piątek, 26 lipca 2019

Epilog

Uru nigdy nie czuła się taka lekka. Rany których zaznała przez antylopy, nie piekły jej już, a wręcz zniknęły. Lwica poczuła, jak nabiera sił i unosi się. Dusza dawnej królowej opuściła ciało. Przez chwilę Uru była zagubiona, błądząc po nowym nieznanym jej dotąd świecie. Panował tu przyjemny chłód, było spokojnie, cicho i bezpiecznie.
Brązowe łapy nie dotykały chmur, gdy Uru szła przed siebie. Nigdzie nie dochodziła. Błądziła bez celu tak długo, dopóki pierwsze promienie nowego słońca nie przyćmiły ciemnego krajobrazu. Futro Uru pokryła mgiełka. Zielony oczy błyszczały, a na pysku po chwili pojawił się lekki uśmiech. Lwie Niebo.
Przed nią pojawił się blady płomień, do którego podeszła spokojnie.
Na chwilę oślepił ją nagły blask. To co na nią czekało, sprawiło, że lwica nie mogła się nie wzruszyć. Wiele lwów, wiele znajomych pysków, tak wiele barw oczu. Wszystkie sylwetki spoglądały na nią czujnie. Niektóre z uśmiechem, inne z troską, a jeszcze inne z powagą.
-Uru!
Lwica wstrzymała na chwilę oddech. Serce zabiło jej szybciej. W jej stronę szedł złoty lew, o czarnej grzywie i połyskujących zielonych oczach. Jego futro było bledsze niż kiedy żył, wciąż jednak go rozpoznawała.
-Ahadi..-puściła się biegiem  w jego stronę. Przytulili się.-Tak bardzo tęskniłam.
Ahadi odsunął się od niej. Spoglądali sobie długo w oczy, z pełną miłością.
Następnie koło Ahadi'ego stanął inny lew. Mohatu.  Ojciec i córka złączyli ze sobą ogony, a Mohatu przycisnął się do jej boku. Uru nie potrafiła nic z siebie wydusić.
Asali jako następna pojawiła się obok córki, rzuciwszy się na nią z pocałunkami. Za dawną królową poszedł Chaka. Brat i siostra długo nic nie mówili, ciesząc się od nowa swoim towarzystwem. W oczach Chaki błyszczała duma.
-Witaj, Uru.
-Jesteśmy znów wszyscy razem,-głos Asali był ciepły. Nosiła słodki zapach, który tak dobrze było ponownie czuć.
-Byłaś wielką królową. Troszczyłaś się o Krąg Życia. Zostaniesz zapamiętana w samych pozytywach,-powiedział Mohatu.
-Twoja droga w Kręgu Życia dobiegła już końca.-wzrok Ahadi'ego posmutniał.
Uru skinęła głową.
Lwica rozejrzała się. Duchy lwów szeptały między sobą ciepłe słowa na jej temat. Uru ulżyło, gdy pośród nich nie zauważyła Themy.  Wtedy jej radość z ponownego spotkania z najbliższymi, momentalnie znikła.
-Mufasa... Taka... Nie mogę teraz...
-Ciii, wszystko będzie dobrze. Lwia Ziemia wciąż będzie żyła,-Ahadi polizał ją za uchem. Lew ogonem wskazał na coś za Uru. Gdy lwica się odwróciła, jej oczom nie ukazał się już promień, a sadzawka. Woda błyszczała, odbijały się w niej gwiazdy. Uru otworzyła szerzej oczy. Kroki poniosły ją w tamtą stronę. Tylko... tam nie było już wody. Zamiast tego brązowa lwica widziała Mufasę, który ma opuszczoną głowę, oraz Simbę, który wtula się w łapy Sarabi. Sarafina płakała, przytulając swoją córkę, a Zira pewnie spoglądał na Rafikiego. Szaman wypowiadał słowa, które niosły ze sobą tyle cierpienia, ale ich znaczenie było jak najbardziej trafne. Zazu i Zuzu przyglądali się jak odprawiał pogrzeb. Ciało leżącej brązowej lwicy, było nasmarowane. Zapłonęło, gdy mandryl rzucił na nie patyk z ogniem. Rozniósł się dym. Rafiki pochylił głowę w zadumie.
Skaza siedzący za całym stadem, płaczących i pogrążonym w modlitwie lwów, uniósł głowę by spojrzeć na nocne niebo.
Uru zachłysnęła się. To był jej pogrzeb!
-Jesteś najjaśniejszą z gwiazd, Uru -Mohatu uśmiechnął się ciepło, gdy podszedł i położył jej ogon na ramieniu, -Będziesz mogła spoglądać na Lwią Ziemię, a nocami gdy ktoś będzie patrzył na niebo, będzie widział na nim twoją gwiazdę.
-A ja zawsze będę gotowa pośpieszyć z pomocą,-szepnęła Uru.
Jej życie dobiegło końca, ale nowy rozdział dopiero się otwierał. Kto wie, może zostanie w przyszłości Duchową Przewodniczką?
Uru, pozostała pogodna, odważna, wspaniała. Cokolwiek się teraz miało wydarzyć-pomyślała, idąc za najbliższymi głębiej do nieba-ona będzie czuwać.

1 komentarz: