociażby małą krople.Gryzły się do krwi, lub obrażały w okropnych słowach. Harmonia zaczęła  prysnąć.
 
Uru z niepokojem wypatrywała każdego nowego dnia.
Znów musiała zmrużyć oczy ,kiedy słońce puściło promienie na jej jasne czerwone oczy. Lwica potrząsnęła głową z niezadowoleniem.
 
-Taka,-zawołała 
Niemal od razu młodszy brązowy książę, pojawił się u jej boku.Polizała syna za uchem.
-Weź swoją Lwią Straż i nadzorujcie dzisiejszy dzień.Postarajcie się zapanować nad kłótniami,tylko pamiętaj,żeby nie zbliżać się do bawołów.Kiedy jest gorąco,są jeszcze bardziej agresywne.
-Dobrze ,matko.Możesz mi zaufać,-Taka wyprostował się .
 
Prędko zbieg z Lwiej Skały, wołając : Lwia Straż służyć ma..
Z jaskini koło Lwiej Skały, dobrze ukrytej ,wybiegła czwórka lwów,wołając: ..puki Lwia Ziemia będzie trwać.
 
Uru spoglądała chwile za nimi .Odwróciła się ,by spojrzeć ,kto został w lwiej jaskini. Kilka lwic,które akurat nie poszły na polowanie obiadowe,oraz lwie nastolatki.Wypatrzyła również wzrokiem Mufasę .
Westchnęła z ulgą, przywołując do siebie syna.
Mufasa ,podobnie jak brat,podszedł do niej od razu.Bardzo szanował swoją mamę.
Uru polizała złotego za uchem.
-Jesteś mi dzisiaj potrzebny.
-Co mam robić?
-Pora sucha jest nie do zniesienia.Mój ojciec opowiadał,jak było za jego czasów i to w ogóle tego nie przypomina.-przeszła do sedna,-Mógłbyś ruszyć z ojcem na obchód wzdłuż granicy? Proszę.
-Dla ciebie zawsze,-skinął głową Mufasa,-gdzie ojciec?
- Nie długo przyjdzie.Poczekaj na niego w jaskini.
Mufasa odwrócił się ,wbiegł do jaskini, od razu podchodząc do Sarafiny i Sarabi.Zaczął z nimi rozmawiać.
Uru uśmiechnęła się.Pamiętała ,jak sama była w jego wieku.Teraz wszystko szybciej leciało i wydawało się trudniejsze.
*
Ahadi wybrał się na spacer..chodź można było powiedzieć ,że patrol.
Był akurat świadkiem,jak Lwia Straż jego młodszego syna łagodzi konflikt dwóch krokodyli ,oraz późniejszy stada antylop i zebr.
 
Ahadi nie zapomniał jednak,że to on jest królem.
Jego czujny wzrok zauważył,że słoń i nosorożec ,mierzą się nieprzyjaznym wzrokiem.Złoty od razu skierował się w ich stronę powolnym krokiem.
-Twierdzisz,że to ty potrzebujesz tej wody? Nonsens!-krzyknął Słoń,-Jestem większy,potrzebuje jej bardziej.
-To jest najlepszy zbiornik! Nie zamierzam stąd odejść! Zmuś mnie!
-Przestać oboje,- Ahadi zbliżył się ,warcząc.
Zwierzęta już nie przypominały tych jak dawniej,były chudsze,ale również pozostały silne.Musiał być ostrożny.
Słoń i Nosorożec ,zmierzyli króla nieprzyjaznym spojrzeniem ,ale lekko pochylili czoła.
-Przegonisz go?-spytał Słoń
-Nie zamierzam i ty też tego nie  zrobisz,-syknął lew,-Podczas suszy wszyscy muszą się zjednoczyć,żeby przetrwać.
-Żeby przetrwać..-zaczęła gepardzica ,w dziwne cętki ,-To powinno się działać wbrew Kręgowi Życia.
-Takie pomówienia powtarzaj sobie na Złej Ziemi,-warknął Ahadi,że gepardzica z oburzeniem odeszła,ale i strachem.
Ahadi znów zwrócił się do Słonia i Nosorożca.
-Starczy dla was obojgu.Jeśli jednak się już napiliście,odejdźcie.
Zwierzęta spojrzały na siebie.Posłuchały i każdy odszedł w swoją stronę.
Ahadi westchnął z ulgą.
Spojrzał przed siebie.
Kolejne zwierzęta :Gepard i guziec :szykowali się do bójki .
Król westchnął gorzko.Zapowiadał się męczący dzień.
*
Uru weszła powoli do jaskini,żeby przyjrzeć się złapanej zwierzynie przez lwice polujące.Zawsze polwoały dobrze,by stado było syte.Zdziwiła się więc,kiedy dostrzegła chudą antylopę,niemal same kości i dwie zebry,gdzie tylko jedna była jak za świetności Lwiej Ziemi.
Uru wybałuszyła oczy.
-Tylko tyle złapałyście?
-Starałyśmy się ,królowo.-lwica imieniem Sarah ,pochyliła głowę z szacunkiem.
-Zwierzyna zrobiła się teraz czujniejsza,chudsza.Na domiar złego jest gorąco,-wysapała lwica Binti
-Gorzej jednak z tym,że drugi wodopój jest mniejszy i pewnie zaraz wyschnie.Mamy mieć tylko jeden na całe tygodnie pory suchej?-spytała przerażona lwica Uzuri
Uru musiała przyznać im racje.
Postanowiła więc,że dzisiaj nie będzie jadła,byle by jej stado się najadło.Ono było dla niej najważniejsze.
 
Zawołała do siebie Zuzu.
-Poprowadź powietrzy patrol.O wszystkim co niepokojące mnie informuj.
-Dobrze,-Zuzu przytaknęła.
Wzbiła się w niebo , by polecieć wykonać rozkaz.
 
Mufasa zabrał Sarabi i Sarafinę na spacer i Uru się trochę o nich obawiała.Teraz zrobiło się bardziej niebezpiecznie.

Królowa Lwiej Ziemi ,spojrzała na niebo.Prawie zachód słońca, chociaż zapanujeę mała ulga.
 
Lwica znów usiadła na czubku skały .Musiała pomyśleć.
*
Dla Uru wszystko stało się jasne następnego dnia,kiedy znów w oddali widziała kłótnie dwóch gepardów.Westchnęła gorzko.
 
Odwróciła się w stronę Ahadi'ego,który właśnie się obudzić.
Złoty usiadł obok niej.
-Znów wcześnie wstałaś.Uru,nie chce żebyś musiała się martwić.
-Nie mamy szamana..pora sucha jest zbyt okropna,wybuchają kłótnie,nie długo będziemy cierpieć głód i pragnienie..
-Do tego te hieny, co się tu wymykają,-mruknął Ahadi
-Mam pewien pomysł.-dokończyła Uru,jakby w ogóle nie słuchając wypowiedzi partnera,chodź było na odwrót.
Ahadi podniósł na nią pełen nadziei wzrok.
Uru spojrzała na niego pewna swojej decyzji.
-Muszę odejść z Lwiej Ziemi.Znajdę źródło z wodą i poszukam jedzenia.
 
 
Hej! Ten rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie,więc mam nadzieję,że wam się spodobał:chodź skupia się tylko na jednym temacie: i że zostawicie komentarze.
Chce powiedzieć,że teraz inspiruje się pewnym komiksem z Króla Lwa.Chodź w następnym rozdziale ,będzie to lepiej widać.Pojawi się moja ukochana postać i pewnie wasza też.
Możecie odpowiedzieć mi na pytanie,czy Lwia Ziemia jakoś upora się  z suszą i czy Uru odejdzie naprawdę.
Pozdrawiam c:


#34 Lwi Strażnik

Mufasa ,otworzył lekko prawe oko.Kiedy zauważył,że jest jeszcze wcześnie,ziewnał i delikatnie wstał,by nie budzić śpiącej obok niego Sarabi.
Później jednak wpadł na pewien pomysł.
Schylił się więc do lwicy ,polizał ją za uchem.
Sarabi otworzyła oczy, wpatrując się od razu w niego.
-Muffy?
Mufasa wzrokiem podpowiedział jej,żeby wyszła z jaskini. Sam wykonał to szybko, by zacząć wspinać się już na czubek Lwiej Skały.

Usiadł wpatrzony w horyzont.

Sarabi,ruszyła wolno za nim,ale przy prawie szczycie się zatrzymała.Spojrzała na lwa niepewnie.
-Nie mogę tutaj wchodzić.Tylko rodzina królewska może tutaj siedzieć,Mufasa.
Mufasa odwrócił się do niej.
-Ale ty już należysz do rodziny,-podał jej łapę,żeby ją zachęcić.
Sarabi leciutko skinęła głową.Weszła wyżej ,siadając obok księcia.
Złoty lew objął ją ogonem i teraz oboje wpatrywali się w horyzont.
-Piękny widok.
-Mam tu piękniejszy,-wyszeptał Mufasa,zwracając się do partnerki.
Gdyby nie futro,Sarabi pewnie by się zarumieniła.

Słońce zaczęło wolno się pokazywać, naznaczając niebo pomarańczowym blaskiem,który w miarę jak słońce wschodziło wyżej ,rozjaśniał się, tak jak samo słońce.
Sarabi wybałuszyła więc oczy ze zdziwienia.Nigdy nie widziała jeszcze tak pięknego wschodu słońca.
Położyła głowę na ramieniu syna Uru, z westchnieniem oglądając wschód.Jej oczy błyszczały z zachwytu.Wydała z siebie ciche "łał".
Mufasa z triumfem ,polizał ją w policzek.
-Kiedy tylko zostanę królem,obiecuję,że będziemy oglądać go codziennie.
*
Taka przeciągnął się.Ziewnął,odsłaniając różowy język.Od razu spojrzał na rodziców,śpiących jeszcze smaczniej.
 
Taka wiedział,że całe stado dzisiaj śni,ale zapewne za chwile się zbudzi.Ahadi na patrol, Uru wołać lwice do polowań ,a także wysłuchać raportu Zuzu.
 
Brązowy książę ,pomyślał szybko,że Lwia Straż może już zacząć wykonywać swoje obowiązki.Czuł się dumny ,że jest liderem.Uważał,że świetnie się do tego nadaję.
Wykonywał swoje obowiązki najlepiej jak potrafił.
 
Wyszedł z jaskini,starając się być cicho i z zazdrością pacnął ogonem o ziemię.Sarabi i Mufasa ,przytuleni wpatrywali się w coś na czubku ich domu. Powinna być jego.. Taka fuknął ze złości.
 
Szybko zszedł po kamiennych schodkach na dół, by udać się do jaskini za Lwią  Skałą. Jaskinia była starannie ukryta, ale po lianach ,Taka łatwo ją rozpoznał.
Wszedł do środka.
Od razu obejrzał  wnętrze. Było czysto,po ich porządkach.Askari nie zaniedbał aż tak bardzo dawnej jaskini jego straży.
 
Tace przypomniała się druga jaskinia na Lwiej Skale,gdzie to on lubiał przebywać.Wyciszał się.Do tego było tam chłodno i szybciej schodziło się na dół,niż po schodkach.
 
Syn Uru, rozejrzał się uważniej. Wszystko na swoim miejscu,nawet rysunki przedstawiające dawniejszą i obecną Lwią Straż.
Taka wystawił dumnie pierś.On był tam narysowany,w samym środku.
 
Wyszukał wzrokiem swoich przyjaciół ze straży i obudził ich rykiem.Lwy więc od razu skoczyły na równe łapy,patrząc na niego z gniewem.
-Czemu nas budzisz?-spytał Nguvu
-Pora ruszyć na patrol.Lwia Ziemia może nas potrzebować,a wy sobie śpicie!
-A ty niby zawsze ranny ptaszek?-zażartował Jasiri
Nie kłócili się dłużej .Posłusznie wyszli na zewnątrz ,kierując się w stronę wodopoju.Sawanna była duża ,ale dadzą sobie radę do wieczora ,przeczesać cały teren.
*
-To gdzie dzisiaj idziemy?-spytał Mufasa Sarafiny.
Lwica wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia.Może znowu nad wodopój.Fajnie się tam rozmawia,co nie,Sarabi?
Sarabi przyznała lwicy racje.
Akurat nie musiały się uczyć,więc miały czas.
 
Zira także go miała.
Wymknęła się z rodzinnej jaskini,żeby teraz wbiec na Lwią Skałę ,podejść do księcia Mufasy i spytać:
-Jest twój brat?
-Chyba wyszedł.
-Idziemy nad wodopój,przyłączysz się?-spytała Sarabi
-No..niech będzie,-westchnęła Zira.Chciała pokazać Tace kilka ciekawych miejsc,ale skoro był zajęty.Jej przyjaciółki także.
 
Podążyła za Mufasą,Sarabi i Sarafiną ,we wcześniej wspomnianą stronę sawanny.
*
Uru, Ahadi zajęli się sprawami królestwa ,z resztą jak zawsze.
 
Każdy miał na Lwiej Ziemi jakiś obowiązek.
Lwiątka by się bawić,
Nastolatkowie by się uczyć,
a lwice polujące by zapewniać pożywienie stadu.
 
Najgorzej jednak mieli władcy.
Uru ,co musiała każdego ranka budzić stado,wysłuchiwać długich raportów Zuzu,oraz łagodzić konflikty i
Ahadi ,co musiał chodzić na obchody,oraz zajmować się przestrzeganiem praw Kręgu Życia ,przez wszystkich mieszkańców sawanny.Skupiał się także na odganianiu wrogów:jak hieny czy szakale.
 
Trzeba było jednak przyznać,że każdy był w swoich obowiązkach najlepszy i że kochał to co robił.
 
Czasem,gdy Uru myślała o Themie, jak jej się żyję,co robi, zajmowała się obowiązkami,by nie poddać się smutku.Jako królowa była przecież dla stada ,jako lwica dla swoich dzieci i partnera ,a jako Uru-dla siebie samej.
*
Taka nie zwalniał tępa.Biegł przez sawannę,a krok za nim ,jego towarzyszę.
Mtazamo uważnie rozglądał się ,wypatrując zagrożenia,lub kogoś,kto będzie wołał o pomoc.Przy tym nie przestawał się uśmiechać.
 
W końcu lew coś wypatrzył.Zatrzymał się,więc wpadł na niego Haraka.Lew obruszył się.
Mtazamo powiedział do Taki:
-Widzę coś.To..słoń!
-Ma jakieś kłopoty?-spytał Taka
-Inaczej bym cię nie informował,-powiedział Mtazamo
 
Taka zakręcił w kierunku ,który pokazał mu najbystrzejszooki.Na wszelki wypadek,wyszłał jednak przodem najszybszego Harakę.On,Nguvu i Jasiri,wystawili pazury,na wszelki wypadek.
 
Słoń miał zaplątaną trąbę o gałąź.
-Jakoś damy radę.Haraka,Jasiri..spinajcie się na drzewo,my bronimy tyłów.
Lwiej Straży szybko poszło z uwolnieniem słonia.
 
Spodziewali się odpoczynku,kiedy nagle Mtazamo powiadomił ich, że stado zebr opuściło swoje pastwisko w panice.
Pewnie goniły ich gepardy ,które do tego wcześniej polowały na antylopy.
Taka się więc wściekł.Nie można naruszać kręgu życia!
Spojrzał na Harakę,Mtazamo i Nguvu.
-Wy biegnijcie zatrzymać stado i sprowadzić ich znowu na pastwisko.Ja i Jasiri zajmiemy się gepardami.
Wszyscy zgodzili się na to rozwiązami.Musieli jednak działać szybko.
 
Haraka puścił się biegiem na przód,żeby zablokować im przód,natomiast Mtazamo i Nguvu bronili boków i by się nie oddalali.
Haraka pogonił stado w bok.Było ciężko,ale pomału wracali z zebrami na pastwisko.
 
Taka i Jasiri rozmówili się z gepardami.
Kiedy już zwierzęta odeszły, lwy usłyszeli śmiech.
Spojrzeli prędko w stronę dźwięku.
Zauważyli Sarabi,Sarafinę ,a obok Mufasę,patrzącego na nich.
-Świetna robota bracie! Tak trzymaj,lwi strażniku!
-Byliście świetni,-zatrzepotała rzęsami Sarafina.Taka wyprężył się,myślać ,że to do niego.Jednak Sarafina zwróciła się do Jasiriego,który w zamian się uśmiechnął.
 
-Mamy kolejny problem,-Mtazamo ,krzyknął to,kiedy już zakończyli misję.Taka przewrócił oczami.Trzecia tego dnia? Serio?!
-Co tym razem?-spytał
-Spóźniliśmy się na obiad.
Powiedział to z taką poważną miną,że cała czwórka wybuchła głośnym i radosnym śmiechem.Mtazamo w końcu się do nich przyłączył.Czy to było aż takie zabawne,że do wieczora będą głodni? Raczej nie, ale i tak woleli śmiech  ,od zmęczenia.
 
Byli jednak lwimi strażnikami i to nie była ostatnia tego dnia misja.
*
Kiedy niebo stało się granatowe i pojawiły się na nich złote gwiazdy ,migoczące na niebie, Sarabi i Mufasa już dawno leżeli,obserwując je.Były piękne.Przytulili się do siebie ciaśniej.
 
Uru obserwowała gwiazdy ze szczytu Lwiej Skały.Także uważała je za piękne, ale bardziej wypatrywała jakiegoś znaku.One jednak milczały,tak jak jej duchowy przewodnik.Coś się miało wydarzyć,czy była to cisza przed burzą?
Uru jednak pomyślała,że to tylko spokojna,gwieździsta noc i kto wie,może miała rację?
 
Trochę krótko i..nudno? Przepraszam,ale uwieście,że się starałam.W każdy rozdział wkładam serce. Wrzucam dwa na raz, na 36 musicie poczekać do może czwartku c: Pozdrawiam.


niedziela, 12 sierpnia 2018

#33 W tym czasie u Themy

Kiedy odchodziłam z Lwiej Ziemi, byłam smutna.Kto w końcu  by nie był,opuszczając dom,bez pewności,że zobaczy go jeszcze kiedyś.Do tego zostawiłam rodzinę,bez pożegnania.

Przechodząc przez granicę ,straciłam tytuł księżniczki. Nie byłam już księżniczką Themą, najstarszą córką króla Ahadiego i dziedziczki tronu po wielkim Mohatu, królowej Uru. W pamięci pozostali mi moi bracia, Mufasa i Taka. Wiedziałam,że wyrosną na cudowne lwy i że Lwia Ziemia będzie miała godnych stróżów.Pozostało jednak swego rodzaju złe przeczucie ,Taka bywał nerwowy,zwłaszcza kiedy ojciec zapominał,że w ogóle istnieję.

Po opuszczeniu domu, zostały mi zdjęte wszystkie obowiązki,ale doszły zmartwienia.Łapy niepewnie przedzierały ziemię.

Z rozmyślań wyrwał mnie Kisa.Szary lew spojrzał na mnie przez ramię i zwolnił kroku,bym się z nim zrównała.
-Cieszysz się? To było przecież twoje największe marzenie.
-Oczywiście,że się cieszę.Srebrna Ziemia jest na pewno piękna..
-Tak.Pokaże ci coś ekstra,kiedy tylko dojdziemy!
-A właściwie..-tata Kisu odwrócił się w naszą stronę,-Dlaczego twoi rodzice kazali nam tak szybko opuścić Lwią Ziemię?
-Bo..w waszej jaskini mają zamieszkać ..ważni goście z Rajskiej Ziemi..-skłamała Thema
Kisa skinął głową.
-Dokładnie.
-Srebrna Ziemia ma bardzo ciekawą historię,-zaczęła mama Kisy.
Szary lew od razu wybałuszył oczy i chyba się zarumienił.Cicho zachichotałam.
-Chętnie posłucham
-Więc ,dawno temu nazywaliśmy się księżycowoziemcami.Nasze jedzenie oddawaliśmy w hołdzie wielkiemu lordowi,który przewodził wówczas naszą krainą.Głodowaliśmy,byliśmy smutni i zmęczeni.Lord mówił jednak,że to jest wola księżyca.I pewnie dalej by w to wierzono,gdyby nie Luna Wielka.Szara ,błyszcząca sierść ,były jakby zesłane przez księżyc.Lwica przekonała wszystkich,że ten styl życia nikomu nie służy i na pewno księżyc by tak nie chciał.Wygnaliśmy więc lorda, a Lunę ustaliliśmy wówczas królową.Zapoczątkowała dobrą erę dla ziemi,a jej sprawiedliwość ,była chwalona przez wszystkie inne ziemię.Jej ród włada aż do dzisiaj,chodź ziemia nazywa się teraz Srebrną.
-Bardzo ładna historia,-przyznałam,nie zwalniając tępa.

Podróż ,którą musiałam przejść do Srebrnej Ziemi była naprawdę długa.Łapy bolały więc mnie od ciągłego wysiłku,ale dzięki miłej atmosferze rodzinnej ,w ogóle się tym nie przejmowałam.Mama Kisy, Binti ,była świetna w polowaniach.Pokazała mi świetne,nieznane wcześniej techniki.
Zwiedziłam po raz pierwszy dżunglę,widziałam wiele pięknych ziem,na których zatrzymywaliśmy się na odpoczynek i wysłuchałam najlepszych historii.
Miło więc wspominam tę podróż.

W końcu jednak i ona musiała się skończyć ,gdy dotarliśmy do Srebrnej Ziemi.
Na początku zdawało mi się,że niczym nie różni się od innych.Pełno wodopoji, wysokie trawy dobre do polowania, pełno zwierzyny i drzew.
Jaskinia główna stada ,nie przypominała Lwiej Skały.Była bardziej okrągła i nie wchodziło się do niej po schodkach,była przyziemna.

Rodzinę Kisy powitano z wielkim szacunkiem,widać cieszyli się dużą sławą,pewnie dlatego,że Kisu i jego ojciec,Barafu,byli jedynymi samcami.

Mnie powitano wielkim zdziwieniem.
Pani Binti wszystko jednak wytłumaczyła:
-Poznajcie proszę Themę.Porzuciła życie księżniczki Lwiej Ziemi,by zamieszkać na Srebrnej Ziemi.Postanowiłam ,że powinna zostać jedną z lwic polujących,-kiedy stado przytaknęło,zwróciła się do syna,-Kisa,oprowadź Themę.
Szary lew skinął głową z uśmiechem.Przewróciłam wtedy oczami,ale z ciekawością ,ruszyłam za nim spokojnym krokiem.

Kisa był dumny ze swojej ojczyzny.Pokazał mi najlepsze pastwiska do polowań,na których jak się okazało,miałam polować z innymi lwicami polującymi.Pokazał mi również kotlinę,w której ćwiczyło się sztukę walki, oraz baobab w którym leczyła gepardzica Maji.
Właściwie,w jeden dzień poznałam całą okolicę mojego nowego domu.

Słońce pomału zachodziło.Zmarszczyłam brwi.
-Może powinniśmy już wracać?
-Nie..muszę ci coś pokazać.Przecież obiecałem.
Zgodziłam się.Dlaczego nie?
Lubiłam jak ktoś dotrzymywał obietnic,zyskał w moich oczach.

Zaprowadził mnie do jednego z wodopojów, mieszczącego się bardziej na uboczu.Kisa usiadł przy jego brzegu i zachęcił mnie,bym zrobiła to samo.
Usiadłam koło lwa.
-Więc..co chciałeś mi pokazać?
-Cierpliwości,-szepnął szary lew.
Niewiele czasu później,słońce zaszło a jego promienie przemknęły przez jezioro błyszcząc.Gwiazdy odbiły się w nim,chociaż niebo pozostało bez migających punkcików.
Oczy mi błysnęły.
-Kisa,to jest wspaniałe!
-Mówiłem,-uśmiechnął się lew
To zdecydowanie utwierdziło mnie w przekonaniu,że Srebrna Ziemia nie jest zwykłą ziemią.

Następnego dnia, musiałam wstać wcześnie.Chętnie jednak ruszyłam za lwicami w stronę polany,na której polowały.
-Mam nadzieję,że księżniczka umie polować?-spytała pomarańczowa lwica
-Oczywiście,że umiem,-przyznałam
-To się okażę,-mruknęła czarna lwica
Wyszukaliśmy stada antylop.Przykucnęłam.Oczekiwałam na znak od głównej lwicy polującej,która okazała się tą samą czarną lwicą.
Wolno skradałam się ku antylopie,łapa za łapą,nigdy pod wiatr.Spokojnie,cierpliwie.
Lwica dała znać.
Skoczyłam i od razu zabiłam antylopę.
Reszta lwic polujących,spojrzała na mnie błyszczącymi oczami.
-Świetna robota!
-Genialnie!
-Witamy w stadzie!
Zapolowałyśmy jeszcze na dwie takie same,nim skierowaliśmy się do jaskini głównej.
Czarna lwica zatrzymała mnie na chwile.
-Widzimy się przed zachodem na drugim polowaniu.I wiesz co..-lwica uniosła głowę,-..nic dziwnego,że książę się z tobą szlaja.
-Książę?
-No tak,przybyłaś tu przecież z rodziną królewską i spędzasz czas z księciem Kisą,-powiedziała czarna lwica.
-No tak..wiesz,muszę iść.Nie jestem głodna,-poderwałam się do biegu.Musiałam jak najszybciej znaleźć szarego lwa.

Czekał na mnie przy skałkach.Podeszłam do niego wściekła.
-Jesteś księciem?! Jak to możliwę? Czemu nie mówiłeś?
-Chciałem ci powiedzieć...ale jeszcze nie teraz,-szepnął Kisa,uśmiechnął się,-ale czy to coś zmienia?
-Tak! Mogłeś być szczery! Teraz nawet nie wiem,czemu się ze mną przyjaźnisz
-To chyba jasne.Po prostu mi się podobasz.Twój charakter,wdzięk ,wygląd..wszystko.
Zamrugałam kilkukrotnie,nim przeniosłam wzrok na łapy.
-Przemyślę to,dobrze?
-Znamy się raczej długo.
-Nie aż tyle.Przemyślę to,-mruknęłam.
Postanowiłam resztę  dnia spędzić z lwem,dalej przecież nie znałam tej ziemi.
Do tego przestałam myśleć o rodzinie.Czułam,że wszystko im się ułoży.Lwia Ziemia była przecież potęgą i nic nie mogło jej zagrozić.

Jak mówiłam, stawiłam się przed zachodem słońca na zbiórce lwic polujących.Czarna lwica nazywała się Dotty, a pomarańczowa Idia-i to właśnie one zostały moimi przyjaciółkami w stadzie.

Kolejne dni mijały i w końcu podjęłam decyzję.
Zaprosiłam Kisę do miejsca koło jeziorka.
Znów błysnął niezwykłością.
-Więc..zgadzam się.
-Na co?-spytał lew
-Na zostanie twoją dziewczyną,czy nie o to ci chodziło?
Lew uśmiechnął się.Odwzajemniłam uśmiech i zrobiłam to tak ,jak tylko ja potrafiłam.Przytuliliśmy się i tę noc spędziliśmy oglądając gwiazdy.

Dni mijały, a ja już całkowicie zapomniałam o domu.Wiedziałam,że byłam lwioziemką i jak nazywają się członkowie mojej rodziny.Polubiłam Srebrną Ziemię jak swój nowy dom.Miałam przyjaciółki,z którymi się trzymałam i wspaniałego partnera.

W końcu nawet  nie zauważyłam,kiedy minęły te wszystkie miesiące.Jako lwica polująca robiłam jednak ciągle to samo.Polowania.Polowania.Czasem spotkanie z przyjaciółmi i partnerem.

Byliśmy z Kisą narzeczeni,kiedy jego rodzice odeszli.Zginęli w pożarze ,który spustoszył naszą ziemię.Całe stado żyło od tego dnia w przestrachu,który naprawiłam.Z Kisą zostaliśmy nowymi władcami,więc musieliśmy przywrócić znów charmonie i ład.

Nigdy nie sądziłam,że zostanę królową.Dla mojego ojca ,jasne było,że pomimo iż byłam pierworodna,nie objęłabym nigdy tronu.Dla stada to że byłam lwicą.
Okazało się jednak, i też ku mojemu zdumieniu,że dobrze sobie radziłam.Potrafiłam przerwać kłótnie, wymyślić plan.

Jednak najpiękniejsza informacja w moim życiu, miała wkrótce nadejść i było to coś,czego nikt nie mógł tak po prostu zaplanować.

Obudziłam się o świecie,z bólem głowy.Usiadłam.Spałam na podwyższeniu i miałam stąd dobry widok na całe stado.
Zaryczałam ,by oznajmnić lwicą ,że pora na polowanie.
-Idziesz dzisiaj z nami?-spytała Idia
-Wybacz Id,ale strasznie boli mnie głowa.Chyba przejdę się do Maji po jakieś zioła
-Dobrze,-skinęła głową pomarańczowa lwica.
Obudziłam liznięciem w policzek Kisę.Lew przeciągnął się.
-No hej.Co dzisiaj porabiamy?
-Co TY porabiasz.Musisz iść na patrol,-uśmiechnęłam się
Kisa przewrócił oczami,ale wiedziałam,że naprawdę lubi te patrole.Wybiegł z jaskini.Ja ,udałam się w stronę baobabu szamanki.
Po drodze musiałam jednak pogodzić skłócone zebry,a nie było to łatwe.

Gdy dotarłam w końcu na baobab,Maji objęła mnie przyjaźnie.
-Dawno cię nie widziałam,co słychać?
-Byłoby dobrze,gdyby nie bolała mnie głowa i brzuch,-mruknęłam,ale mimo wszystko się uśmiechnęłam,co spodobało się szamance.Aż przypomniał mi się Babu.
Maji zaprosiła mnie na tyły i przebadała.
Uśmiechnęła się delikatnie po badaniach.
-Gratuluję ,Thema.To świetna wiadomość dla Srebrnej Ziemi.
-Mianowicie?
-Spodziewasz się lwiątka
Wiadomość zbiła mnie z łap.
Podziękowałam Maji i szybko opuściłam baobab.Musiałam przejść się na spacer,żeby wszystko przemyśleć.

Zdecydowałam się jednak wyznać wszystko Kisie.
Podbiegłam do lwa,kiedy wrócił z negocjacji z nosorożcami.
Przytuliłam go.
-Mam dla ciebie świetną wiadomość,-i pochylając się do jego ucha wyszeptałam,-Spodziewam się lwiątka.
Radości lwa nie przewidziałam.Cieszył się jak małe lwiątko,obskakując mnie i całując.Powiem,że też się wtedy ucieszyłam z wizji posiadania własnego dziecka.Miałam nadzieję,że będę tak wspaniała jak moja mama.I właśnie wtedy wyobraziłam sobie ból,jaki musiała przeżywać,kiedy odchodziłam.
Postanowiłam więc,dowiedzieć się co u nich słychać.Ale jeszcze nie teraz..

Całą ciążę przeleżałam,przegadałam z przyjaciółkami,czy myślałam o imionach dla dzieci.
Dzień porodu nadszedł więc nieubłagalnie.
Poczułam mocny skurcz,wezwano szamankę,ale właściwie wszystko pamiętam jak przez mgłę.Kiedy się ocknęłam, Kisa leżał obok mnie z brązowo-rudym lwiątkiem w łapach.Uśmiechnął się.
-Maji mówiła,że jest silny.Więc jego prezentacja będzie jutro.
-On? To syn?-ucieszyłam się.
Kisa włożył mi w łapy lwiątko,żebym mogła go przytulić.
-Syn.Pomyślałem,że nazwę go Furaha.Co powiesz?
-Myślałam nad Sawa,ale dobrze,niech będzie Furaha.-polizałam z czułością lwiątko,-Chce by jego życie było bezpieczne i szczęśliwe.
-I dopilnujemy,by takie było.

Prezentacja odbyła się następnego dnia.Wszyscy mogli podziwiać mojego skarba.

 
Kolejnego dnia,wzięłam synka w pysk,udając się na łąkę.Ułożyłam się na niej wygodnie,a synka w łapach.
-Hej Lili,-zawołałam do lwicy,która także położyła się na niskiej skale,naprzeciw mnie.Jej córeczka,złociutka Lyre, także położyła się w łapach lwicy.
 
 

Kto by pomyślał,że od tego dnia,nasze lwiątka się tak polubiły.Kiedy Furaha nauczył się chodzić,nie odstępował złotej lwiczki na krok.Postanowiłam więc ich zaręczyć,ale nie powiem im o tym od razu.

Dobiegliśmy do dnia dzisiejszego..
Otworzyłam leniwie oko,kiedy mój synek trącił mnie łapką.
-Mogę wyjść już nad wodopój?
-Pójść z tobą?
-Nie,pójdę z Lyre.Proszę.
-Dobrze,tylko bądź ostrożny,-szepnęłam.Podniosłam się i dałam znać lwicą,by ruszyły na polowanie,kontem oka widziałam,jak Furaha podbiegł do złotej lwiczki,obudził ją i wspólnie wybiegli z jaskini.
Uśmiechnęłam się lekko.
Kisa spojrzał na mnie.
-Może weźmiemy dzisiaj Furahę na oglądanie gwiazd?
-Jestem za.
-Idziesz dzisiaj na polowanie z lwicami? Bo ja muszę iść na patrol aż do granicy?
-Może jutro? Muszę coś załatwić,-skinęłam głową lwu.
Kocham polowania,ale naprawdę zajmę się tym jutro.Teraz czekało mnie coś ważnego.
Wybiegłam z jaskini,wcześniej żegnając się z partnerem.
Ruszyłam w stronę granicy,gdzie ,jak miałam rację,czekała już na mnie nasza majordamuska, Sassy. Sama wprowadziłam majordamusów na Srebrną Ziemię i nie żałuję.Bo oprócz zdawania raportów,była też świetna w przeszpiegach.

-I czego się dowiedziałaś?-spytałam,siadająć.
Sassy chrząknęła i zaczęła opowiadać.
-Babu odszedł z Lwiej Ziemi, Krąg Życia ma się tam dobrze.Taka zdobył ryk przodków i założył Lwią Straż.Wrogowie od czasu wielkiej bitwy nie atakowali.Więc jest okey.O,i lwice przygotowują się do dorosłości.
-Czyli moi bracia są już prawie dorosłymi?-zdziwiłam się.Ja sama już byłam dorosła,ale ostatnio jak widziałam moich braci,byli tacy mali.
A teraz Taka ma Lwią Straż..
Była  jakaś wojna?
Ile to minęło.
Pokręciłam  głową.
-Dziękuję ci Sassy.Możesz zrobić sobie dzisiaj wolne
Majordamuska skinęła głową ,wzbiła się w niebo i szybko odleciała.

Westchnęłam i ruszyłam na spacer.Musiałam to wszystko przemyśleć.Przy okazji, usiadłam koło wodopoju,by przyjrzeć się zabawie mojego syna,jego przyjaciółki i reszty lwiątek.Tak,Srebrna Ziemia urosła w siłę ,a będzie jeszcze lepiej.Ja,już tego dopilnuję.
I może pojawię się jeszcze na Lwiej Ziemi?
Chodź to zamknięty rozdział,to chciałabym jeszcze kiedyś się tam znaleźć,nawet na chwile.
Ale nie żałuję niczego.Wszystko jest takie,jakie być powinno.
Położyłam się.Mam jeszcze dużo czasu do nocy i gwiezdnego nieba.


Hej.Może nie wyszło tak,jak miało być,ale liczę,że mimo wszystko się wam podobało.Wiemy teraz przynajmniej,co wydarzyło się w życiu Themy.Następny rozdział,może jutro,może we wtorek.Pa! c:

#32 Pierwsze poważne obowiązki

O odejściu Babu,dowiedziano się od Uru.Otóż ku uldze,nikt nie chorował.Lwica jednak wypatrywała wciąż nowego szamana ,a nawet rozkazała ptaką wędrownym ,by rozwieścili,że takiego Lwia Ziemia poszukuję.Oczywiście tylko na zaprzyjaźnionych ziemiach.

Uru musiała jednak pamiętać także,że ma inne obowiązki.Odprawiała lwice na polowanie,uczyła Mufasę ,chodziła z małżonkiem na obchody, pilnowała harmonii i słuchała mieszkańców majestatycznej Lwiej Ziemi.

Taka przyglądając jej się,zastanawiał się ,czy podobała.Miał być przywódcą Lwiej Straży, pierwszej od czasów Askariego .Nie chciał nikogo zawieść.

Książę obudził się dzisiaj wcześniej.Od razu się przeciągnął i cicho wyszedł z jaskini.Nie był jednak pierwszym,który się dzisiaj obudził.Na szczycie Lwiej Skały zauważył jak ojciec udziela rad Mufasie. Krew go zalała,ale to ukrył,kiedy oboje zeszli z czubka.
Wtedy też,Uru wstała i obudziła lwice,by ruszyły na polowanie.Sama się do nich przyłączyła.

Mufasa podszedł do brata.
-Fajny dzień się dzisiaj zapowiada.Ale niestety,Sarabi,Sarafina będą na polowaniu próbnym,więc dopiero przed wieczorem się spotkamy przy wodopoju ,na oglądanie gwiazd.Będziesz?
-Spróbuję,-wybełkotał Taka,-ale nie zapominam o moich obowiązkach..Tak! obowiązkach
-Jakich?-zaciekawił się brat.Uniósł jedną brew wyżej ,-spanie i jedzenie?
Taka się zbulwelsował.Naprawdę? czy dla jego brata jest leniwym księciem? a może jeszcze niepotrzebnym!?
Taka dumnie uniósł głowę.
-Tak się składa,że jako lider lwiej straży,mam obowiązek zebrać najsilniejszego,najodważniejszego i inne takie...to bardzo ważne.Ważniejsze ,niż oglądanie z tobą kamieni czy słuchanie o wędrówkach słoni
-Myślę,że i tobie by się to przydało,-odpowiedział spokojnie Mufasa,-A! I myślę,że Sarafina jest szybka,a Jasiri..
-Sam wybiorę lwią straż! Dzię-ki!-Taka szybko szedł z lwiej skały,kierując się ku własnej sobie stronie.
Mufasa westchnął.
Zawrócił do głównej jaskini,gdzie za chwile miało być śniadanie.
***
Taka przeczesywał wzrokiem sawannę.Gdzie mógł znaleźć najlepszych z najlepszych w swoich dziedzinach?
 
Taka zatrzymał się na chwilę ,by przyjrzeć się treningowi gepardów i uśmiech nasunął mu się na pysk,kiedy przypomniał sobie opowieść jego mamy,jak ta sama zajmowała się małym gepardem.Może by tak..
Nie.
Taka pokręcił głową.Do jego drużyny należeć będą tylko lwy.
 
Rozpoczął poszukiwania najsilniejszego.
 
Uznał,że powinien szybko znaleźć kogoś kto będzie umiał podnieść jakiś kamień ,czy coś.Książę ,skierował się więc do głównej kotliny treningowej,gdzie młode samce ćwiczyły umiejętność walki.A do walki potrzebna była siła!
Taka ukrył się,bo nie zamierzał do nich dołączać i przyglądał się,jak lwy ze sobą walczą,aż doszło do bitwy finałowej.
 
Rozpoznał jasne futro Nguvu i ciemne futro Ndoto.Oba lwy rzuciły się na siebie,bez wyciągniętych pazurów.Tarzali się i leciutko gryźli,aż Nguvu powalił przeciwnika.
-Zbyt łatwo,-mruknął jasny lew.Spojrzał na resztę nastolatków.-Może byście tak wskoczyli na mnie wszyscy?
Nastolatkowie skinęli głowami i ze śmiechem ruszyli na lwa.Nguvu przygotował się.Ciemnogrzywy nastolatek wskoczył na niego,Nguvu go zepchnął.Powtórzył to samo z następnym.Rudogrzywy lew,chciał na niego wskoczyć ,ale Nguvu padł na plecy i odepchnął go tylnymi łapami.Oczywiście bez agrasji.
Następny,złotogrzywy skoczył ku niemu z łapami i chwile się siłowali,aż Nguvu powalił i go.
 
Taka wtedy postanowił wyjść z ukrycia.Podszedł do nastolatka.
-Musimy porozmawiać.Chodź.
Taka nie użył grzecznych zwrotów,to była misja,on był księciem i jego słowo jest rozkazem.Ba! Był przecież wnukiem samego Mohatu!
 
Nguvu poszedł za nim powoli.
Zatrzymali się o wiele dalej od kotliny i Taka tajemniczo się uśmiechnął.Nguvu był znany ze swoich napadów gniewu,więc nie zdziwił się,widząc ze lew z szramą na policzku i mniejszą na drugim,miał zły wyraz pyska.
-Czego chciałeś ,książę?
-Mam dla ciebie propozycję,-po czym chrząknął i mówił już dalej uroczyście,-Lwia Straż chroni Krąg Życia i jego mieszkańców,pilnuje porządku ,ale mogą należeć do niej tylko najlepsi.Ty jesteś najsilniejszy,więc zapraszam cię do mojej lwiej straży!
Nguvu wybuchł śmiechem
-To se wymyśliłeś zabawę!
-To nie zabawa! Moja matka ci potwierdzi i ojciec też,że Lwia Straż jest potrzebna
-I niby ty miałbyś nam przewodzić?-zadrwił
-Tak,ja! Bo przypominam ci,że jestem księciem i posiadam ryk przodków.Zobaczysz z resztą później.
-Ale nie następca tronu.Pokaż mi ten ryk
Taka zmarszczył brwi.On miał udowadniać!? Ale cóż..może lwu zrobi się źle ,kiedy Taka pokaże na co go stać?
 
Taka przygotował się,spojrzał na chmurę i zaryczał.Chmura pociemniała i spadła deszczem.Nguvu wybałuszył oczy ze zdziwienia.Taka nie wiedział,że tak umie! Musi później powiedzieć o tym Zirze.
 
-To co? Dołączysz do Lwiej Straży?
Nguvu pokiwał głową .Taka uśmiechnął się złośliwie:
-Więc podnieś ten duży kamień jako dowód swojej siły!
Nguvu podszedł do kamienia i go podniósł.
Taka ze zdziwieniem zobaczył na swoim ramieniu znak należenia do lwiej straży.Głowę lwa.
Podszedł do Nguvu,dotknął jego ramienia.Na jasnej sierści,pojawił się taki sam znak.
Od tond ,była ich dwójka.
 
Teraz trzeba było odszukać najszybszego.
 
Najszybszy zdecydowanie wolałby się ścigać. Dlatego więc książę Taka i jego towarzysz udali się obserwować gepardy i nie mylili się,kiedy zauważyli jak brązowogrzywy lew z paskiem jasnym na głowie,szykuję się do biegu.
Spojrzał na geparda obok siebie.
-Gotowy Mto?
-Pewnie,jak zawsze na zwycięstwo,Haraka!
-Do biegu! Gotowi? Start!-wykrzyczał ktoś w tłumie.
Haraka i Mto wystartowali z całych sił biegnąc.
Łapy ocierały się im o piaszczystą ziemię.
Mimo wszystko,gepard wygrał.Haraka skinął mu głową i podszedł do niewielkiego jeziorka,by napić się wody.
Taka i Nguvu podeszli do niego.
Lew odwrócił się,by na nich spojrzeć.
-O,elo książę i Nguvu!
-Elo? Nie ważne,-pokręcił głową Taka,zaczął,-Lwia Straż chroni Krąg Życia i jego mieszkańców,pilnuje porządku ,ale mogą należeć do niej tylko najlepsi.Ty jesteś najszybszy,więc zapraszam cię do mojej lwiej straży!
-A co będę z tego miał? ..znaczy ,zgadzam się,-uśmiechnął się lew
-Będziesz miał tyle,że jak staniesz się dorosłym,nie będziesz mógł opuścić Lwiej Ziemi wraz z innymi samcami,jak mówi tradycja! Będziesz miał zajęcie,-przekonał Taka
Dotknął ramienia lwa,gdzie także pojawiło się znamię w kolorze pomarańczy.
Lew spojrzał na nie niebieskimi oczami.
 
Tak,teraz trzeba było poszukać najbystrzejszego wzroku!
 
Czaple miały dobry wzrok,ale Taka szukał lwa.
Rozglądał się wraz z nowymi towarzyszami,ale nic nie dostrzegali.
Dopiero będąc blisko granicy,ktoś krzyknął:
-Uwaga!!
Taka,Nguvu,Haraka odskoczyli na bok w samą porę,gdyż w ich stronę poleciało niskie drzewo.
-Hę?
Taka spojrzał w idącego w ich stronę lwa.Wyglądał zwyczajnie.Miał futro takie jak Taka,na grzywie ciemnobiały pasek i zielone wyraziste oczy.
Lew zatrzymał się przy nich.
-Cześć,jestem Mtazamo
-Skąd wiedziałeś,że to drzewo spadnie?
-Widziałem je z polany antylop.Jak się pomału osuwało.
-Czyli masz dobry wzrok?-Taka uniósł wysoko do góry jedną brew
Lew skinął głową.
-Najlepszy.
-Więc..-Haraka spojrzał wprost na Takę.Książę skinął głową.
-Jestem Taka,to są Haraka i Mwanzo.-chrząknął,-Lwia Straż chroni Krąg Życia i jego mieszkańców,pilnuje porządku ,ale mogą należeć do niej tylko najlepsi.Ty masz najlepszy wzrok,więc zapraszam cię do mojej lwiej straży!
-Z przyjemnością dołączę,-uśmiechnął się nastolatek
Taka skinął głową.Położył łapę na ramieniu lwa,by także utworzyć znak należenia do lwiej straży.
 
Teraz musiał poszukać najdzielniejszego.
 
-Widziałem,jak Jasiri nie bał się zupełnie przejść po osuwającym się drzewie ,żeby uratować małą małpkę,-powiedział Haraka
-I co?
-Myślę,że się nada,-przytaknął Ngovu
-Nie chce go,-pokręcił głową brązowy
-Ale to jednak najodważniejszy lew.Nawet jego imię tak mówi,-powiedział Haraka,-No ziom,zgódź się!
-Dobrze.Niech ci będzie,-przewrócił oczami Taka
 
Znaleźli Jasiriego,jak wylegiwał się przy wodopoju.Taka zaczął bez ceregieri.
-Lwia Straż chroni Krąg Życia i jego mieszkańców,pilnuje porządku ,ale mogą należeć do niej tylko najlepsi.Ty jesteś najodważniejszy,więc zapraszam cię do mojej lwiej straży!
-Aaa..Mufasa mówił,że założyłeś Lwią Straż.I że królowa,król i Babu się zgodzili
-Dołączysz ,czy nie?
-Z chęcią.
Taka dotknął jego ramienia,że pojawił się na nim znak.
 
Taka spojrzał na swoją Lwią Straż.
 
On był najdzielniejszy
Nguvu najsilniejszy
Haraka najszybszy
Mtazamo miał najbystrzejszy wzrok
Jasiri był najodważniejszy

Same samce jak na nagrodę!
 
Taka uśmiechnął się.Pokaże co jest wart.
 
W oddali ktoś krzyknął.
Taka skinął głową.
-Lwia Straż do boju!
Cała piątka ruszyła w stronę odgłosu.
-To słonica Ellen.Zaplątała się w ostre krzaki węży!-oznajmnił Mtazamo.
 
Hej,wróciłam po długiej przerwie,która była mi i wam potrzebne c: Blog powrócił i od razu mam zaplanowane kolejne rozdziały.Pozdrawiam!